Reklama

Katarzyna Bosacka: Ograniczanie słodyczy

W tygodniu zakaz, w weekendy przyzwolenie - tak wygląda rozwiązanie kwestii słodyczy w domu Katarzyny Bosackiej. Dozwolone są za to owoce i orzechy, a poza tym, jak mówi gospodyni programu "Wiem, co jem i wiem, co kupuję", prywatnie matka czwórki dzieci, jej pociechy "same robią sobie desery".

W tygodniu zakaz, w weekendy przyzwolenie - tak wygląda rozwiązanie kwestii słodyczy w domu Katarzyny Bosackiej. Dozwolone są za to owoce i orzechy, a poza tym, jak mówi gospodyni programu "Wiem, co jem i wiem, co kupuję", prywatnie matka czwórki dzieci, jej pociechy "same robią sobie desery".
Moje dzieci wolą domową pomidorową od hamburgera - przekonuje Katarzyna Bosacka /Andras Szialagyi /MWMedia

Katarzyna Bosacka jest zdania, że rodzice powinni wprowadzić bardzo restrykcyjne zasady dotyczące słodyczy, ale bez kategorycznego ich zakazywania. "Wata cukrowa, pańska skórka, jakieś wafelki czy lody - to jest element dzieciństwa, ale powinny obowiązywać zasady" - mówi PAP Life Bosacka i dodaje, że to bardzo zły pomysł, aby dzieci nagradzać słodkościami.

Jak kwestia słodyczy wygląda w jej domu? "U nas jest to rozwiązane w ten sposób, że nie jemy słodyczy od poniedziałku do piątku w ogóle. Za to w sobotę i w niedzielę idziemy gdzieś np. na lody, ale też staramy się wybierać, żeby to były lody najlepsze w okolicy. To mogą być sorbety albo lody robione tradycyjnymi metodami, które rzeczywiście składają się z mleka, z wartościowych produktów i są zdrowe" - tłumaczy PAP Life Bosacka i zapewnia, że takie rozwiązanie - jedzenia słodyczy raz czy dwa razy w tygodniu - sprawia, że nie będzie nam szkoda, jeśli na te lepsze słodkości wydamy więcej pieniędzy.

Reklama

W domu Bosackiej coraz częściej zdarza się, że jej dzieci wymyślają, na co słodkiego mają ochotę i same robią deser. "Jak wymyślą, że dzisiaj robimy tiramisu, to je robią i ten deser jest przez weekend jedzony po kawałeczku" - opowiada.

Innymi prawami rządzą się u Bosackiej wszelkiego rodzaju owoce i orzechy. "Kiedy moje dzieci wchodzą do sklepu, mogą wybrać takie owoce, jakie tylko chcą. Jest też pozwolenie na wszelkiego rodzaju orzechy i migdały" - wyjaśnia.

Bosacka przyznaje, że nie miała problemu ze swoimi dziećmi przy wprowadzeniu zasad ograniczających jedzenie słodyczy, gdyż jak tłumaczy, jeśli w domu się gotuje, jeśli rodzice jedzą zdrowe rzeczy, jeśli stół jest ważnym miejscem spotkań rodzinnych, jeśli na tym stole lądują dobre potrawy przygotowane z wartościowych produktów, to dzieci wzrastają w takiej atmosferze i tym przesiąkają.

"Moje dzieci wręcz trzeba 'zmuszać' do tego, żeby poszły do restauracji typu fast food. One po prostu nie chcą tam chodzić, bo mają inaczej wyrobiony smak. Naprawdę wolą zjeść domową pomidorową z makaronem niż hamburgera" - zapewnia Bosacka.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Katarzyna Bosacka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy