14. piętro carycy Niny
Chciała być weterynarzem, ale kulała z biologią i chemią. Wylądowała więc na warszawskiej polonistyce. Początki w telewizji wspomina jako niekończący się koszmar z literą "r". Kiedyś rządziła na swojej "Bezludnej wyspie". Dziś Nina Terentiew trzęsie wszystkimi z 14. piętra budynku Polsatu.
Mediami zajmuje się już prawie 20 lat. 13 lat prowadziła program "Bezludna wyspa", gdzie jako jedna z pierwszych dziennikarek namówiła gwiazdy na zwierzenia. Tomasz Raczek określił ją "Carycą Niną" i jak na carycę przystało ma swój własny dwór.
Karierę zawdzięcza jej Wiśniewski, Cichopek, Popielewicz, Richardson czy Steczkowska. Podobno jest mistrzynią w przewidywaniu najnowszych trendów. Aktualnie kurą znoszącą złote jajka jest dla niej Rinke Rooyens i jego firma Rochstar, która produkuje show "Jak oni śpiewają", a wkrótce także "Divy".
Początki w telewizji były dla niej jednak ciężkie. Nie znosiła swoich okularów i charakterystycznego "r". Podobno układała nawet pytania tak, by ta litera się tam nie pojawiła.
Przyznaje, że jest ukochaną córeczką mamusi: "Nie mam rodzeństwa. Byłam klasyczną, rozpieszczoną, wychuchaną i najlepszą córeczką" - mówiła gazecie "Party".
Niedługo ma szanse na wnuki. Jej syn Hubert zamierza się ożenić. Terentiew już zapowiedziała, że będzie odświętną babcią, bo nie zamierza rezygnować z pracy. "Usłyszałam wtedy: Mamo, nie dawaj sobie spokoju, bo byś umarła" - opowiada.
Faktycznie, jest jedną z najbardziej zapracowanych kobiet show biznesu. Zawsze w ruchu i podróżach, które kocha. Jednak pracowitość się jej opłaciła., bo ostatnio zajęła 12. miejsce w rankingu magazynu "Forbes" na najbardziej wpływowe Polki.
Syn musiał przyzwyczaić się do ciągłej nieobecności matki. Sama Terentiew twierdzi, że w domu nauczyła się, jak można kochać dziecko, nawet jeśli się ma dla niego mało czasu. Jej droga na szczyt zaczęła się od szefowania redakcji publicystyki w TVP. Teraz awansuje w Polsacie.
Jest nazywana "żelazną damą" i "kobietą z jajami". Od magazyn "Gentelman"dostała statuetkę First Lady. Dwukrotna mężatka (z prawnikiem Robertem Terentiewem i ojcem Piotra Kraśki - Tadeuszem) przyznaje, że mężczyzn lubi i byłoby strasznie, gdyby zniknęli. "Bo dla kogo miałybyśmy wtedy stroszyć pióra?" - pyta.
Jej gabinet mieści się na 14 piętrze i wypełnia go mnóstwo osobistych bibelotów. "Ostatnie piętro zarezerwowane jest dla prawdziwych mózgów, menedżerów, którzy są daleko od życia. Ja chcę być blisko widzów, ludzi i programu. Z przedostatniego piętra łatwiej mi to osiągnąć" - mówi Nina Terentiew.
Czy po awansie na Członka Zarządu Dyrektora ds. Programowych Polsatu przeniesie się na wyższe piętro?