Dorota Wellman: Czasami mam głupawkę
- To emocjonalny rollercoaster. W jednej chwili jesteśmy w kuchni, żartujemy z pogodynką, a za moment poruszamy tematy bardzo serio - mówi dziennikarka Dorota Wellman.
Jak wygląda twój poranek, kiedy nie budzisz nas w "Dzień dobry TVN"?
- Do niczego wygląda! Mój organizm już się tak przystosował do porannego wstawania, że nie ma znaczenia, czy to jest mój wolny dzień, niedziela czy wakacje. Wstaję z kierowcami PKS-ów, w okolicach wpół do piątej rano. W lecie to jest fajne, bo świat też się wcześnie budzi, ptaki śpiewają, słońce świeci. Gorzej zimą, kiedy jest ciemno, wstaję i jestem gotowa, by działać, a tu wszyscy jeszcze śpią i trzeba być cicho.
A w jaki sposób najlepiej obudzić widzów?
- Energią i optymizmem. Ludzie mają dosyć smutnych wiadomości i poważnych panów i pań. Potrzebujemy dobrej energii i ciepłego słowa. Po to jest program poranny, żeby taką dawkę pozytywnych emocji dać!
Wy z Marcinem Prokopem dajecie nam te emocje! Mówię "Wy", bo dla mnie jesteście jednym telewizyjnym organizmem. Ty głosem rozsądku, on takim twoim synem, którego trzeba okiełznać...
- Wszystko się zgadza! Chociaż muszę powiedzieć, że często ludzie myślą, że jesteśmy małżeństwem. Bywa, że pracujemy poza Warszawą i kiedy wchodzimy do hotelu słyszymy: "Pani Wellman, Pan Prokop, mamy dla państwa piękny pokój z widokiem...". Ludziom rzeczywistość telewizyjna skleja się z tą prawdziwą i myślą, że skoro nam tak fajnie razem w telewizji, to pewnie tak też jest w życiu. My się z tego śmiejemy, bo pracujemy ze sobą dwanaście lat, a prócz tego żyjemy w głębokiej przyjaźni poza telewizją. Można mówić "WY".
Podziwiam cię za spokój, bo mnie nie byłoby łatwo zachować powagę pracując z Marcinem.
- Oj, z tym bywa różnie! Czasami mam taką głupawkę, że pękam ze śmiechu i nie jestem w stanie tego opanować. Marcin jest rozrabiaką i lubi prowokować. Czasem na te prowokacje odpowiadam, a czasem nie. Na tym polega też ta gra między nami i to, co nas w życiu kręci, czyli spotkania ze sobą rano. My każde nasze spotkanie traktujemy jak przygodę i mimo że już tyle lat ze sobą pracujemy, ja zawsze czekam, co on tam narozrabia, a on czeka, w jaki sposób mu "dosolę" lub go "utemperuję".
Lubisz pracę w "Dzień dobry..."?
- Kocham! Bo mój dzień nigdy nie jest podobny do poprzedniego. I za to, że muszę się ciągle rozwijać, bo mam pięćdziesiąt trzy lata i mój mózg potrzebuje ćwiczeń. Przede wszystkim jednak kocham ten program za to, że mogę spotykać niesamowitych ludzi, których, gdyby nie ta praca, nigdy bym nie poznała.
Rozmawiała Ewelina Kopic