"Szczęścia chodzą parami": Nie utoniemy w lukrze [recenzja]

Kadr z filmu "Szczęścia chodzą parami" /Jarosław Sosiński /materiały prasowe

Najnowszy film duetu Hanna Węsierska-Wojciech Saramonowicz, to gatunek trudny, choć w swoim założeniu lekki i przyjemny. Trudny, ponieważ, żeby nie zepsuć komedii romantycznej i nie zamęczyć widza ckliwością, nie zalać falą nieznośnej słodyczy i po drodze nie zanudzić na śmierć, potrzeba nie lada zdolności. W przypadku "Szczęść..." ten zabieg się udaje.


Bruno (Michał Żurawski) jest wziętym terapeutą par, praktykującym już od najmłodszych lat (na swoich własnych rodzicach!). Choć w zawodzie wiedzie mu się świetnie, prywatnie jest potwornym pechowcem. Nieszczęścia, to skutek klątwy rzuconej na głównego bohatera w dzieciństwie. Prześladują one wszystkie kobiety, z którymi się spotyka. Do tego stopnia, że zaprzyjaźnia się z chirurgiem (Krzysztof Czeczot), u którego na stole ląduje spora część jego partnerek. Kiedy Bruno postanawia iść przez życie w pojedynkę, na jego drodze staje Malwina (Weronika Książkiewicz), projektantka samochodów, fascynująca go od pierwszego spotkania...

Reklama

"Szczęścia..." chwilami przypominają netfliksową meksykańską komedię romantyczną "To nie wina karmy", w której główna bohaterka uważa, że jej zła passa jest winą klątwy rzuconej na nią w dzieciństwie przez młodszą siostrę. Jednak obsadowo wypadają znacznie lepiej.

Reżyser Bartosz Prokopowicz na swoim koncie ma już produkcję tego gatunku ["Narzeczony na niby", przyp.red.], w której także mocno obsadził drugie plany. Nie inaczej jest w przypadku "Szczęść...". Mamy tu świetną Marię Pakulnis w roli zwariowanej matki Malwiny, Piotra Machalicę (ojciec Bruna), dla którego była to ostatnia filmowa rola (aktor zmarł w 2020 roku), Aleksandrę Domańską (projektantka i przyjaciółka Malwiny) czy Jacka Belera (kolega szkolny Bruna, zakonnik), a nawet samego reżysera (jako szalonego rosyjskiego szamana próbującego zdjąć klątwę z głównego bohatera!). Niestety, większość z tych postaci nie dostaje swojej szansy na pokazanie się w pełni, a szkoda. Brakuje dla nich przestrzeni, a wielu z nich chciałoby się poznać bliżej...

Mamy też całe grono postaci komediowych: Przemysław Bluszcz jako prezes Fundacji Narodowej, do złudzenia przypominający jednego z prawicowych polityków czy Tomasz Karolak jako szowinistyczny, cyniczny właściciel biura projektowego, w którym pracuje Malwina - bardzo przekonująco irytujący! I ulubiona para naszego terapeuty, w którą wcielają się Antoni Królikowski i Klaudia Halejcio - przerysowane, wręcz karykaturalnie, młode małżeństwo z problemami.

Główni bohaterowie, choć na pozór nie wydają się być idealnie dopasowani do swoich ról, wypadają bardzo solidnie. Na ekranie naprawdę między nimi iskrzy (to po pierwsze - wcale nie oczywiste, a po drugie - chyba najważniejsze dla widzów romantycznych komedii?). Książkiewicz jest świeża, urocza i, po roli w "Furiozie", naprawdę miło ogląda się ją w lekkim, ultra kobiecym wydaniu. Żurawski - nieco zblazowany - odżywa przy swojej filmowej partnerce.

Tytuł filmu, będący parafrazą znanego powiedzenia, streszcza w trzech słowach fabułę. Nie oczekujmy tu zaskakujących zwrotów akcji czy niespodziewanych zakończeń, nie oto w tym gatunku chodzi. Nastawmy się na przyjemny wieczór w kinie, po którym single chętnie wybiorą się na randkę, a pary, hmm, może spróbują pikantnych  sztuczek, które poleca duet Halejcio-Królikowski? 

"Szczęścia chodzą parami", reż. Bartosz Prokopowicz, Polska 2022, dystrybutor: Mówi Serwis, premiera kinowa 2 września 2022 roku.

Zobacz też:

"Szczęścia chodzą parami": Pech Weroniki Książkiewicz

"Elvis": Magnetyzm, charyzma, talent, look [recenzja]

"Bullet Train": Wsiądź do pociągu nie byle jakiego [recenzja]


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy