Po seansie "Serca dębu" nawet osiedlowa brzoza czy jabłonka staną się krainą cudów, trosk i radości, fascynującym megapolis tętniącym życiem we wszystkich jego odcieniach i smakach.
Kto by tam miał czas, żeby - pędząc do pracy, szkoły czy... kina - zatrzymać się na chwilę przy osiedlowym zagajniku? O ile w ogóle jakiś jeszcze się ostał. Bez komentarza, bez wyjaśnień znanych z kanałów National Geographic i Animal Planet, bez głosu Krystyny Czubówny, "Serce dębu" pozwala po prostu wziąć oddech i z bliska przyjrzeć otaczającej nas faunie i florze. W trakcie projekcji nie zabraknie scen akcji, seksu i ukojenia. Będzie też z czego się pośmiać. I co kontemplować, choć film na pewno nie antropomorfizuje swoich bohaterów i ich domu.
Producent filmu Barthelemy Fougea tak sam opisuje ten niecodzienny dokument: "Nikt jeszcze nie przyjrzał się drzewom przez pryzmat ścieżek i spraw ich mieszkańców. Właśnie dlatego nasz projekt jest tak wyjątkowy i wart opowiedzenia. Mamy możliwość znaleźć się w centrum napięć, radości i wzajemnych relacji, którym "Serce dębu" pozwala nam się przyglądać. Jako producent wielu filmów przyrodniczych mogę powiedzieć, że ten film stanowi dla widzów wyjątkową sposobność, aby zanurzyć się w zmysłowym i poetyckim świecie króla drzew. W lirycznej atmosferze możemy odkrywać bioróżnorodność, którą to drzewo rodzi i podtrzymuje. Naszymi bohaterami są większe i mniejsze zwierzęta - owady, ptaki oraz ssaki. Wspólnie z nimi odkrywamy, jak potrzebne jest to życiodajne drzewo: trochę tak, jakbyśmy obserwowali budynek mieszkalny i podglądali jego mieszkańców".
Ruda wiewióra (ta z plakatu "Serca dębu") niczym matriksowa Trinity przeskakuje z gałęzi na gałąź. Jaka ona zwinna i sprytna, a jaka gospodarna - na pewno zimą nie będzie głodować! Zapomnijcie też o Mavericku - sztuki pilotażu Tom Cruise powinien uczyć się od niewielkiego ptaszka, który nie daje się złapać głodnemu drapieżnikowi. Szpony, wielkie skrzydła, siła - imponują, ale nic to, gdy ktoś walczy o swoje życie! Maluch doskonale wie, kiedy się rozpędzić, kiedy zwolnić, kiedy obniżyć lot, kiedy podbić, kiedy mknąć na oślep przed siebie. Kiedy i gdzie się schować. I jak to zostało sfilmowane - w "Top Gun" do realizacji podobnych scen angażowano pilotów, kaskaderów i speców od efektów specjalnych, cały sztab ludzi. Tu - tu potrzebny był dobry sprzęt, owszem, ale przede wszystkim pasja i cierpliwość, aby takiej sytuacji się doczekać.
Takich ujęć i historii w filmie Laurenta Charbonnier i Michela Seydoux jest więcej. Przez cztery pory roku filmowali życie mieszkańców niezwykłej metropolii. Najpiękniejszej i najbardziej niebezpiecznej zarazem. Nigdzie indziej wschody i zachody słońca nie wyglądają tak bajecznie. Nigdzie indziej deszcz nie może wywołać tsunami, noc być tak ciemna i jasna zarazem, poranek tak zapracowany. Nie jest to Gotham City ani Los Angeles pełne androidów. To dąb szypułkowy. Majestatyczny i leciwy, urodzony w 1810 roku i ważący 9 ton.
W przeciwieństwie do znanych i cenionych "Mikrokosmosu" i "Makrokosmosu", w których (odpowiednio) Claude Nuridsany i Marie Pérennou oraz Jacques Perrin i Jacques Cluzaud umieścili kamerę w szczelinach ziemi pięknej łąki oraz unieśli się z ptactwem w przestworza, czy rodzimego serialu "Saga prastarej puszczy", w którym Bożeny i Jana Walencikowie odcinek po odcinku podążają za różnymi mieszkańcami Puszczy Białowieskiej, w "Sercu dębu" najważniejszy jest właśnie on dąb. Drzewo życia.
Jego imponująca korona od razu zwraca na siebie uwagę. Jest niczym ent z "Władcy Pierścieni". Gdyby mógł mówić - albo mówił językiem przez nas zrozumiałym (drzewa się między sobą komunikują, naukowcy już tego dowiedli) - mógłby podzielić się niejedną historią z długich dekad swojego życia. Na pewno wiele doświadczył i wiele widział. I był domem pełnym radości i smutków, narodzin i śmierci dla mnóstwa stworzeń. W "Sercu dębu" barwna gromadka wiewiórek, sójek, mrówek, myszy polnych, puszczyków i zaradnych słoników żołędziowców dogaduje się ze sobą, nie wchodząc sobie w drogę. Choć każdy musi jeść i każdy chciałby, żeby było mu ciepło, sucho, bezpiecznie.
Film jest raczej rodzajem hołdu i wyrazem ciekawości jego realizatorów, których w pracy wspierali naukowcy. W wywiadach mówią wiele o kulisach pracy, o rozrysowanych storyboardach, kreowaniu scenariusza fabularnego powiązanego z obserwacją i znajomością życia bohaterów i ich domu. Te elementy są obecne, jak choćby w wyżej wymienionych scenach skoków i pościgów, ale "Serce dębu" jest przede wszystkim rodzajem "spaceru do lasu". Takiego nieśpiesznego, bez zbierania grzybów (czy rozrzuconych wśród ściółki śmieci), raczej z kocykiem, kiedy można pod okazałym drzewem położyć się, przyglądać jego gałęziom, pomarzyć, trochę może przysnąć, a potem oniemieć w zachwycie nad rudą kitą wiewióry czy światłem i wiatrem wspólnymi siłami wprowadzającymi liście w hipnotyzujący taniec. I pewnie też trochę się zmartwić - bo to od nas i naszej działalności zależy czy ten świat przetrwa.
6/10
"Serce dębu" (Le Chêne), reż. Laurent Charbonnier i Michel Seydoux, Francja 2022, dystrybutor: Best Film, premiera kinowa: 7 października 2022 roku.