Reklama

Hanna Lis pod kloszem

Kariera Hanny Lis urzeczywistnia jedną zasadę - grunt to odpowiednie znajomości. Pierwszą pracę dostała dzięki rekomendacji matki - Aleksandry Kedaj, wieloletniej dziennikarki TVP. Teraz płynie na fali popularności męża. Pomimo ataków na jej osobę w ostatnim czasie, całe życie żyła pod kloszem. Choć z każdej pracy odchodziła w atmosferze skandalu. Czy tak będzie i teraz?

Hanna Lis zaczynała na początku lat 90. w "Teleexpressie". Miała 23 lata i zero doświadczenia w pracy w telewizji. Fakt, że wtedy tacy ludzie w TVP nie byli rzadkością.

"Poza ładną twarzą i dobrą dykcją prezenter nie musiał nic więcej umieć" - wspomina były dziennikarz "Teleexpressu" - "Mówiliśmy na nią Hanuś, bo nie do końca traktowaliśmy ją poważnie".

Jej koledzy wspominają, jak w czasie obchodów zamachu na Franza Kutscherę, chodziła po redakcji pytając, kim jest ten "Kuczer".

Z "Teleexpressu" odeszła z hukiem. Była w ósmym miesiącu ciąży. Miała 29 lat. Od szefów dowiedziała się, że jest za stara i za brzydka. O swojej krzywdzie opowiedziała magazynowi "VIVA!".

Reklama

Wychowała się praktycznie poza Polską - we Włoszech, Szwecji. Jej ojciec był korespondentem PAP-u. Dzięki temu zna kilka języków i zabłysnęła perfekcyjnym angielskim akcentem, gdy dla CNN relacjonowała wydarzenia z kraju w czasie choroby Jana Pawła II.

Była dziennikarka Polsatu twierdzi, że problem z Hanną Lis jest taki, że całe życie żyła w ponadprzeciętnym dostatku. Jej rodzice świetnie zarabiali, potem w wieku 19 lat wyszła za warszawskiego adwokata Roberta Smoktunowicza, a następnie związała się z biznesmenem Jackiem Kozińskim. Gdy urządzała dom pod Warszawą, w Internecie polowała na różne wyprzedaże.

"Pewnego dnia krzyknęła z radości, bo znalazła na jakiejś angielskiej stronie internetowej wyprzedaż lamp po 10 tysięcy funtów każda!" - wspomina jej współpracownica z TV4 - "My tyle zarabialiśmy przez rok, a ona się ekscytowała, jaka to niezwykła okazja".

Niestety Hanna Lis nie czuła, że robi coś niestosownego.

Podobnie, gdy w czasie choroby papieża każdy miał zostać na stanowisku pracy. Nikt z dziennikarzy nie mógł wyjść nawet na obiad. Jedzenie miało być dowiezione do redakcji. I tak tez się stało. Z jedną małą różnicą. Wszyscy dostali klopsy z surówką. Dla kilkudziesięciu osób - 700 zł. Przyszli państwo Lis - sushi. Dwie porcje za 400 zł.

O pracę też nie musiała się nigdy martwić. Gdy zniknęła z TVP, miała co prawda problem z poszukaniem czegoś nowego. Pomogła jej jednak mama Piotra Kraśko, wtedy pełniąca funkcję prezesa TV4. Po trzyletniej nieobecności na wizji Hanna Lis poprowadziła i szefowała "Dziennikowi" w TV4. Choć jej współpracownicy opowiadają, że nigdy nie należała do osób, które się przepracowywały.

Podobnie rzecz się miała z jej pracą w "Wydarzeniach". Do Polsatu ściągnął ją Tomasz Lis i było wiadomo, że w praktyce szefem "Wydarzeń" jest Tomasz, a Hanna tylko formalnie.

Do Polsatu trafiła dzięki Kindze Rusin, swojej przyjaciółce, której świadkowała na jej ślubie z Tomaszem Lisem. Polsat to był ogromny skok w karierze Hanny Lis i w jej życiu prywatnym.

Wkrótce gruchnęła wiadomość o podejrzewanym przez ich redakcyjnych kolegów romansie. Rozwód Lisa, ślub w Rzymie. Obecność w kolorowych magazynach.

Za nowym mężem przeniosła się do TVP. według wielu kontrowersyjna decyzja zarówno Lisów, jak i prezesa Urbańskiego. Kto wygra w trwających wciąż przepychankach? Odpowiednie znajomości mogą się przecież w końcu skończyć.

Przekrój
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Lis | Hanna Lis | TVP | LIS | Lis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy