Polski akcent w amerykańskim hicie. Epizod wokół spiskowej teorii dziejów

Scarlett Johansson i Channing Tatum w filmie "Zabierz mnie na księżyc" /Dan McFadden/Associated Press/East News /East News

Scarlett Johansson, Channing Tatum i kosmiczne podboje? Przyznacie, brzmi cokolwiek ryzykownie. I choć, poza jedną sceną, główni bohaterowie nie odrywają się finalnie od ziemi (chyba, że za sprawą uczucia) otrzymujemy całkiem sympatyczną, zabawną, a przy tym niegłupią współczesną screwball comedy.

  • "Zabierz mnie na Księżyc" to nowy film w reżyserii Grega Berlantiego, amerykańskiego twórcy odpowiedzialnego za takie produkcje jak "Twój Simon", "Oh, życie" oraz wiele seriali z uniwersum DC.
  • W rolach głównych występują Scarlett Johansson ("Między słowami", "Historia małżeńska", "Asteroid City), Channing Tatum ("Free Guy", "Magic Mike", "Bullett Train"), Woody Harrelson ("To nie jest kraj dla starych ludzi", "Detektyw"), Ray Romano ("Wszyscy kochają Raymonda", "Irlandczyk")  
  • Akcja filmu "Zabierz mnie na Księżyc" rozgrywa się w drugiej połowie lat 60. ubiegłego stulecia. 

Reklama

"Zabierz mnie na Księżyc": Współczesna screwball comedy

Współczesną jedynie z uwagi na czas realizacji, bo akcja filmu Grega Berlantiego rozgrywa się w drugiej połowie lat 60. ubiegłego stulecia. W czasach zimnowojennych, gdy układ sił pomiędzy dwoma mocarstwami - Stanami Zjednoczonymi oraz Związkiem Radzieckim, wyznaczany był przez kosmiczną propagandę i to, która flaga zostanie zatkniętą jako pierwsza na Księżycu. Po klęsce misji Apollo 1 i śmierci trzyosobowej załogi w 1967 roku, finansowanie amerykańskiego programu kosmicznego zawisło na włosku. Politycy mieli dość spektakularnych porażek, a opinia publiczna przekonywała, że pozaziemskie problemy nie powinny przesłaniać tych doraźnych jakie trawiły wtedy kraj, na czele z wojną w Wietnamie.    

"Zabierz mnie na Księżyc": Zderzenie dwóch światów

Ciekawie i rzetelnie zarysowane tło historyczne, a tego, przyznam, raczej się tu nie spodziewałem, służy wprowadzeniu głównej bohaterki, w której rolę wciela się Scarlett Johansson (jest także współproducentką filmu). Kelly Jones o NASA ani lotach kosmicznych nie wie co prawda zbyt wiele, ale potrafi za to wszystko sprzedać i by to zrobić, nie cofnie się absolutnie przed niczym, z udawaniem ciężarnej włącznie. W fachowej nomenklaturze - ekspertka od marketingu. Za sprawą małego szantażu ze strony reprezentującego rządzących tajemniczego agenta (w tej roli trochę szarżujący Woody Harrelson) zamienia wielkomiejski Nowy Jork na imprezową, słoneczną Florydę, a luksusowe drapacze chmur, na ciasny, pozbawiony okna magazyn w centrali NASA. I to właśnie tam jej natura handlowca najpełniej zderza się z techniczną myślą, reprezentowaną przez dyrektora do spraw startów rakiet w osobie Channinga Tatuma.

Dynamikę tej opowieści Berlanti opiera właśnie na zderzeniu tych dwóch, zupełnie niepasujących do siebie światów, z czego rodzi się wiele zabawnych nieporozumień. Bo z jednej strony żeby polecieć w kosmos trzeba mieć odpowiednie technologiczne zaplecze, czytaj rakietę. Z drugiej, pieniądze na to, by móc ją w założonym czasie ukończyć, a w tym najlepiej pomoże ogólnokrajowy rozgłos. A zatem wywiady, sesje fotograficzne, kontrakty reklamowe, a nade wszystko majętni sponsorzy. Kreacja kontra marketing. I każde przekonane, że jego działka jest najważniejsza. Ktoś, kto ma doświadczenie pracy przy jakimkolwiek większym projekcie doskonale będzie wiedział o czym mówię. A w myśl powiedzenia: "kto się lubi, ten się czubi", w trakcie przygotowań do misji Apollo 11, bo wokół niej kręci się fabuła filmu, Kelly i Cole stopniowo się do siebie zbliżają. Wszak romantycznego elementu nie mogło tu zabraknąć.

"Zabierz mnie na Księżyc": Joahansson świetna w lżejszej konewencji

Choć grają do jednej bramki, z aktorskiej rywalizacji zdecydowanie lepiej wyszła Scarlett Johansson. Mimo że najbardziej lubię ją w rolach dramatycznych pokroju "Pod skórą" (2013) czy "Historii małżeńskiej" (2019), po raz kolejny udowodniła, że i w lżejszej konwencji potrafi się należycie odnaleźć. Z Tatumem z kolei jest tak, że on najlepszy jest wtedy, kiedy najmniej mówi, czyli gdy chociażby wije się na rurze w filmach o Magic Mike’u. 

W scenach dialogowych, a takich w "Zabierz mnie na Księżyc" jest całkiem sporo, czar trochę pryska. Twórcy tej produkcji znaleźli i na to sposób, odpowiednio rozkładając akcenty całej historii. Bo jest jeszcze płaszczyzna polityczna i epizod, zresztą mój ulubiony, skoncentrowany wokół spiskowej teorii dziejów. Czyli rzekomego wyreżyserowania w studiu lądowania na Księżycu, czego podjąć się miał niby sam Stanley Kubrick. A w tym wątku, w ciekawym cameo Dariusz Wolski, polski operator od lat pracujący w Hollywood i autor zdjęć do filmu Berlantiego. W pewnym momencie pada nawet słynne rodzime: "Na zdrowie". Zatem - na zdrowie!

7/10

"Zabierz mnie na Księżyc" ("Fly Me to the Moon"), reż. Greg Berlanti, USA 2024, dystrybucja: United International Pictures, premiera kinowa: 12 lipca 2024 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL