Reklama

"Wyspa skazańców": Norweska Australia

Na wyspie Bastoy, położonej w fiordzie niedaleko Oslo, przez 50 lat od 1900 r. mieścił się dom poprawczy dla chłopców. Resocjalizacja poprzez ciężką pracę, surowe warunki i numery zamiast imion. W 1915 r. wybuchł bunt stłumiony przez wojsko. Teraz Marius Holst powraca do tamtych wydarzeń w filmie "Wyspa skazańców".

Bastoy dziś nadal jest więzieniem, lecz słynie raczej ze swoich niezwykle łagodnych reguł niż dawnej surowości. Choć przyroda nadal pełni rolę krat. Bastoy sprzed wieku wydaje się ostatnim tchnieniem kolonialnego myślenia, z którego zrodziło się pod koniec XVIII w. największe naturalne więzienie - Australia.

W idei Bastoy czuć także filozofię, która zrodziła później wszelkiego rodzaju nacjonalizmy i totalitaryzmy XX w. W końcu wewnętrzne napięcia związane ze skandynawskim protestantyzmem porządkującym na początku poprzedniego stulecia norweskie i szwedzkie społeczeństwo, do czego zresztą często sięga tamtejsza kinematografia. Łącznikiem jest tu idea odizolowania niechcianych (nieprzystosowanych) jednostek, wczesnego wyłączenia ich ze społeczeństwa i wprzęgnięcia w system oparty na ciężkiej pracy. Do zbawienia przez pracę. Jednostka jest bezimienna i na czas odbywania kary pozbawiona wszelkich praw.

Reklama

W historii po którą sięgnął Marius Holst, tkwił spory potencjał, który niestety nie został wykorzystany. Jest to więcej niż poprawnie zrealizowane kino o placówce "prostującej" charaktery młodych chłopców, film o dojrzewaniu i walce o własną godność. Wykorzystuje wszystkie motywy i schematy związane z taką opowieścią - deprawacja kadry nauczycielskiej (doskonała, niejednoznaczna rola Kristoffera Jonera jako Brathena), postać dyrektora z zapędami dyktatorskimi (Stellan Skarsgard) i zróżnicowane charaktery młodych bohaterów od donosicieli, przez wykorzystywanych, po przywódców rebelii. Precyzyjnie budowane jest napięcie i rytm narracji, lecz brakuje kontekstu.

By pogłębić historię głównego prowodyra buntu, Erlinga, który swoją niewzruszoną odmową dostosowania się do zastanej rzeczywistości zaczyna inspirować niemal wychowanego w zamknięciu Olava, Holst sięga po wspomnienia chłopaka z polowania na wieloryby. Stają się one inspiracją i ostatecznym etapem w drodze do wewnętrznej niezależności Olava. Dość poetyckie i metaforyczne, lecz mimo wszystko niewiele wnoszące poza kolejnym schematem.

Brakuje bowiem owego społecznego tła, które w całej historii wydaje się niezwykle interesujące. W takich historycznych epizodach można bowiem wiele wyczytać na temat społecznej mentalności i kondycji nie tylko początku XX w. Bastoy jest niezwykle nośna również dla aktualnych wydarzeń - przemocy, wykorzystywania nieletnich i zatajania wypaczeń systemu.

Z pewnością na uwagę zasługuje w filmie Holsta strona wizualna, która wpisuje się w długą tradycję kinematografii skandynawskiej wykorzystywania lokalnego krajobrazu. Od czasów szwedzkiej szkoły filmowej kina niemego natura jest nośnikiem stanów psychicznych postaci, symbolizuje paradoksalne połączenie wolności i poczucia zamknięcia, zniewolenia przez surowe warunki panujące w tutejszym klimacie.

Kino naszych północnych sąsiadów (bliższych i dalszych) chętniej sięgało w ostatnich lata po tematykę raczej współczesną, tym bardziej interesująca wydaje się więc "Wyspa skazańców", nawet jeśli nie do końca udana. Może jednak otworzy drogę ku innym próbom powrotu do przeszłości.

5,5/10

---------------------------------------------------------------------------------------

"Wyspa skazańców", reż. Marius Holst, Norwegia 2010, dystrybutor Alter Ego Pictures, premiera kinowa 30 marca 2012 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: australii
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy