Obnaża absurd norweskiego systemu edukacji. Kolejna świetna rola wschodzącej gwiazdy

"Armand" /Nowe Horyzonty /materiały prasowe

"Armand" jest pełnometrażowym debiutem reżyserskim Halfdana Ullmanna Tøndela. W roli głównej mamy okazję zobaczyć znaną z "Najgorszego człowieka na świecie" Renate Reinsve. Aktorka najnowszymi rolami powoli, lecz skutecznie staje się gwiazdą europejskiego kina. Chociaż "Armand" nie jest filmem bez wad, jestem w stanie przymknąć na nie oko na rzecz jednej zaskakującej sekwencji, która została ze mną na długo po seansie.

  • Elisabeth (Renate Reinsve) samotnie wychowuje sześcioletniego syna Armanda. Pewnego dnia zostaje nagle wezwana do szkoły. Na miejscu dowiaduje się, że jej syn napadł rówieśnika. Kobieta zostaje skonfrontowana z rodzicami chłopaka, którzy oskarżają Armanda o przemoc. Będąca pod ostrzałem oskarżeń, za wszelką cenę broni wersji syna.
  • Film "Armand" można było zobaczyć przedpremierowo m.in. na festiwalu BNP Paribas Dwa Brzegi. Do polskich kin trafi 11 października.


"Armand" to trzeci film z Renate Reinsve w roli głównej, który zobaczyłam w ciągu zaledwie jednego tygodnia. Najpierw seans "A Different Man" na Nowych Horyzontach, następnie pokaz "Another End" na Dwóch Brzegach i wreszcie - "Armand", również na festiwalu w Kazimierzu Dolnym i Janowcu nad Wisłą. Wcześniej aktorka zachwyciła mnie w nominowanym do Oscara "Najgorszym człowieku na świecie" z 2021 roku. To film, który z przyjemnością odświeżam co kilka miesięcy. 

O "A Different Man" i "Another End" pisałam w recenzjach - pierwszy z nich mnie zachwycił, drugi, mimo wspaniałej Reinsve, był rozczarowaniem. Czas więc na kolejny film z wschodzącą gwiazdą europejskiego kina. Jak wypada "Armand"? Debiut reżyserski Halfdana Ullmanna Tøndela zaskoczył mnie pod wieloma względami, w tym kolejną bardzo udaną kreacją aktorską w wykonaniu Renate Reinsve.

"Armand": Ściany, które usłyszały zbyt wiele

Elisabeth (Renate Reinsve) zostaje wezwana do szkoły swojego sześcioletniego syna, Armanda. Kobieta wychowuje go samotnie po tragicznej śmierci męża w wypadku samochodowym. Na miejscu dowiaduje się, że Armand napadł rówieśnika. Elisabeth zostaje skonfrontowana z rodzicami chłopaka. Będąca pod ostrzałem oskarżeń, za wszelką cenę broni wersji syna.

Akcja rozgrywa się w murach norweskiej szkoły. "Armand" to jeden z tych filmów, w których ważniejszy jest autentyczny scenariusz i gra aktorska niż bogata scenografia, charakteryzacja czy zmiana lokalizacji. Szkoła jest uboga w ozdobniki, by nie odwracać uwagi widza od tego, co dzieje się między postaciami. Przy okazji odgrywa rolę dodatkowego bohatera-obserwatora.

Pełnometrażowy debiut reżyserski Halfdana Ullmanna Tøndela stoi ciasnymi, wręcz niekomfortowymi bliskimi kadrami twarzy bohaterów. To, co nie zostało dopowiedziane w dynamicznych kwestiach dialogowych, da się wyczytać z twarzy aktorów. Renate Reinsve zalicza kolejny bardzo dobry występ. W "Armandzie" gra postać nie do końca stabilnej emocjonalnie kobiety po przejściach. Doskonałym tłem dla jej postaci są bohaterowie drugo i trzecioplanowi, między innymi znana z filmu "Niewiniątka" Ellen Dorrit Petersen, wcielająca się w postać matki Jona, Sarah. Ich bohaterki zbudowane są na zasadzie kontrastów. Kiedyś przyjaciółki, teraz walczą przeciwko sobie, ale to Sarah jest zapalnikiem do nieprzewidywalnego zachowania Elisabeth, a nie odwrotnie.

Skoro już o niedopowiedzeniach mowa - cieszę się, że zarówno Armand, jak i Jon nie są fizycznie obecni podczas konfrontacji. Zalążkiem fabuły jest ich konflikt, lecz istotą filmu są zupełnie inne aspekty. Obraz norweskiego systemu szkolnictwa, mroczne sekrety rodzinne oraz dziedziczona trauma. Absurd, związany z rygorystycznym przestrzeganiem zasad szkolnych przywodzi na myśl zeszłoroczny "Monster" Hirokazu Koreedy, gdzie także zadawano pytanie: wierzyć własnemu dziecku, czy dorosłemu?

"Armand": Na skraju załamania nerwowego

"Armand" nie jest niestety filmem bez wad. Im więcej czasu mija od seansu, tym bardziej przymykam na nie oko, lecz nie mogę nie zauważyć, że tempo akcji jest nierówne. Narracja rozjeżdża się w drugim akcie, kiedy reżyser postanawia wprowadzić nieco swojej artystycznej wizji. W efekcie niektóre sceny są nieczytelne, mające się nijak do kontekstu. Zamiast utrzymać widza w bardzo dobrze zbudowanym od samego początku napięciu, stanowią zbędny szum.

Muszę jednak przyznać, że jeden z takich zabiegów szczególnie zapadł mi w pamięci. Mam na myśli scenę, stanowiącą punkt zwrotny dla fabuły. Elisabeth na oczach nauczycieli i rodziców wpada w histeryczny śmiech, stopniowo przemieniający się w płacz. Kotłujące się emocje znajdują ujście, sekrety zaczynają wychodzić na jaw. Sekwencja ta trwa dobrych kilka minut, a Reinsve daje imponujący popis umiejętności aktorskich. Trzymam kciuki za kolejne projekty Tøndela, bowiem można śmiało powiedzieć, że zaliczył bardzo dobry, odważny i świeży dla gatunku debiut.

8/10

"Armand", reż. Halfdan Ullmann Tøndel. Polska data premiery: 11 października 2024 r.

Czytaj więcej: "A Different Man": Nieszablonowy thriller z doskonałym aktorstwem

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Armand
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy