"Grafted" Sashy Rainbow wpisuje się w nurt feministycznego body horroru, który na dobre wszedł do maistreamowego kina, czego dowodem jest pięć tegorocznych nominacji do Oscara dla "Substancji" Coralie Fargeat. Nowozelandzki horror jest idealną propozycją dla fanów tego rodzaju kina.
Trudno jest "Grafted" odbierać bez spojrzenia na "Substancję", która jest najdoskonalszym (póki co) filmem z całej fali kobiecych emancypacyjnych opowieści, przebranych w szaty cielesnego horroru, choć przecież kilka lat wcześniej "Titane" zdobył Złotą Palmę w Cannes. Poprzedni film jego reżyserki Julii Ducournau, "Mięso" jest już klasyką gatunku. Dodajmy do tego "Zabójcze ciało" Karym Kuasamy na podstawie scenariusza Diablo Cody, "Pod moją skórą" Mariny de Van czy w pewnym stopniu "Córki Dancingu" Agnieszki Smoczyńskiej i lista feministycznych body horrorów kręconych przez kobiety zacznie się nam układać. Jak na niej plasuje się "Graftet"? Całkiem wysoko, choć jeśli stanie się klasyką, to raczej wśród koneserów B klasowego kina.
Zobacz zwiastun filmu "Grafted"!
Genialna chińska studentka Wei (Joyena Sun) chce kontynuować kontrowersyjne badania nad rewolucyjną formą przeszczepu skóry, który prowadził jej ojciec. Pochłonął go własny eksperyment - co się stało? To zobaczymy w otwierającej film scenie. Po latach Wei trafia do mieszkającej w Auckland ciotki Ling (Xiao Hu). Studiuje na lokalnym uniwersytecie ze swoją kuzynką Angelą (Jess Hong), co ma jej pomóc wtopić się gładko w otoczenie. Problem w tym, że Angela jest zazdrosna o jej przejawy geniuszu. Wei natomiast zazdrości Angeli urody i umiejętności funkcjonowania w grupie rówieśników.
Angela i Wei to Chinki wychowane w zupełnie innej kulturze. Ta pierwsza jest w pełni zintegrowana z nowozelandzką rzeczywistością. Nie mówi po chińsku i wstydzi się potraw (kurze łapki), którymi jej kuzynka zajada się przed zniesmaczonymi koleżankami. Na domiar złego tylko Wei z całej grupy popularnych w szkole dziewczyn uzyskuje na teście 100 procent, co zwraca na nią uwagę przystojnego i charyzmatycznego profesora Paula (Jared Turner). Nienawiść rówieśniczek przybiera na sile. Tak samo jak na sile przybiera eksperyment Wei, która wypełnia marzenia ojca, by zrewolucjonizować transplantologię skóry. Odrzucona przez otoczenie Wei szybko jednak zauważa, że eksperyment pozwala jej na radykalną transformacje własnego ciała.
Pomysłodawczyni i współscenarzystka filmu Hweiling Ow urodziła się w Malezji, ale wychowała w Nowej Zelandii i dostrzega niuanse życia na imigracji azjatyckich przybyszów. "Grafted" jest jednak przede wszystkim opowieścią o transformacjach kobiecego ciała w świecie, który narzuca kobietom wyśrubowany kult piękna. Powtórka z rozrywki? Tak, ale sposób w jaki Sasha Rainbow to pokazuje, jest połączeniem widowiskowego krwistego pop-artu z vibem Takashi Miike z cronenbergowskim chirurgicznym body horrorem.
Świetna w głównej roli jest Joyena Sun, która przeobraża się na ekranie ze skromnej i zawstydzonej "kujonki" w krwawą mścicielkę, która odnalazłaby się w ekipie tarantinowskiej O-Ren Ishi. Jej rola doskonale wpisuje się w stylistykę zaserwowaną nam przez Rainbow. Licealna campowość miesza się z perwersyjnym azjatyckim erotyzmem i fascynacją reżyserki finałem "Carrie" Briana de Palmy. Choć nie doszukiwałbym się akurat tutaj freudowskich podtekstów z "daddy issues" w centrum, to nie można też obok tego drażliwego motywu przejść zupełnie obojętnie.
Zwróćcie uwagę, u kogo główna bohaterka w finale będzie szukała schronienia. Również motyw zamiany skóry na twarzy można traktować głębiej i wpisywać go w dysputę o istotę asymilacji i tożsamości nie białych imigrantów, ale dla mnie "Grafted" jest po prostu szaloną feministyczną jazdą bez trzymanki z motywem "Bez twarzy" z duetem Cage/Travolta. Może nie przez przypadek to arcydzieło kina akcji lat 90. wyszło spod ręki Chińczyka Johna Woo?
Bez wątpienia warto śledzić karierę Sashy Rainbow, która potrafi się bawić elementami body horroru, ale ma przy tym swój unikalny plastyczny styl. Balansuje przy tym na granicy kiczu i autoparodii, ale ma też do powiedzenia coś poważnego. "Grafted" polubią fani zarówno kina Johna Watersa, jak i miłośnicy "Muchy" oraz ultrabrutalnego azjatyckiego kina o zemście. Australijczycy ostatnimi czasy zachwycili mnie takimi horrorami, jak "Babadook" Jennifer Kent i "Mów do mnie" braci Philippou. Teraz przemówiło do mnie kino grozy nowozelandzkie z mocną azjatycką przyprawą. Lubię taki nieoczekiwany miszmasz.
7/10
"Grafted", reż. Sasha Rainbow, Nowa Zelandia 2024, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa: 14 lutego 2025 roku.