Stworzony w latach 80. przez Tadeusza Baranowskiego kultowy Smok Diplodok po wieloletnich perturbacjach doczekał się w końcu pełnometrażowej fabuły. Animowany film w reżyserii Wojciecha Wawszczyka twórczo przetwarza autorskie pomysły z kart komiksów. I choć w warstwie graficznej twórcy mocno odeszli od pierwowzoru, to udało im się zachować przy tym ducha i humor oryginału.
Tadeusz Baranowski to nazwisko przez miłośników komiksów wymieniane jednym tchem obok Janusza Christy, Henryka Jerzego Chmielewskiego czy Szarloty Pawel w gronie czołowych twórców "opowieści rysunkowych" dla dzieci i młodzieży czasów PRL-u. Przesiąknięte absurdalnym humorem albumy: "Skąd się bierze woda sodowa", "Antresolka profesorka Nerwosolka" czy wreszcie "Podróż Smokiem Diplodokiem" czytał w latach 80. chyba każdy ówczesny nastolatek, a dziś mają one status absolutnie kultowych. Kiedy więc jesienią 2013 roku gruchnęła informacja, że Diplodok - najsłynniejszy, obok Milusia z "Kajka i Kokosza", smok polskiego komiksu - doczeka się pełnometrażowego filmu, towarzyszyła jej ekscytacja pomieszana z solidnymi obawami.
Te ostatnie wynikały z tego, że polskiemu kinu z komiksem nie było dotąd za bardzo po drodze. A będąca jedną z nielicznych prób sięgnięcia po komiksową spuściznę, zrealizowana dekadę wcześniej, animacja "Tytus, Romek i A’Tomek wśród złodziei marzeń" Leszka Gładysza, stanowiła ewidentny przykład rozminięcia się twórców zarówno z klimatem albumów Papcia Chmiela, jak i z oczekiwaniami dziecięcej widowni, zafascynowanej święcącymi tryumfy produkcjami spod szyldów Disneya i Pixara.
Ekranizację komiksu Baranowskiego "na szczęście" firmowali Wojciech Wawszczyk i Rafał Skarżycki (obaj rocznik 1977), należący do pierwszego pokolenia wychowanego na komiksach, w dodatku mający za sobą sukces w postaci innej filmowej adaptacji - obrazoburczych i skierowanych do dorosłego odbiorcy przygód "Jeża Jerzego". Plany były ambitne. "Podróż Smokiem Diplodokiem" zapowiadano jako pierwszą polską pełnometrażową animację 3D, a premierę planowano na 2016 rok. Gdy jednak przyszło do szukania środków na realizację, rzeczywistość okazała się dużo bardziej skomplikowana. Ostatecznie na finalny efekt przyszło nam czekać aż o osiem lat dłużej.
Scenariusz "Smoka Diplodoka" łączy w sobie motywy i postaci z twórczej spuścizny Baranowskiego, nie stanowi jednak wiernej adaptacji żadnego z albumów, a raczej wariację na ich temat. Wojtek Wawszczyk i spółka (nad kolejnymi wersjami scenariusza pracowało w sumie kilkanaście osób) motywem przewodnim filmu uczynili podróż tytułowego bohatera. Diplodok to niesforny, ciekawy świata młody dinozaur, który marzy o przeżyciu niesamowitych przygód. Gdy jego dom dotyka tajemniczy kataklizm, rusza w podróż, by wyjaśnić zagadkę zniknięcia swoich rodziców. Po drodze odkrywa kolejne światy, gdzie poznaje m.in. czarodzieja Hokusa-Pokusa, Profesorka Nerwosolka i Entomologię Motylkowską. Równolegle oglądamy historię rysownika Tadka, któremu wydawczyni postawiła zadanie stworzenia w ciągu doby "słodkiego" bohatera na łamy nowego magazynu dla dzieci.
Pełna absurdów podróż Diplodoka i jego przyjaciół przez komiksowe multiwersum Baranowskiego odrobinę za długo się rozkręca, ale kiedy już wskoczy na właściwe tory, przywodzi na myśl słynną wyprawę Jacka i Placka z animowanego filmu Leszka Marka Gałysza, będącego ekranizacją powieści "O dwóch takich co ukradli księżyc" Kornela Makuszyńskiego. W purenonsensownych ekranowych przygodach czuć też ducha "Żółtej łodzi podwodnej" George'a Dunninga, a ze ścieżki dźwiękowej wprawne ucho wyłowi muzyczny motyw z czołówki "Latającego cyrku Monty Pythona". W filmie znalazło się też kilka mrugnięć okiem do fanów komiksów Baranowskiego, jak choćby jedna ze scen, w której pojawia się słynny indiański wódz Mały Niepokój. Widać, że choć film powstał z myślą o młodym odbiorcy, to twórcy, przesadnie nie słodząc, zadbali też o dorosłych widzów.
Od strony wizualnej produkcja studia Human nie oferuje nic rewolucyjnego, ale udanie wpisuje się w panujące standardy europejskich animacji dla dzieci. Fani kreski Baranowskiego, a także pamiętający krótkometrażowe animowane przygody profesorka Nerwosolka zrealizowane w latach 1984-86 przez Włodzimierza Palusińskiego, mogą potrzebować dłuższej chwili, by przyswoić sobie ekranowy świat. Ostatecznie jednak ta "uwspółcześniona" wizja broni się dzięki konsekwencji oraz kilku oryginalnym rozwiązaniom i projektom plastycznym.
Cieniem na filmie Wojtka Wawszczyka kładzie się, zrealizowany z prawdziwymi aktorami, wątek zamkniętego w zatęchłej suterenie sfrustrowanego rysownika komiksów, walczącego z wydawniczym zleceniem. Choć fabularnie to ciekawe rozwinięcie, znanego z kart komiksów Baranowskiego pomysłu na burzenie tzw. czwartej ściany, ta część opowieści naszkicowana jest zdecydowanie zbyt grubą kreską i równie przesadnie grana przez Piotra Polaka. Na szczęście nawet jemu ostatecznie na ratunek przybywa Diplodok z przyjaciółmi.
Głos tytułowemu bohaterowi podkłada 11-letni Mikołaj Wachowski. Młodego aktora, który ma za sobą doświadczenie w dubbingowaniu m.in. filmów "Pinokio" czy "Avatar. Istota wody", wspierają: Borys Szyc jako Hokus Pokus, Małgorzata Kożuchowska - Entomologia i Arkadiusz Jakubik - Profesorek Nerwosolek. Grono to uzupełnia, debiutujący w takiej roli, pisarz i publicysta Mariusz Szczygieł, którego głosem przemawia z ekranu filozofujący Osioł Kleofas. Jego tyrady to kolejne mrugnięcie okiem do starszej publiczności.
Dwutorowa opowieść "Smoka Diplodoka" to zabawne, przyjemne i inspirujące kino dla młodych widzów, które zachęca do tego, by korzystać z wyobraźni i robić to, w co się wierzy. I nawet jeśli w zderzeniu z dorosłą rzeczywistością brzmi to odrobinę naiwnie, to jeśli dzięki temu filmowi choć jedno dziecko naszkicuje swojego własnego smoka i zacznie wymyślać jego przygody, twórcy będą mogli uznać to za sukces.
7/10
"Smok Diplodok", reż. Wojciech Wawszczyk, Polska 2024, dystrybutor: Nowe Horyzonty, premiera kinowa: 4 października 2024 roku.