Sporo irytującego nadmiaru, ale to kino robione z sercem i bez wyrachowania

Kadr z filmu "Dziki" /NEXT FILM /materiały prasowe

"Dziki" ma wszystkie wady i zalety filmów Macieja Kawulskiego. Jest to wysokobudżetowy spektakl, na który naprawdę warto wybrać się do kina i obejrzeć go na jak największym ekranie. Wizualnie jest to kino przez duże K. Tym bardziej szkoda, że szwankuje w nim dramaturgia.

"Dziki": Włosok jest magnetyczny, Fabijański szarżuje

Recenzując króciutko "Jak pokochałam gangstera" (2022) napisałem w social mediach: "Kawulski, jak to Kawulski. Bezczelnie kseruje Scorsesego oraz Ritchiego i ma z tego radochę. Włosok w roli Nikosia jest jednak magnetyczny. Fabijański uroczo szarżuje". To samo mogę napisać o "Dzikim". Włosok jest magnetyczny, Fabijański szarżuje, ale teraz Kawulski jest zapatrzony w "Tarzana", "Braveheart", "Robin Hooda"/"Janosika", "Apocalypto" i kilka innych opowieści o archetypicznym dzikusie, który uczy się od ludzi ich najlepszych i najgorszych cech. 

Reklama

Jako wychowany na kasetach VHS w latach 90. entuzjasta filmowego postmodernizmu, nie mam problemu z takimi żonglerkami. Żałuję jednak, że Kawulski lepiej nie dopracował struktury scenariusza. Cała akcja jest przyczynkiem do zabawy formą, poza którą niewiele zostaje.

Kawulski jest ambitnym reżyserem-outsiderem, który robi swoje odrębne i autorskie kino rozrywkowe. Nie jestem fanem jego wersji przygód Pana Kleksa, ale lubię przywołane wyżej gangsterskie filmy oraz jego debiutanckiego "Underdoga". "Dziki" to wejście na zupełnie nowe tory. Kawulski razem ze współscenarzystą Rafałem Lipskim ("Kulej. Dwie strony medalu") zabierają nas do Karpat XVII wieku, gdzie żyje niemy chłopiec, który w niemowlęcym wieku jako jedyny przeżył atak zbójów na swoją rodzinę. Wychowały go zwierzęta, a potem pod skrzydła wziął Maciej (Leszek Lichota).

Chłopak wychowuje się z miejscowymi dzieciakami, tworząc z nimi zżyty kolektyw rozrabiaków. Zabawa się kończy, gdy zostają zatrzymani za kradzież konia. Po krwawej jatce stają się banitami. Mijają lata i grupa, której przewodzi tajemniczy dzikus (Tomasz Włosok) zyskuje mityczną aurę mścicieli i obrońców uciśnionych. Ich losy krzyżują się z psychopatycznym i perwersyjnie zdegenerowanym cesarskim inkwizytorem (Sebastian Fabijański), który szuka w okolicy skradzionych papieskich insygniów.

Góry są majestatyczne, ale za dużo watków

"Dziki" trwa niewiele ponad dwie godziny i jest najkrótszym filmem Kawulskiego od czasu "Underdoga", co nie przeszkodziło mu w nim pomieścić: historię sprawiedliwych banitów w typie Robin Hooda i Janosika, rodzący się bunt ludu/chłopów przeciwko zaborcom i szlachcie, miłosną sagę "dzikusa" i dziewczyny z "dobrego domu" (Angelika Włoch), opowieść o emancypacji wojowniczki (Zofia Jastrzębska) silniejszej niż większość mężczyzn i obraz zdeprawowanej władzy kościelnej z (a jakże!) wątkiem pedofilii kleru, której przeciwstawiona jest czysta słowiańska duchowości uosobioną przez szamankę (Agata Buzek).

Bohaterem "Dzikiego" są też majestatyczne góry sfilmowane przez Bartka Cierlice na legendarnej kamerze Arri Alexa 65, którą kręcono m.in. różne części "Avengersów", "Jokera", "Barbie" i drugą "Diunę". Polacy wiedzieli, jak wykorzystać ten sprzęt.

Problem w tym, że w Kawulskim jest za dużo filmowego entuzjasty i mistrza kreowania spektaklu, a za mało rzemieślnika, który potrafi dla dobra opowiadanej historii skrócić i przemontować swoje ukochane sceny. To też współautor sukcesu polskiego KSW, którego rozmach jest nie mniejszy niż ten oglądany w amerykańskim UFC. Wiemy, że potrafi robić show. "Dziki" jest pełen pięknych ujęć Karpat granych przez słoweńskie Alpy, ale też jest w nim sporo irytującego nadmiaru. Nadmiaru wątków i nadmiaru slow motion, co jest zresztą znakiem rozpoznawczym Kawulskiego od jego debiutu. To przekłada się też na kreacje aktorskie.

Kino robione z sercem i bez wyrachowania

Inkwizytor w wykonaniu Fabijańskiego jest komiksowym psycholem, pasującym do armii Jokera z Asylum w Gotham, który ma dopisany psychologiczny rys, tłumaczący jego skrzywienie. Po co? Ten inkwizytor to czyste zło nie z tego świata. Jest przeciwieństwem pierwotnej siły dzikusa i szlachetności Macieja. Naprawdę nie potrzebuję wiedzieć, skąd pochodzi zło takiej kreatury.

Fabijański nie pierwszy raz w filmie Kawulskiego pokazuje, jak dobrze się czuje w demonicznej kreacji. Można było albo docisnąć go do samego końca, albo wcale postaci nie uczłowieczać. Jego inkwizytor ma nawet na szyi odwrócony krzyż. Ten ciekawy wątek religijny szybko się urywa, bo Kawulski pędzi, by rzucić nam kolejne błyskotki.

Cierpi na tym dramaturgia, która jest chaotyczna i poszatkowana. Ostatecznie "Dziki" nie jest ani nową interpretacją historii Janosika, ani opowieścią o wojnie klas. Nie jest też historią archetypicznej walki sił ciemności i jasności. "Dziki" jest wszystkim po trochu i zostaje po seansie w głowie tylko strona wizualna oraz oddana kreacja Tomka Włosoka, który jako słowiański tarzan wygląda świetnie. To bardzo fizyczna rola, ale Włosok musiał też stworzyć wiarygodną postać niemal nie wypowiadając ani jednego słowa, co jest szalenie trudnym zadaniem aktorskim. Znów wyszedł obronną ręką, dobitnie dowodząc, jak wszechstronnym jest aktorem.

Mimo licznych wad bawiłem się na "Dzikim" dobrze. Czuć, że jest to kino robione z sercem i bez wyrachowania. Cieszę się, że Kawulski nadal kręci kino po swojemu i rozsiadł się na tronie, na którym w swoich najlepszych latach był Patryk Vega, a wcześniej Władysław Pasikowski. Każdy z nich miał swój pomysł na kino rozrywkowe. Pasikowski opowiadał o romantycznych zbirach, Vega jak nikt inny czuł język ulicy, a Kawulski to postmodernista pełną gębą. Nie każdemu jego filmowe fusion posmakuje, ale jednego Kawulskiemu odmówić nie można - wie, jak robić krwawy spektakl w teledyskowej formie. To chyba najlepsza rekomendacja, by obejrzeć "Dzikiego" w IMAX.

6/10

"Dziki", reż. Maciej Kawulski, Polska 2025, dystrybutor: Next Film, premiera kinowa: 1 stycznia 2026 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dziki (2026)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL