W 2014 roku David Robert Mitchell zaprezentował swój wybitny horror "Coś za mną chodzi". Reżyser czerpał garściami z dokonań mistrzów gatunku, przede wszystkim Johna Carpentera. Między umiejętnym cytowaniem i operowaniem schematami udawało mu się wpleść w film swój autorski styl. "Uśmiechnij się", pełnometrażowy debiut Parkera Finna, zdaje się czerpać z dzieła Mitchella. O przedstawieniu własnego języka filmowego nie ma tutaj mowy. Nie zmienia to jednak faktu, że kilka razy udaje mu się przestraszyć widzów.
W "Coś za mną chodzi" bohaterka uciekała przed nieznającą zmęczenia istotą, którą ofiary "przekazywały" sobie poprzez stosunek seksualny. Klątwa przyjmowała kształt różnych osób, które powolnym krokiem zmierzały w kierunku celu, by przy kontakcie brutalnie się z nim rozprawić. W "Uśmiechnij się" także mamy do czynienia z nieokreślonym bytem, który prześladuje swoje ofiary, doprowadzając je powoli do szaleństwa. Przyjmuje on postać zwykłych ludzi, wyróżnia go jedynie nienaturalny, przerażający uśmiech.
Tym razem nawiedza Rose (Susie Bacon), psycholożkę z nieprzepracowaną traumą przeszłości, która zaczyna widzieć istotę po makabrycznym samobójstwie swojej pacjentki. Zaszczuta przez wizje uśmiechniętych agresorów, kobieta stara się odkryć tajemnicę stojącą za ich pojawieniem się i znaleźć sposób, by się ich pozbyć.
"Uśmiechnij się" stoi w rozkroku między arthouse’owym horrorem (m.in. wspomniane "Coś za mną chodzi") a produkcyjniakami rodem z serii "Oszukać przeznaczenie". W najlepszych momentach film Finna jest jednym z najstraszniejszych kinowych przeżyć tego roku, w najgorszych - dziełem, którego potencjał został rozwodniony.
Reżyser bawi się formą, umiejętnie stosując ustawienie kamery lub scenografię do powolnego budowania napięcia. Wszystkie swoje sztuczki zdradza jednak w pierwszym akcie. Później powtarza je, często z bardzo dobrym skutkiem - kilka jumpscare’ów zostanie z widzami na długo po seansie. Finn umiejętnie operuje także przestrzenią pozakadrową - najbardziej przerażające bywa przecież to, czego nie widzimy. W żadnym wypadku reżyser nie odkrywa niczego nowego, jedynie w umiejętny sposób stosuje sztuczki, które pojawiają się w horrorach od wielu lat.
Niestety, Finnowi gorzej wychodzą sceny, w których napięcie musi na chwilę opaść. Sceny rozmowy Rose z jej narzeczonym Trevorem (Jessie T. Usher), pomagającym jej policjantem Joelem (Kyle Gallner) wydają się wycięte z innego - znacznie gorszego - filmu. Nie ma w nich formalnej zabawy, czuć za to chęć reżysera do pogłębienia swych bohaterów i ich motywacji oraz jak najbardziej szczegółowego wyjaśnienia fabuły. Wydłuża to czas projekcji do niemal dwóch godzin, a klimat zaczyna się rozpływać.
Finnowi wciąż udaje się przestraszyć widzów, ale w prowadzeniu aktorów w scenach dialogowych bywa niezgrabny a nawet niezainteresowany. Niepotrzebnie zrezygnował także z niedopowiedzenia kilku rzeczy - szczególnie że miejscami nie ma pomysłu, jak rozwinąć niektóre wątki w satysfakcjonujący sposób. Im dalej w las, tym bardziej doskwierają także liczne głupotki fabularne.
"Uśmiechnij się" to film z niezrealizowanym potencjałem, który ginie wśród lepszych przedstawicieli kina grozy ostatnich lat - by wspomnieć tylko dokonania Ariego Astera lub tegoroczny "X" Ti Westa. Wielbicielom horrorów nie sposób go jednak nie polecić.
Film początkowo powstał z myślą o platformach streamingowych, jednak władze wytwórni Paramount zdecydowały się wypuścić go do kin, po zaskakująco entuzjastycznym przyjęciu na pokazach testowych. To nie jest kamień milowy dla gatunku. Niemniej - potrafi naprawdę przestraszyć. Nie zdziwię się także, jeśli niedługo pojawią się informacje o sequelu.
6/10
"Uśmiechnij się" (Smile), reż. Parker Finn, USA 2022, dystrybucja: United International Pictures, premiera kinowa: 30 września 2022 roku