"Operacja: Soulcatcher": Z miłości do... [recenzja]
Reżyserska kariera Daniela Markowicza to ciekawy przypadek. Bierze on na tapet nurty, które zwykliśmy oglądać za dzieciaka na kasetach VHS - i to nie tych z półki z gorącymi premierami. Bardziej pasowałby tu kosz z tanimi sensacyjniakami za kilka złotych. Markowicz trzyma poziom swych pierwowzorów. To nie jest dobre kino. Nie opiszę jednak, jak świetnie się bawiłem podczas seansu. Tylko chyba ze złych powodów.
Rzecz traktuje o grupie najemników pod wodzą "Kła" (Piotr Witkowski), która z rozkazu demonicznego ministra rządu polskiego (Jacek Koman) ma odzyskać broń opracowaną przez polskiego naukowca (Jacek Poniedziałek). Wynalazek ochrzczony mianem "Soulcatcher" miał leczyć nowotwory. Nie wyszło. Zamiast tego zmienia ludzi w bezmyślne, żądne krwi bestie. Niestety, "Soulcatcher" dostał się w ręce nikczemnego generała Yousifa (Mariusz Bonaszewski). Wojskowy przetrzymuje także naukowca i jego córkę Elizę (Michalina Olszańska). Misja Kła jest prosta — odzyskać broń, zlikwidować uczonego, ewentualnie uratować dziewczynę. Oczywiście sprawy szybko się komplikują.
Fabuła zahacza o wszystkie sprane tropy kina sensacyjnego o kilkuosobowej armii mającej przeciw sobie cały świat. Jest prolog z nieudaną misją, jest traumatyczna porażka, jest zbieranie nowej ekipy i w końcu powrót na miejsce porażki w celu dokończenia sprawy. Markowicz zna te schematy VHS-owych "perełek", lubi je i powiela. Nie o dobre chęci się jednak rozchodzi, a o wykonanie. I tutaj zaczynają się schody.
Zaznaczmy na początku, jak umowne jest miejsce akcji. Bohaterowie mierzą się z czeczeńską armią, która mówi po rumuńsku, a ich baza znajduje się w górach nad morzem, skąd w pięć minut można dolecieć do Warszawy. Gdziekolwiek nie dzieje się akcja, zwykle raczy nas krajobraz jak na polu pod Warszawą. Umowność formy przywodzi na myśl włoskie przeróbki amerykańskich hitów, które masowo powstawały w latach osiemdziesiątych. Bohaterowie niby wracali do Wietnamu, ale zamiast dżungli skakali po zwykłym lesie. Zawsze chciałem zobaczyć polskiego "Strike Commando".
O aktorstwie słów kilka. Witkowski i jego oddział idą w typ "twardych, milczących zabijaków", co uczuć nie pokazują, a ich główną reakcją na wszystko - od ran po śmierć bliskich - jest szczękościsk i mrużenie oczu. W opozycji do nich stoją Koman i Bonaszewski, którzy idą w nieskrępowaną szarżę. Pierwszy kreuje postać zdeprawowanego polityka, szczerze wierzącego, że ma misję od boga, która usprawiedliwia wszelkie środki. W każdej kolejnej scenie dodaje sobie punkcik do szaleństwa. Szanuję to. Bonaszewski natomiast gra generała niewiadomego pochodzenia z akcentem godnym Johna Malkovicha z "Hazardzistów", ewentualnie Borata. Wypada to źle, ogląda się z niedowierzaniem, ale też uśmiechem.
Fabuła jest głupiutka i grubymi nićmi szyta, ale jest to przecież znak rozpoznawczy VHS-owych akcyjniaków. Zresztą taki "Dzień matki" Mateusza Rakowicza wychodził z tego obronną ręką. Rzecz w tym, że twórca "Najmro" wiedział, jak uatrakcyjnić formułę, by działała zarówno jako widowisko, jak i nostalgiczna bijatyka rodem z odtwarzacza wideo i film w stylu "Johna Wicka". Markowicz tymczasem tylko powiela wady typowe dla nurtu, ale nie potrafi sprzedać całości. Widać, że ma ogromne ambicje, ale co z tego, skoro efekt na ekranie jest w najlepszym wypadku nieangażujący.
W nudzie powtarzających się strzelanin i walk wręcz, w szaroburych kolorach i krajobrazie identycznym bez względu na szerokość geograficzną miejsca akcji, bawią wszelkie nieudolności — niezręczne dialogi, przewidywalne zwroty akcji, nieprzekonujące efekty specjalne. Czuć tutaj miłość do gatunku, zabrakło jednak inwencji, by wyszło z tego cokolwiek podnoszącego "Operację: Soulcatcher" chociaż do poziomu filmów tak złych, że aż dobrych.
Mimo to Markowiczowi zawsze udaje się mnie trochę porwać. "Diablo: Wyścig o wszystko" i "Plan lekcji" są bezsprzecznie złymi filmami, ale ich seanse — zawsze w gronie znajomych — wspominam bardzo miło. Wątpię jednak, czy celem reżysera była realizacja produkcji, która bawi z racji swoich niedoskonałości. Liczę, że kiedyś uda mu się nakręcić dobrą rzecz, bazującą na niekoniecznie udanych przedstawicielach kina sensacyjnego. Za granicą udowodnili to twórcy m.in. cyklu o "Wicku", w Polsce próbie tej podołał Rakowicz. Jeszcze raz — czuć, że Markowicz zna i kocha to kino. Niestety, miłość to w tym wypadku za mało.
2/10
"Operacja: Soulcatcher", reż. Daniel Markowicz, Polska 2023, dystrybucja: Netflix, premiera online: 2 sierpnia 2023 roku.