Reklama

"Wiecznie żywy": Zombie nie umiera nigdy

Ekranizacja poczytnej książki Isaaca Mariona dowodzi, że nawet z rozkładającej się powieści można zrobić żywotny film.

"Wiecznie żywy" stoi na granicy zombie movie i romantycznej komedii. Z pierwszego gatunku twórcy zaczerpnęli całą hordę nieumarłych, z drugiej - miłość ponad podziałami. W tym drugim wypadku jest naprawdę oryginalnie: oto miłość pcha do siebie ją - Julie, jedną z nielicznych żywych osób na Ziemi po ataku niefortunnego wirusa, który ludzi zamienił w zombie - do tych należy on - R (Szekspirowskie odniesienia nieprzypadkowe). Razem spróbują stanąć naprzeciw społecznym konwenansom i popełnić mezalians, i to jeden z najbardziej nieoczywistych, jakie w ostatnim czasie oglądaliśmy w kinie.

Reklama

Twórcom filmu dość sztampową fabułę książki udało się przekuć w autoironiczną opowieść o sile miłości. Bo jak nie uśmiechnąć się na myśl o samej idei tego projektu: żeby w świecie zdominowanym przez pożądanie ciała (czy może raczej mózgu) znaleźć miejsce na uczucie? Humoru jest oczywiście więcej. Od tego specjalistą jest zwłaszcza główny bohater, który w swoich monologach rozprawia nie tylko o kondycji zdominowanego przez zombie świata, ale też o swojej własnej. Jego refleksje mogłyby przyprawić o zawał niejednego socjologa. Młokos może nam bowiem powiedzieć więcej o współczesnych młodych ludziach niż niejedno badanie naukowców.

Abstrahując nawet od stanu mentalnego i nastawienia do świata tej grupy ludzi, najważniejszy wniosek płynący z filmu jest taki, że z młodymi wcale nie jest tak źle, jak przypuszczaliśmy.

Film Jonathana Levine'a, tak jak wcześniej książka Isaaca Mariona, przepełniony jest wiarą w młodość - w generację rzekomo straconą, której starsi nie dają szans na ogarnięcie się. Konflikt pokoleń zmetaforyzowano tu jako spór racji serca i umysłu, z tym że tym pierwszym kierują się... zombie, drugim - nieufni w zmiany i znacznie starsi ludzie. Nie trzeba chyba mówić, kto wychodzi tu na swoje, przywracając światu spokój.

Film już okrzyknięto nowym "Zmierzchem", w którym wampiry zastąpiły zombie. Oczywiście, odniesień do kultury (i tej wysokiej, i tej pop) jest tu znacznie więcej. Miłośnicy wynajdowania zapożyczeń będę mieli na seansie pełne ręce roboty. Zwykłym śmiertelnikom polecam zaś zwrócić uwagę na to, o ile sprawniej "Wiecznie żywy" poradził sobie z uzasadnieniem konserwatyzmu, niż chociażby wspomniany "Zmierzch". Bo nie czarujmy się, za ile skradlibyście buziaka skrzącemu światłem wampirowi, a za ile opychającemu się mózgiem zombie? Nie mówiąc już nawet o innych formach bliskości.

7/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Wiecznie żywy" ("Warm Bodies"), reż. Jonathan Levine, USA 2013, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa 1 marca 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: powieści
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy