Piękno, zachwyt i zjawiskowa 27-latka. Takiego kina już się nie kręci!

Celeste Dalla Porte i Gary Oldman w filmie "Bogini Partenope", fot. di Gianni Fiorito /Monolith Films /materiały prasowe

"Co mi po tobie zostanie? ten bezruch / na fotografiach, ale jednocześnie / gesty i słowa pośpieszne / do różnych kobiet, we wszystkich językach. / (...) Niebieski sweter. Zapach mokrej wełny. / Astry na stole i cienie na trawie - pisze, w tomie "Niebieski sweter", Anna Piwkowska. Paolo Sorrentino przypuszczalnie nie zna poezji Piwkowskiej (a szkoda), ale swój najnowszy film, nakręcił właśnie o tym, o niebieskim swetrze Partenope. O tym, co po niej, co po nas zostaje. Piękny film.

"Bogini Partenope": Paolo Sorrentino jest magiem kina

Festiwal w Cannes, Konkurs Główny, tak, to już sporo, ale w skali Paola Sorrentino, czołowego dzisiaj eksportowego reżysera kina włoskiego, nie tak znowu wiele. Przyzwyczailiśmy się do większych splendorów dla autora "Boskiego". Nieobecność "Bogini Partenope" w stawce oscarowej, czy innych ważnych nagród podsumowujących sezon, mówi więcej o świecie, o globalnych zmianach w postrzeganiu kina i sztuki, niż o klasie tego filmu. Dla mnie, klasie niepodważalnej.

Reklama

Minęło raptem kilka lat, a Sorrentino, styl Sorrentino, naraz stał się niemodny, a poza zwyczajowymi komplementami, pojawia się cała litania zarzutów o banalizowanie postrzegania kobiecości i męskości, banalizowanie wszystkiego. To, co zupełnie nie przeszkadzało w "Wielkim pięknie", zaczęło uwierać w "Partenope". Że kadry przeestetyzowane, cały film przeestetyzowany, zbyt to wszystko świetliste, staromodne, dziaderskie. Takiego kina już się nie kręci. A kto to parafował? Kto feruje tego rodzaju wyroki w filmowym trybunale?

Jestem ciekawy, co zostanie ze współczesnego kina po latach. Mam przecież bliskie pewności podejrzenie, że do "Bogini Partenope" będziemy wracali o wiele częściej, niż do najgłośniejszych, oscarowych tytułów, bo Sorrentino, czy to się komuś podoba, czy nie, jest magiem kina, mistrzem storytellingu, opowiada tak, żeby zachwycać, dzielić się zachwytem i odkrywać dla nas ów zachwyt za pośrednictwem filmu. Udowadnia, że tylko kino potrafi jeszcze tak działać na zmysły oglądającego. Czysty zachwyt, czysta rozkosz oglądania. Kinofilia.

Nawet jeśli dostrzegam w "Partenope" jakieś ułomności, ten film nie jest doskonały, podobnie jak nie były doskonałe wcześniejsze filmy Paola Sorrentino, jest natomiast tytułem wywołującym wzruszenie i zachwyt. Tak, to jest możliwe, na tym również, może przede wszystkim, polega magia kina.

Oglądałem "Boginię Partenope" na jednym z europejskich festiwali, w sekcji pozakonkursowej, ogromna sala, jakiej w Polsce nie uświadczysz, wypełniona do ostatniego miejsca. Od początku seansu narastające poczucie wspólnoty. Widzowie poddający się tematowi, urodzie wykreowanego świata, urodzie aktorów, melancholii. To jest kino, tak działa kino. I tak działa na mnie kino Paola Sorrentino. Uszczęśliwia. Chyba o żadnym innym współczesnym reżyserze europejskim, nie potrafiłbym napisać tego samego. Reżyser, który uszczęśliwia.

Sorrentino szuka odpowiedzi na jedno tylko pytanie - czym jest piękno?

Uporczywie, od pierwszych prób reżyserskich, od pierwszych filmów, Sorrentino szuka w istocie odpowiedzi na jedno tylko pytanie - czym jest piękno? Trudno, prawdę powiedziawszy, o większy banał. Idea piękna - filmowo wyszydzana jest przecież od lat, podobnie jak dobro, idea dobra. Sorrentino jest jednak uparty. Niezależnie czy kręci serial o "Młodym papieżu" czy nieudaną satyrę na Berlusconiego, zastanawia się, czy w świecie intryg, politycznych drapieżców, kłamstwa i pogardy, istnieje coś takiego jak piękno bezinteresowne, i co taki symbol oznacza? Kamień w Rzymie? Artretyczną dłoń zakonnicy? Nieprzemijającą młodość Partenope? Wszystko jest możliwe, i nic nie jest możliwe. Piękno to bowiem coś, co uruchamiamy samodzielnie. Czasami, bardzo rzadko, udaje się tego dotknąć. Zachwyt, ekstaza, albo katharsis.

Twórczość autora "Wielkiego piękna" (nomen omen) to jednak nie są bukoliki. Ceną za żar jest popiół. Dotykając czegoś wyjątkowego, czujemy pod palcami szorstką materię. To szwy ideału: samotność, depresja, rozczarowanie. O samotności opowiada także w "Bogini Partenope". Samotności wśród ludzi. Najpierw zakochanych, potem szanujących się. Piękno wśród bliskich, wśród obcych.

Anna Piwkowska, w wierszu "Ostatnie lato", pisała o tytułowym lecie: "Ostatnie, choć tego nie przeczuł". To jest właśnie lato Partenope. Nic się nie skończyło, nie zaczęło również, a przecież lato było ostatnie - pierwsze z serii ostatnich.

Partenope pochodziła od Arkasa, syna Zeusa i Kallisto, według legend była założycielką miasta Neapol, rodzinnego i ukochanego miasta Sorrentino. Partenope, grana przez zjawiskowo urodziwą Celeste Dalla Porte, również została przypisana miastu.

Zjawiskowa Celeste Dalla Porte. Oglądamy bóstwo

Po "Wielkim pięknie", liście miłosnym Sorrentino dla Rzymu, przyszedł czas na list miłosny adresowany do Neapolu i Neapolitańczyków. Partenope to piękno. Operatorka, Daria D'Antonio, pracująca wcześniej z Sorrentino nad autobiograficznym filmem "To była ręka Boga", w ten sposób fotografuje Celestę, żeby nikt nie miał wątpliwości, że oglądamy bóstwo. Dziewczyna, świadoma swoich powabów, wodzi na pokuszenie, raczej jednak bezwiednie, nonszalancko. Mądrzejsza od swojej wielkiej filmowej poprzedniczki, Maleny w wykonaniu Moniki Bellucci z filmu Giuseppe Tornatore, mniej widzącymi oczyma dostrzega adorację milionera, zakochanego w niej przyjaciela, adorację ludzi i świata. Adoracja to jeszcze nie miłość. Różne odmiany piękna.

"Bogini Partenope" jest opowieścią o linii życia, o wyborach, często nietrafionych, które, przy szczęśliwych wiatrach, u schyłku życia mogą przybliżyć stan określany jako "sérénité", stan pełnego spokoju, pogody ducha, uszczęśliwienia. Wtedy jak Partenope (graną w dojrzałym wydaniu przez ikonę kina włoskiego, Stefanię Sandrelli), docenia się spotkania przesądzające o tym, kim jesteśmy, albo to, co straciliśmy. Wszystkie rysy piękna.

W przypadku Partenope była to na pewno przyjaźń z profesorem Marottą (Silvio Orlando) czy ze znakomitym amerykańskim pisarzem, Johnem Cheeverem (w tej roli Gary Oldman, pamiętny Cheyenne z "Wszystkich odlotów Cheyenne'a" Sorrentino z 2011 roku). Ten film jest także kontemplacją na temat pożegnań, odejść, każdego kolejnego "do widzenia". To, co nas buduje naprawdę, rozgrywa się najpierw, w dzieciństwie, w młodości, reszta jest konsekwencją tamtych wydarzeń i wdzięcznością za wkład budowniczych. Reszta jest sublimacją. "Wielkim pięknem Partenope".

"Tak się powoli wyczerpuje lato". Raz jeszcze Piwkowska z tomu "Niebieski sweter" - wiersz "Czarna fasola".  Tak się wyczerpuje życie. Chodzi jednak o to, żeby potrafić dostrzec lato o każdej porze życia. Chociaż jeden dobry letni dzień.

8/10

"Bogini Partenope" (Parthenope), reż. Paolo Sorrentino, Włochy, Francja 2024, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 14 marca 2025 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bogini Partenope
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy