"Klan": Czas na bunt Elżbiety!
Od 21 lat gra kobietę idealną, uosobienie spokoju, rozwagi i wyrozumiałości. Nie jest to wcale łatwe, dlatego Barbara Bursztynowicz czasami marzy, żeby jej bohaterka choć raz się… pokłóciła.
- Kiedy mam chęć rzucić rolę w "Klanie", znużona, zmęczona powtarzalnością, z miejsca pojawia się kontrargument: jak mogłabym to zrobić wiernym widzom? - mówi z uśmiechem pani Barbara.
Pani bohaterka to wzór żony, mamy, babci. Można powiedzieć - święta kobieta!
- I tego właśnie się boję. (śmiech) Bo przecież nie ma na świecie ideałów, a serialowe postaci, mimo oczywistych uproszczeń, muszą mieć jednak cechy prawdopodobne. Natomiast moja bohaterka bywa czasem tak anielsko dobra, że aż nierealna. Wtedy chciałabym prosić scenarzystów, żeby coś zmienili, dodali szczyptę pieprzu, wprowadzili jakiś konflikt, może bunt Elżbiety. Staram się z dystansem podchodzić do tej postaci, pewne kwestie, moim zdaniem zbyt naiwne, infantylne, okraszam zagadkowym uśmiechem. To taka moja "tajemna broń" przed nadmiarem słodyczy. Myślę, że widzowie doskonale to odczytują.
Trzeba jednak przyznać, że dzięki staraniom Elżbiety klan, który tworzą Lubicze, wciąż trzyma się razem.
- Takie jest właśnie przesłanie serialu, by pokazać fundamentalną rolę rodziny w życiu człowieka. Jest to szczególnie istotne w dzisiejszych czasach, kiedy wiele systemów wartości rozpada się na naszych oczach, kiedy tak bardzo łakniemy autorytetów, których coraz mniej wokół nas. W tym kontekście moja bohaterka rzeczywiście wypada bardzo pozytywnie, co przynosi jej społeczne uznanie.
Cieszy się nim także w gronie farmaceutów, jako kontynuatorka aptekarskich tradycji rodziny...
- Przed laty otrzymałam nawet statuetkę Gallena i tytuł Honorowego Aptekarza. Zdaniem szacownego grona farmaceutów moja postać spełniała wszystkie oczekiwania zawodowe. Pewna pani profesor farmacji z Akademii Medycznej w Poznaniu zalecała wręcz swym studentom oglądanie "Klanu", by na przykładzie Elżbiety uczyli się wzorowej postawy aptekarza. Dziś wszystko się zmieniło. Nie ma już starszych, empatycznych pań aptekarek, a prestiż tego zawodu odchodzi w zapomnienie. Apteki stały się wielobranżowymi sklepami, pacjenci zmienili się w klientów...
"Klan" towarzyszy widzom od 21 lat. Jak to wygląda "od kuchni", stanowicie państwo tak zgraną rodzinę aktorską jak na ekranie?
- Gdybyśmy się nie lubili, trudno byłoby nam wytrwać razem przez tyle lat. Oczywiście jest pewna rotacja, dołączają nowi aktorzy, niekiedy ktoś odchodzi. Z ogromnym bólem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Agnieszki Kotulanki, czyli serialowej Krystyny, co prawda nie grała z nami ostatnio, była jednak członkiem zespołu. Doceniam pracę koleżanek i kolegów, a jestem osobą dość wymagającą - dla siebie i innych - i muszę powiedzieć, że na tym planie panuje nie najgorsza dyscyplina i sumienność. Przyjaźnię się z moim serialowym mężem, Andrzejem Grabarczykiem, uwielbiam naszą młodzież, choć czasem potrafię się zezłościć i rzucić: "Mam was dosyć!". Ale oni wiedzą, że to tylko żart. (śmiech)
Grywa pani również poza serialem?
- Na szczęście tak. W teatrze mogę dać upust swojemu temperamentowi aktorskiemu. Ostatnio jeżdżę po kraju z przedstawieniem pt. "Ranny ptaszek". Sale są pełne.
Rozmawiała Jolanta Majewska-Machaj