Reklama

65 lat temu TVP wyemitowała pierwszą "Kobrę"

6 lutego 1956 roku w cyklu "Teatr Sensacji i Fantastyki Kobra" TVP pokazała spektakl "Zatrute litery" według Agathy Christie - była to pierwsza "Kobra". Ponoć jedyny program - oprócz "Dziennika telewizyjnego" - który regularnie oglądał Władysław Gomułka.

6 lutego 1956 roku w cyklu "Teatr Sensacji i Fantastyki Kobra" TVP pokazała spektakl "Zatrute litery" według Agathy Christie - była to pierwsza "Kobra". Ponoć jedyny program - oprócz "Dziennika telewizyjnego" - który regularnie oglądał Władysław Gomułka.
Ignacy Gogolewski i Lucyna Winnicka w spektaklu Teatru TVP "Kobra" pt. "Alibi" /Aleksander Jałosiński /Agencja FORUM

"Mówiąc o fenomenie Kobry warto zwrócić uwagę na to, że w Polsce w zasadzie nie sposób mówić o tradycji wielkiej literatury kryminalnej; tym bardziej zastanawiające jest, że to tutaj telewizyjny Teatr Sensacji stał się ewenementem na skalę światową" - oceniła filmoznawca Barbara Giza ("Kobra a sprawa Polska", Kultura Popularna 1/2006).

"To była nasza specjalność. W ogóle teatr kryminalny. Tego nie było nigdzie na świecie"- wspominał Andrzej Łapicki (Katarzyna Dzierzbicka, "50 lat Teatru Telewizji. Krótka historia telewizyjnej sceny", 2004).

"Kobra była pewnym wyłomem w obowiązującej w polskiej, nie tylko zresztą polskiej - w obozowej telewizji - konwencji. Była wyłomem z tej konwencji. Ponieważ Kobra nie dała się uzasadnić żadnymi wartościami typu wychowawczego, czy wartościami typu politycznego. Kobra miała być rozrywką" - podkreślił scenarzysta Zbigniew Safjan w dokumencie "Pod znakiem węża czyli wspomnienie o Teatrze Kobra" (1992).

Źródła twierdzą, że Teatr Sensacji cieszył się względną autonomią, gdyż "ówczesne władze traktowały Kobry jako ilustrację 'moralnego upadku Zachodu'". Jednak od pewnego momentu Kobry opowiadały o przestępstwach, do których doszło w Polsce. W efekcie "w 1967 roku najwięcej ingerencji zanotował cykl +Kobra+ (telewizyjny teatr sensacji) za 'szczególne upodobanie w aferach gospodarczych'" - ustaliła Barbara Tyszkiewicz ("Teatr po 'Dziadach'. Wybór archiwaliów GUKPPiW z lat 1968-1969").

Reklama

"'Kobra' jest dzieckiem popaździernikowej odwilży. Władze przybrały liberalny kurs i zrehabilitowały zabronione w czasach stalinizmu gatunki kultury popularnej. Także literaturę sensacyjną i fantastyczną, której adaptacje stały się fundamentem telewizyjnego 'Teatru Sensacji i Fantastyki Kobra'" - ocenił Cezary Polak ("Dyskretny urok mrugającego węża", Dziennik Gazeta Prawna, 1 października 2009).

Krzysztof Teodor Toeplitz postawił tezę, że "zbrodnia była zdobyczą odwilży".

"Ogromna popularność Teatru Sensacji zasadzała się na społecznej 'potrzebie zbrodni' (...), którą należy rozumieć jako rodzaj kompensacji po przeżytych niedawno latach, kiedy zbrodni dokonywano na niespotykaną dotąd skalę" - dodała Giza.

Ta społeczna potrzeba zbrodni po Październiku wypływała jej zdaniem "z dążenia do ponownej waloryzacji ludzkiego życia" - a przeważył fakt, że "Kobra" ukazywała inny "rodzaj śmierci niż ten, który byt zbiorowym doświadczeniem Polaków", oraz przenosiła zbrodnie "ze sfery przemocy w sferę intelektu" tj. zamieniała ból, krew i cierpienie w zagadkę logiczną.

"Założycielką teatru Kobra, teatru czwartkowego, który potem był teatrem i opowieści kryminalnych i opowieści sensacyjnych była pani redaktor Illa Genachow. Był to wspaniały człowiek, wspaniała organizatorka, osoba o wielkiej wiedzy i umiejętnościach współpracy z ludźmi, wspaniały dziennikarz, radiowy potem telewizyjny - w ogóle jedna z pionierek telewizji" - przypomniał Andrzej Konic w filmie Renaty Czarnkowskiej-Listoś oraz Mirosławy Łukaszewicz ("Pod znakiem węża czyli wspomnienie o Teatrze Kobra", 1992).

Zdaniem Barbary Borys-Damięckiej, Genachow "była bardzo tajemniczą postacią". Krążyły o niej plotki, że "wyszła ze służb specjalnych" i że jej życiorysowi są bliskie "klimaty w stylu przygód agenta J-23". ("Niedziela z... Kobrą",  program TVP Kultura, 2016).

Niewykluczone, że plotki zawierały łut prawdy: Marek Gałęzowski z IPN wskazał, że Genachow miała doświadczenie w pracy konspiracyjnej podczas okupacji. Była wówczas młodą działaczką PPS, która wraz z Andrzejem Tuwimem i Konstantym Jagiełłą "zimą 1940 r. (...) utworzyła komitet redakcyjny pisma +Barykada Wolności+ - organu prasowego grupy socjalistycznej kierowanej przez Dubois" ("Socjaliści w walce z Niemcami: Konstanty Jagiełło i Szymon Joffe", 2019).

"Illa Genachow - pomysłodawczyni - przekładała światowe teksty, a władza, przewrotnie, zamiast blokować program powstały z zachodniej inspiracji, wykorzystała go, emitując wystąpienia Władysława Gomułki tuż przed emisją, używając do celów politycznych gigantycznej oglądalności 'Kobry'" - zajrzała w kulisy propagandy Marika Szczepaniak (Naukowy Przegląd Dziennikarski, 2018).

Doświadczalny Ośrodek Telewizyjny otwarto 22 lipca 1954 r. 6 listopada 1953 r. - w przeddzień rocznicy wybuchu Rewolucji Październikowej - z wyboru Genachow zagrano, na żywo, w całości, przedstawienie o tematyce sensacyjnej autorów sowieckich: "Okno w lesie" Leonida Rachmanowa i Jewgienija Ryssa w reżyserii Józefa Słotwińskiego. Była to wojenna opowieść o dywersancie na tyłach wroga. Realizacja powstała dla "pogłębiania przyjaźni polsko-radzieckiej".

Kobra urodziła się w poniedziałek 6 lutego 1956 r. Adam Hanuszkiewicz wystawił kryminalny spektakl - "Zatrute litery" według Agathy Christie. Niektóre źródła twierdzą, że pierwsze pełnospektaklowe przedstawienie Teatru Kobra stanowiło "Było dziesięciu Murzynków" Christie w reżyserii Józefa Słotwińskiego z Haliną Mikołajską w roli głównej.

Następnie widzowie zaczęli oglądać kryminalne ever-greeny - sztuki tuzów światowego kryminału - oprócz Agathy Christie, również Arthura Conan Doyle'a, Maurice Leblanca, Patricii Highsmith, Gilberta Chestertona, Louisa Stevensona, Rossa Macdonalda, Raymonda Chandlera, Francisa Durbridge’a, Georges'a Simenona i Alistaira MacLeana oraz adaptacje fantastyki - w tym widowiska według prozy Stanisława Lema i Gore'a Vidala.

Genachow policzyła, że ciągu trzech pierwszych lat emisji, w 144 spektaklach, padło ponad 400 trupów.

Spektakle poprzedzała animowana czołówka. Eryk Lipiński narysował wijącego się i mrugającego węża, który był karykaturą Zygmunta Zeydler-Zborowskiego - podała żona autora powieści milicyjnych Zofia Bimali Horska-Zborowska ("Spacer po suficie", 2013).

Muzyka w zwiastunie to "początek Sekstetu na instrumenty dęte Francisa Poulenca" - czytamy w artykule Joanny Bachura-Wojtasik "Teatr Telewizji Łódzkiego Ośrodka Telewizyjnego - widowiska i ich twórcy na przestrzeni lat".

Niestety, z przedstawień z lat 50. nie zachowały się żadne archiwa. Najstarsze zdjęcia dostępne w sieci, a związane z Kobrą, pochodzą z 1959 r.

Pierwszym zarejestrowanym spektaklem (1961) był "Gasnący płomień" zrealizowany przez Andrzeja Łapickiego, na podstawie opowiadania Patricka Hamiltona, z udziałem Zofii Mrozowskiej, Andrzeja Łapickiego, Stanisława Jasiukiewicza. Wcześniej wszystko szło na żywo.

Taka realizacja stanowiła wyczerpujące i ryzykowne doświadczenie. Barbara Borys-Damięcka przypomniała zwyczaj wprowadzony w telewizji przez Kalinę Jędrusik - ważenie aktorów przed i po spektaklu. Aktorzy tracili podczas widowiska po 1-2 kilogramy ("Niedziela z... Kobrą", TVP Kultura, 2016).

"To było karkołomne, ale wtedy wszystko było karkołomne" - zauważył scenograf Marcin Stajewski i opisał realizacje na pl. Powstańców w Warszawie, w studiu, które składało się z trzech pomieszczeń. "W związku z czym - tu się coś dzieje, a tam - maszyniści na palcach zmieniali całą dekorację. Ponieważ tam były i strzały i huki to się jakoś to dawało zamaskować".

Stajewski przypomniał interwencję straży pożarnej. "Kiedyś jakaś tam fabryka występowała, trzeba było ją wysadzić, czy Amerykanie ją bombardowali - i musieliśmy otworzyć do maszynistów takie drzwi, żeby powiększyć troszeczkę to studio. A u maszynistów były duże okna, wychodzące na plac, na Warecką. No i jak to wszystko 'wybuchło', to straż pożarna przyjechała, tak że syreny weszły na żywo..., ale wszystko się jakoś skleiło" - opowiadał.

Czasem skleić się nie mogło. Krzysztof Kowalewski wspominał spektakl, w którym Janusz Ziejewski "został zamordowany, więc padł". Potem jednak chciał się z planu wymknąć - ale złapała go kamera. "No i mieliśmy na ekranie trupa, który z butami w rękach przemyka się gdzieś opłotkami" - opowiadał Maciejowi Wesołowskiemu.

Podczas kręcenia w łódzkim ośrodku telewizyjnym realizacji Tadeusza Minca, "pokazano scenę przychodzenia wytwornego towarzystwa na wyjątkowo eleganckie przyjęcie. Widzowie w swoich domach mogli dostrzec wśród wizytowo ubranych gości mężczyznę bez marynarki i krawata trzymającego ręce w kieszeniach z centymetrem krawieckim przewieszonym przez szyję". Był to kierownik pracowni krawieckiej w Teatrze im. Stefana Jaracza.

"W ostatniej scenie Sabara miał otworzyć szampana i wlać do dwóch stojących kieliszków. Ale z tych nerwów w złą stronę przekręcił drucik i nie mógł otworzyć butelki" - operator Wojciech Król wspominał widowisko "Spadek na kredyt", w którym grali Bohdana Majda i Tadeusz Sabara.

Operator, widząc że zdenerwowany aktor szamoce się z szampanem, skierował kamerę na dwa stojące kieliszki, a drugą ręką wyrwał mu butelkę, żeby uratować sytuację. "Uderzyłem nią o statyw. To, co zostało, wylałem do kieliszków, a resztę butelki rzuciłem brygadziście sceny". Aktorka zorientowała się, o co chodzi i złapała kieliszek, ale "zszokowany Sabara dalej stał" i nie był w stanie wydusić słowa. "Skończyło się tym, że Majda powiedziała swoją kwestię i jego. Na szczęście była to ostatnia scena spektaklu" - opowiadał Król.

Podczas innego widowiska, aktor już w pierwszym akcie zarżnął suspens - wskazał zabójcę w rzędzie ustawionych mężczyzn: "To on zabił!". "Zrobił to, bo zapomniał tekstu. Potem aktorzy musieli tak poprowadzić cały spektakl, odwrócić całą sytuację, by wszystko miało jakiś sens" - dodał Król.

"Kobra" bywała "wdzięcznym tematem dla kpiarzy" - napisał Tadeusz Pikulski ("Prywatna historia telewizji publicznej", 2002) oraz przedmiotem krytycznych recenzji. "Z Kobrą mieliśmy od dawna na pieńku. Jest to bodajże najsłabsza pozycja telewizyjnego teatru. Żenująco słabe teksty, przygotowane +na chybcika+ spektakle, aktorzy lekceważący podstawowe zasady przyzwoitości, czyli - mówiąc 'po ludzku' - nieumiejący roli" - zrecenzowała "Odra" (1959).

Ale widownia recenzji nie czytała. Według sondażu ankietowego Samodzielnej Redakcji Badania Opinii i Łączności z Widzami TV Warszawa z kwietnia 1969 r.: "Kobrę" oglądało regularnie 88,4 proc. widzów. Ponoć niektóre przedstawienia gromadziły nawet 95 proc. widzów. Wśród nich - jak twierdzi Wesołowski - był Władysław Gomułka.

"Potem były te wszystkie Isaury i Dynastie. A w latach 60. to Kobra była Isaurą. Każdy musiał przynajmniej się orientować, co tam grali, bo następnego dnia wszyscy to komentowali. W sklepie, w biurze, w fabryce" - opowiadał Kowalewski.

Za współtwórcę fenomenu uważa się Józefa Słotwińskiego, który był zresztą pierwszym reżyserem Teatru Telewizji. Nie miał on wielkiego doświadczenia teatralnego. "Do teatru wszedł jako tzw. 'bibliotekarz' - doktor polonistyki, wykształcony jeszcze przed wojną na uniwersytecie we Lwowie. W czasie wojny tworzył z Leonem Kruczkowskim teatr w oflagu. Po wojnie był urzędnikiem w Ministerstwie Kultury, współtworzył pismo 'Teatr', pracował jako kierownik literacki w Teatrze Powszechnym w Warszawie" - zanotowali Jan Buchwald i Wojciech Majcherek ("25 spektakli Teatru Telewizji na 250-lecie teatru publicznego w Polsce").

"Zabawny, oddany, koleżeński. Taki jowialny typ, przedwojenny, z lwowskiej fali" - ocenił Słotwińskiego Jerzy Gruza. "On idealnie odnalazł się w tym gatunku. Nie był może reżyserem wielkiego formatu, ale był pracowity i bardzo rzetelny" - dodał.

"Słotwiński stworzył ponad 100 przedstawień kryminalnych i został okrzyknięty polskim Alfredem Hitchcockiem" - ustaliła Marika Szczepaniak.

Kobry reżyserowali również Janusz Morgenstern, Jan Bratkowski, Michał Bogusławski, Edward Dziewoński, Janusz Majewski, Jerzy Antczak, Stanisław Wohl i Andrzej Konic.

Występowali najlepsi aktorzy: Andrzej Łapicki, Zbigniew Cybulski, Mariusz Dmochowski, Jerzy Dobrowolski, Irena Kwiatkowska, Zofia Mrozowska, Aleksandra Śląska, Stanisław Zaczyk, Roman Wilhelmi, Piotr Fronczewski, Tadeusz Pluciński, Wieńczysław Gliński, Zofia Mrozowska, Danuta Szaflarska, Ewa Wiśniewska, Wiesław Gołas, Zofia Rysiówna, Jan Machulski i wielu innych. Ale "żelazny trzon", jak podał "Duży Format", stanowił tercet: Edmund Fetting, Wanda Koczeska i Krzysztof Chamiec. W konsekwencji w "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" Stanisława Barei, Zdzisław Szymański wypowiada kultową kwestię: "I tak jest co tydzień proszę pana, co tydzień pan Fetting zabija panią Koczeską, a pan Chamiec wykrywa ich w czwartek w telewizorze... Ja zwariuję proszę pana, ja zwariuję..."

"Zagadką jest, w jaki sposób siermiężna TVP zdobywała prawa do światowych bestsellerów, za które trzeba było płacić w twardej walucie. W dużej mierze jest to zasługa Illi Genachow, która znała języki zachodnie i jakimś cudem potrafiła przekonać agentów do gigantycznych upustów. Kiedy jednak menedżerowie zza żelaznej kurtyny zorientowali się, że TVP robi na tym biznes, przestali traktować nas ulgowo" - opisał Cezary Polak.

Od tej pory systematycznie pokazywano produkcje rodzime. Dla "Kobry" pisali m. in. Maciej Słomczyński (Joe Alex), Tadeusz Kwiatkowski (Noel Randon), Andrzej Szczypiorski (Maurice S. Andrews), Feliks Falk (Robert Lane), a także także Zygmunt Zeydler-Zborowski i Andrzej Wydrzyński.

Największym przebojem był cykl widowisk Andrzeja Zbycha, czyli Andrzeja Szypulskiego i Zbigniewa Safjana, "w którym zupełnemu 'odczarowaniu' uległ mit wojny i bohatera wojennego, zgodnie z dotychczasową tradycją z reguły skazanego na przegraną" - napisała Giza. Cykl, zatytułowany "Stawka większa niż życie", nadawano w latach 1965-67. Potem zamienił się w kultowy serial.

Polonizację "Kóbr" krytykował Stanisław Barańczak. Stwierdził, że pisane przez polskich autorów i dziejące się w polskich realiach "Kobry" są jak polskie powieści kryminalne: "śmieszą do łez każdego, kto je obejrzy czy przeczyta, prowokują ataki z prawa i z lewa, uznane są powszechnie za twory poronione i błędne w samym swoim założeniu". 4 lutego 1971 r. zdiagnozował drastyczne zawężenie formuły cyklu. "Znamienne jest, że polska Kobra ogranicza motywację przestępczych czynów do dwóch zasadniczo spraw: szpiegostwa oraz chęci ukrycia ciemnej przeszłości okupacyjnej". ("Odbiorca ubezwłasnowolniony", 2017).

"Kobry" odbierano bardzo emocjonalnie, czego dowodzi spektakl "Pomyłka, proszę się wyłączyć" (1964) w reżyserii Jerzego Gruzy. Była to historia sparaliżowanej kobiety, która przypadkiem włączyła się w rozmowę telefoniczną - a dowiedziawszy się o planowanym morderstwie - bezskutecznie próbowała zapobiec zbrodni, telefonując w różne miejsca. Od pewnego momentu stało się oczywiste, że morderca poluje właśnie na nią: zamożną i bezbronną. Aleksandra Śląska w roli nieszczęsnej pani Stevenson oraz Tadeusz Pluciński w roli okrutnego zabójcy posiali taką grozę, że "po raz pierwszy, zdaje się, w historii Telewizji Polskiej, ludzie zaczęli się bać i samotne osoby zaczęły dzwonić z prośbą, ażeby zaprzestać nadawania albo po prostu wyjaśnić, że to jest coś udawanego, coś takiego co zostało napisane i zrealizowane - a nie, że rzecz dzieje się naprawdę. I po prostu wrażenie to było niesamowite, ponieważ ludzie przejmowali się bardzo historią tej kobiety, odnosili to do swojej sytuacji i wiele osób samotnych, oglądających ten spektakl poddało się nastrojowi tego spektaklu" - wspominał Gruza.

"Dziś trudno uwierzyć, że spektakle z trzema aktorami w dekoracjach z dykty budziły grozę. Scenografowie i kostiumolodzy dokonywali cudów, aranżując wnętrza w angielskim stylu z tapczanopółek i segmentów z wyszkowskiej fabryki mebli oraz szyjąc uniformy policjantów z ciuchów kupionych na bazarach. Gruzińska herbata udawała whisky, a papierosy "Sport" trafiały do opakowań francuskich "Gitanesów". Za to w spektaklach, których łącznie zrealizowano kilkaset, w role zachodnich policjantów i bandytów wcielały się największe gwiazdy polskiej sceny" - napisała Kinga Ochnio w "Echu Katolickim" (2013).


"Historia Kobry to dzieje erzacu" - skwitował Cezary Polak.

W latach 70. za realizacje wzięła się grupa młodych reżyserów filmowych - Wojciech Marczewski, Jerzy Gruza, Janusz Kondratiuk, Feliks Falk, Marek Piwowski, Jerzy Domaradzki, Piotr Szulkin, Ryszard Bugajski. Dlatego cykl ewoluował w kierunku filmu telewizyjnego - powstały "Osaczony" Michaela Careya w reżyserii Witolda Orzechowskiego, "Kłopoty to moja specjalność" Raymonda Chandlera i "Bracia Rico" Georgesa Simenona w reżyserii Marka Piwowskiego.

Pojawiły się plenery, strzelaniny, pościgi samochodowe - znikła umowność i ironiczny dystans. Reszty dopełniły zachodnie seriale sensacyjne w ramówce gierkowskiej telewizji - "Kojak", "Święty", "Columbo", "Aniołki Charliego". "Kobra, z jej teatralną konwencją, stawiającą na umowność realiów, okazała się przegrywać z filmem, w którym wszystko było 'prawdziwsze': i intryga, i bohaterowie, i samo otoczenie" - zauważyła Giza.

Ostatecznie "Kobra" zniknęła w 1975 roku. Do końca lat 80. realizowano pojedyncze widowiska sensacyjno-kryminalne - i puszczano powtórki. "Jednymi z ostatnich jej przedstawień byty spektakle Laco Adamika, z których najbardziej pamiętny jest 'Żegnaj, laleczko' według R. Chandlera (1989) z Piotrem Fronczewskim w roli Filipa Marlowa" - przypomniała Giza.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Kobra
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy