Reklama

"Syberiada polska": Między sierpem a orłem

"Syberiada polska" to film, który bardzo łatwo zgnoić, ale - wbrew pozorom - wcale nie musi oznaczać dla widza dwugodzinnej zsyłki na Sybir. Nie ma jednak zbyt dużego sensu wikłanie się w spór o ten obraz. Film Janusza Zaorskiego stoi bowiem gdzieś pośrodku, a nie od dziś wiadomo, że nie ma nic gorszego niż przeciętność.

Bez wątpienia najważniejszą cechą "Syberiady" jest próba oddania sprawiedliwości i równości syberyjskim zesłańcom. Zaorski nie wartościuje swoich bohaterów. Stawia ich w równym rzędzie niezależnie od tego, skąd pochodzą.

W dobie niebezpiecznie odradzającego się nacjonalizmu, kiedy takie filmy, jak "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego czy "W ciemności" Agnieszki Holland, wywołują lawinę antysemickich uniesień, zrównanie ze sobą Polaków, Żydów i Ukraińców zakrawa na odważny gest. Z drugiej strony, łatwo wytknąć reżyserowi zachowawczość, zwłaszcza że specjalnie jej nie maskuje. Mogą razić w oczy takie sceny, jak ta, w której bohaterka grana przez Agnieszkę Więdłochę upiera się, że nie jest Żydówką, tylko Polką, i tylko taka narodowość powinna stać w jej dowodzie.

Reklama

O wiele gorszy efekt przyniosła natomiast próba przełamania obowiązującej w polskim kinie pruderii, ale nie tej rozumianej jako cenzura intymnych części ciała aktorów, tylko szerzej jako niechęć do przejawiania fizycznej bliskości. W annałach kina polskiego zapisze się scena, w której Adam Woronowicz i Paweł Krucz - w filmie ojciec i syn głaszczą się po twarzach, a z ust starszego padają konfundujące słowa: "Zarosłem, synku, zarosłem". Jej niezamierzona (jak podejrzewam) dwuznaczność wywołuje z jednej strony cyniczny uśmiech, z drugiej - złość - na to, że znów się nie udało, że po raz kolejny miał być krok naprzód, a wyszła parodia.

Zaszła w ostatnich latach zmiana w obrazowaniu męskich bohaterów w kinie polskim. Zmiana, której symbolem stał się Marcin Dorociński. Aktor w takich filmach, jak "Lęk wysokości" Bartosza Konopki, "Róża" Wojciecha Smarzowskiego czy ostatnio "Miłość" Sławomira Fabickiego, pokazał, że uczuciowość i emocjonalność nie powodują utraty testosteronu. Chociaż jego bohaterowie mają niewiele wspólnego z macho, nic nie stoi na przeszkodzie, by znaleźli się na okładce "Male Mana". Woronowicz i Krucz próbują popchnąć swoje postaci w tę stronę: muszą wykazać się męstwem i odwagą, ale pozostają przy tym wrażliwcami, wyrozumiałymi i dobrymi ludźmi - czasem aż za bardzo.

Takie przedstawienie męskości łączy się z miłym dla oka zerwaniem z mitem Polaka - dumnego sarmaty, który z karabelą gotowy na Moskala rzucić się w każdej chwili. Film Zaorskiego zwolniony jest z pretensji o Historię. Nie podjudza widzów do nienawiści za krzywdy z przeszłości. Szkoda tylko, że posługuje się przy tym galerią banalnych i wielokrotnie maglowanych postaci. Mamy więc do czynienia z żywiącym urazę do Polaków Rosjaninem, matką Polką, która żeby wykarmić dzieci oddaje się przełożonemu, czy nauczyciela, który ryzykuje życiem, ucząc młodych o Polsce. Ale nawet oni razem wzięci nie psują tej próby łamania stereotypów tak bardzo, jak muzyka Krzesimira Dębskiego, która próbuje nas przekonać, że oglądamy kolejną część trylogii Sienkiewicza, i z wprawą św. Jana zwiastuje nadejście Wołodyjowskiego w niemal co drugiej scenie.

5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Syberiada polska", reż. Janusz Zaorski, Polska 2012, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa 22 lutego 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: film | recenzja | Janusz Zaorski | Syberiada polska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy