"Rebel Moon - Część 1: Dziecko ognia" imponuje i... rozczarowuje [recenzja]

"Rebel Moon - Częśc 1: Dziecko ognia" zadebutuje w Netfliksie 22 grudnia 2023 /Clay Enos/Netflix © 2023 /materiały prasowe

Wielkim filmowym widowiskom z pogranicza kina przygodowego, science fiction, fantasy i opowieści o superbohaterach coraz trudniej o oryginalność. Niby nowe światy, kolejne planety, budowane mity założycielskie pod przedstawiane uniwersa, ale tak naprawdę to powtórka z rozrywki. Bo gdyby wyobrazić sobie te ważniejsze motywy z klasycznych "Gwiezdnych wojen", "Władcy pierścieni" oraz "Siedmiu samurajów" Akiry Kurosawy i je ze sobą zmiksować, otrzymalibyśmy właśnie coś na kształt nowego filmu Zacka Snydera.

  • "Rebel Moon" to najnowszy film Zacka Snydera, twórcy takich obrazów, jak: "Armia umarłych" czy "Liga sprawiedliwości"
  •  Projekt został podzielony na dwie części. Pierwsza z nich - "Dziecko ognia" - zadebiutuje w Netfliksie 22 grudnia 2023
  •  Produkcja autorskiego projektu Zacka Snydera pochłonęła ponad 160 milionów dolarów

Za specjalizującym się w blockbusterach amerykańskim reżyserem pomysł na "Rebel Moon" chodził ponoć od bardzo dawna. Narodził się on bowiem na długo przed "Człowiekiem ze stali" (2013) czy "Ligą sprawiedliwości", bo jeszcze w czasach studenckich. Trudno się dziwić, że dla twórcy, dla którego filmowy rozmach jest materią organiczną, idea wykreowania swojego świata od A do Z jawiła się jako coś bardzo ekscytującego. Daje się zresztą odczuć, że dla Zacka Snydera "Rebel Moon" to takie wychuchane, choć moim zdaniem też nieco przenoszone dziecko. Projekt autorski, gdzie odpowiedzialny jest on nie tylko za reżyserię i współautorstwo scenariusza (do spółki z Shayem Hattenem), ale także za zdjęcia. A tym, w swojej bogatej karierze, zajmował się wcześniej w pełnym metrażu tylko raz - przy okazji "Armii umarłych" (2021).

Reklama

"Rebel Moon": Imponująca warstwa wizualna, mało oryginalna historia

Produkcja to, jak przystało na Snydera, rozbuchana, także od strony samej historii, bo "Rebel Moon" podzielony został na dwie części - "Dziecko ognia" oraz "Zadająca rany". Nietrudno się domyślić, że pierwsza odsłona - jak to było w przypadku wspomnianych "Gwiezdnych wojen" czy "Władcy pierścieni" - to rodzaj wprowadzenia. Podróży po wszelkich zakątkach nowego uniwersum, przedstawienia bohaterów, rozeznania sytuacji, określenia sił i wreszcie - zawiązania konfliktu. 

Jego stawką są rzecz jasna losy galaktyki, a w centrum znajduje się tajemnicza protagonistka Kora (w tej roli Sofia Boutella). Wiemy o niej niewiele, poza tym, że najchętniej prowadziłaby stateczne życie na jednej ze spokojnych kolonii na skraju galaktyki. Kiedy jednak to miejsce za cel obiorą sobie potężne armie z demonicznym Balisariusem (Ed Skrein) na czele, plany kobiety będą musiały ulec zmianie. Jej przeszłość zacznie mieć znaczenie, w efekcie stanie się ona ostatnią nadzieją zdesperowanych mieszkańców. Zadaniem Kory będzie skompletowanie grupy śmiałków, którzy obok wysokich umiejętności w sztuce wojennej z jakiegoś powodu znaleźli się na bocznicy i pałają żądzą zemsty bądź odkupienia. Wypisz, wymaluj "Siedmiu samurajów".    

Mam świadomość, że formuła space opera, jak zresztą każda filmowa konwencja, ma ograniczoną pojemność i szereg motywów jest tym samym powtarzalnych. Pytanie, czy reżyser oraz scenarzyści wykorzystają to w kreatywny sposób, czy pójdą po linii najmniejszego oporu. Snyder i Hatten, moim zdaniem, lokują się gdzieś pośrodku tych dwóch dróg. Mimo fabularnych mielizn, trzeba im oddać sprawiedliwość i przyznać, że są w tym filmie elementy imponujące. Mam na myśli przede wszystkim stronę wizualną i kreację świata przedstawionego. Do tego twórcy przygotowali się naprawdę solidnie aż po najdrobniejszy scenograficzny czy kostiumograficzny szczegół. 

Od pierwszych scen "Dziecka ognia" widać realizacyjny rozmach i każdego wydanego dolara. A tych pewnie nie było mało. Tyle że to, co w założeniu tak mocno oddziaływać ma na nasze zmysły, działa jak miecz obosieczny. Odwrócenie uwagi od fabularnej opowieści. Oglądając pierwszą odsłonę "Rebel Moon" nie mogłem oprzeć się wrażeniu, które zresztą często towarzyszy mi w tego typu kinie, że do wybuchów twórcy bardziej przykładają się niż do oryginalności opowiadanej historii. Pozostaje mieć nadzieje, że te proporcje odwrócą się w drugiej części. Choć szczerze wątpię.

6/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rebel Moon
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy