Reklama

Kiedy mąż jest sam w domu

- Moja bohaterka powoli godzić się będzie ze śmiercią Ryśka. Niestety, na horyzoncie pojawią się już niebawem całkiem nowe problemy - zdradza nam Barbara Bursztynowicz, czyli słynna Elżbieta z "Klanu".

Podobno zostawia pani męża samego w domu na miesiąc. Nie ma pani obaw, czy poradzi sobie z obowiązkami?

- To tylko mój serialowy mąż (śmiech). Od dawna planowałam miesięczny urlop i producenci "Klanu" uwzględnili to w scenariuszu. Na pewno wymyślą coś atrakcyjnego w zamian. A Jerzy świetnie sobie poradzi bez Elżbiety, zresztą z każdej sytuacji wychodzi obronną ręką.

Jak spędzi pani urlop - będzie to jakiś wyjazd czy też chwila refleksji w domu?

- Chcę odpocząć od rutyny i nabrać sił przed nowymi wyzwaniami zawodowymi. Trochę się zresetować, czytać. Mam też coś do napisania.

Reklama

Intrygujące...

- Na razie niech tak pozostanie.

Lubi pani pracować z grającym pani męża Andrzejem Grabarczykiem?

- Bardzo. Gdy pojawiły się plotki, że "Klan" ma się ku końcowi, najbardziej żal nam było naszego związku. Nie chcielibyśmy się rozstawać. Andrzej żartował, że przykro by mu było rozwieść się z Elżbietą. Między naszymi bohaterami różnie bywało, ale na pewno nie można zarzucić tej parze, że się ze sobą nudzą. Czasami brakuje mi w ich rozmowach głębszej refleksji. Trudno jednak, by Chojniccy filozofowali przy twarożku.

Czym różni się serialowy mąż od życiowego, Jacka Bursztynowicza?

- Tym, że ten ze scenariusza jest cały wymyślony, a mój - pod każdym względem prawdziwy.

Nie są o siebie zazdrośni?

- Chyba nie. Jeden i drugi rozumie swoją rolę, a na zewnątrz nie daję im powodów do zazdrości. Choć bywało, że kiedy na horyzoncie pojawił się potencjalny rywal, dziwnie się dąsali. Obaj!

Wróćmy do serialu. Jakie dylematy i wybory Chojnickich zobaczymy w kolejnym sezonie?

- Najbliższy okres nie będzie łatwy dla mojej bohaterki. Elżbieta powoli godzi się ze śmiercią Ryśka i dodaje otuchy reszcie rodziny, ale pojawiają się nowe problemy. Niedawno dowiedziała się, że Jacek doprowadził do bankructwa firmę pozostawioną przez Beatę. Wnuk Jaś coraz częściej choruje, grozi mu utrata nerki. Mój prywatny urlop wymusił zmiany w scenariuszu. Elżbieta też bierze wolne od rodziny i wyjeżdża.

Spotyka się pani z przejawami sympatii widzów?

- Nieustannie. Lepiej od nas wiedzą, jak powinniśmy postępować. Dostaję sporo listów, zwłaszcza kiedy dzieje się coś przykrego w życiu Elżbiety. Ludzie udzielają porad albo opisują osobiste, podobne historie. I choć nigdy nie sugerujemy scenarzystom, jak powinni rozpisać nasz wątek, czasem naginamy jego interpretację tak, by był bardziej przekonujący.

Niedługo minie 15 lat od emisji pierwszego odcinka "Klanu". Spodziewała się pani aż takiego sukcesu?

- Początki wcale nie były łatwe. "Klan" był jedną z pierwszych telenowel, kojarzących się bardziej z brazylijskimi operami mydlanymi niż wciągającymi serialami. Większość aktorów teatralnych potępiała udział w tego typu produkcjach. Długo rozważałam przyjęcie roli Elżbiety, bojąc się zaszufladkowania. Z dzisiejszej perspektywy oceniam udział w "Klanie" jako wielką przygodę w moim aktorskim życiu.

Rozmawiała Agnieszka Tomczak

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: bohaterka | powoli | Barbara Bursztynowicz | seriale | aktorka | Klan | serial
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy