"Podżegacze": Głupiutka komedia akcji. Baw się dobrze, tylko wyłącz myślenie

Kadr z filmu "Podżegacze" /materiały prasowe

Duet z serii o Jasonie Bournie wspierany przez hollywoodzki gwiazdozbiór w epizodycznych rolach, pędząca od pierwszej do ostatniej sekundy akcja i Boston w optyce swoich wiernych synów Damona i Afflecka. Jednak krytycy nie są łaskawi dla "Podżegaczy". Ja bawiłem się na tym letnim blockbusterze nieźle, ale musiałem przy tym zupełnie wyłączyć myślenie.

W 2002 roku na ekrany wszedł "Gerry" Gusa Van Santa. Film miał być powtórzeniem sukcesu "Buntownika z wyboru" tegoż reżysera, za który Matt Damon i Ben Affleck zdobyli Oscara za scenariusz. Tak rozpoczęła się wielka kariera bostońskich przyjaciół, którzy do dziś z powodzeniem tworzą pisarsko-producencko-aktorski duet krążący między niezależnym kinem Kevina Smitha i wielkimi hollywoodzkimi produkcjami Ridleya Scotta. 

Reklama

W "Gerrym" współscenarzystą Damona jest nie Ben, ale jego młodszy brat Casey, który od początku kariery ma apetyt na kino subtelne i autorskie ("Manchester by the Sea", "Ghost Story", "Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda"). "Podżegacze" to jednak film zupełnie odbiegający od tych tytułów, choć tchórze i zabójstwa na ekranie się pojawiają. Casey Affleck wraz z Chuckiem Macleanem napisali klasyczną komedię kryminalną z silnym elementem buddy movie, który idealnie nadaje się na letni kinowy blockbuster. Żyjemy jednak w erze streamingu, więc film pojawił się bezpośrednio na Apple TV. Na dużym ekranie zrobiłby większe wrażenie.

"Podżegacze": Bostoński heist movie

Weteran z Marines Rory (Matt Damon), alkoholik Cobby (Casey Affleck) i narwany Scalvo (Jack Harlow) zostają wynajęci do skoku na kasę skorumpowanego burmistrza Bostonu (Ron Perlman). Panowie się nie znają, ale robota wydaje się prosta. W czasie wieczoru wyborczego do burmistrza udają się pielgrzymki interesantów z tłustymi kopertami, które tylko czekają, by je ukraść. Problem w tym, że wieloletni włodarz miasta niespodziewanie przegrywa wybory, sejf okazuje się pusty, tercet niezdarnych rabusiów wdaje się od razu w strzelaninę, a jedynym ich łupem są drobniaki i bransoletka z wyrytym tajemniczym kodem. Rory i Cobby nie tylko muszą uciekać przed policją, ale też nasłanymi przez swoich zleceniodawców gangsterami. Chcą oni odzyskać bransoletkę, która okazuje się kluczowym elementem napadu.

W ciągu typowych dla takiego kina 100 minut zwiedzamy różne zakątki Bostonu, dostajemy wybuchy, pościgi samochodowe i strzelaniny. Mający na koncie "Tożsamość Bourne’a", "Pan i Pani Smith" i "Na skraju jutra" Doug Liman czuje się dobrze w kinie akcji, co szczególnie widać w energetycznych scenach samochodowych pościgów. Ba, jest nawet rozwałka wielkimi ciężarówkami, co każdego chłopaka wychowanego na kinie akcji z lat 90. ucieszy. Problemem "Podżegaczy" jest jednak mocno niedopieczony scenariusz, który jest nieudolnie maskowany kolejnymi ozdobnikami aktorskimi. Można odnieść wrażenie, że decydenci z korporacji z jabłuszkiem otworzyli sakwę bez dna, która miała wycisnąć mięsisty sok z niedojrzałego owocu, a ostatecznie wypadł im ogryzek.

"Podżegacze": Miałki scenariusz maskowany aktorskimi epizodami

Damon i Affleck tworzą niezły duet przekomarzających się facetów niemogących ułożyć sobie życia. Rory jest zadłużonym po uszy byłym żołnierzem, który wstydzi się spojrzeć w oczy dorastającego syna. Chodzi na terapię do Donny (Hong Chau), która jako fejkowa zakładniczka wchodzi w pewnym momencie z niezdarnymi rabusiami w sojusz. Cobby to natomiast zagubiony i chlejący we własnym barze (każdy Irlandczyk musi mieć przecież bar, nieprawdaż?) chłopak z Bostonu, maskujący wulgarnym słowotokiem własny romantyzm. Momentami ten buddy movie się sprawdza. Jest złośliwy dowcip i rodząca się przyjaźń nieufającym sobie uroczych fajtłap z pistoletami. Problem w tym, że trudno uwierzyć w ich przygody, nawet gdy nałożymy na oczy okulary w kształcie kinowej tacki z tacos. Twórcy nie ukrywają, że ich film jest odmóżdżającą rozrywką, ale jednak powinni odrobinę mocniej popracować nad rozwojem akcji, która nie obrażałaby inteligencji nawet średnio wymagającego widza.

Liman wyreżyserował również w tym roku całkiem udany remake "Road House", gdzie w finale (absurdalna gonitwa na motorówkach) puścił niestety zupełnie lejce, zapominając, na czym polegała magia trashowego kina klasy B z Patrickiem Swayze. W "Podżegaczach" popełnia ten sam błąd. Skoro miał już w rękach słaby tekst, to mógł z jego logicznych dziur zrobić atut, dając nam samoświadomą pulpę parodiującą inne bostońskie heist movies, sygnowane zresztą również przez Bena Afflecka w "Mieście złodziei".

Zamiast tego film jest obwieszony świecącymi aktorskimi ozdobnikami w epizodycznych rolach (Michael Stuhlbarg, Alfred Molina, Ving Rhames, Toby Jones, Paul Walter Hauser), które tylko na chwilę pozwalają zapomnieć o głupotach tej opowieści. Jeżeli byliście w Bostonie albo się tam wybieracie, to polecam rajd z chłopakami z "Podżegaczy". Przy wyłączeniu mózgu rzecz jasna. Jeżeli to miasto jest Wam obojętne to werdykt (owszem, nawiązuję do bostońskiego dzieła Sidneya Lumeta) jest jasny. Lepiej odpalić sobie po raz kolejny "Bad Boys".

5/10

"Podżegacze" (The Instigators), reż. Doug Liman, USA 2024, dystrybucja: Apple TV+, premiera na streamingu: 2 sierpnia 2024 roku

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Podżegacze | Matt Damon | Casey Affleck
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy