"Nowe oblicze Greya" [recenzja]: Dziecięce marzenia

Dla Jamiego Dornana i Dakoty Johnson to koniec wielkiej przygody /materiały prasowe

Czas płynie nieubłaganie. Trzecia część jednej z najbardziej poczytnych, współczesnych trylogii autorstwa E. L. James właśnie zagościła na ekranach polskich kin. Termin premiery pokrywa się już tradycyjnie z Walentynkami. Trzy lata z rzędu można było spokojnie oczekiwać, że święto zakochanych będzie okazją, żeby raz jeszcze odwiedzić tajemniczego pana Greya i jego pokój rozkoszy.

W "Nowym obliczu Greya" ewidentnie chodzi o podsumowania i dorastanie do odpowiedzialności. Mrukliwy pan Grey (Jamie Dornan) zostaje pozbawiony wszystkich swoich tajemnic i odtraumatyzowany. Terapię prowadzi niezniszczalna Ana vel pani Grey (Dakota Johnson). Państwo młodzi tuż po ślubie wyjeżdżają w podróż po całym świecie. Punkt po punkcie zaliczają Japonię, Francję i kilka kolejnych rajskich miejsc. Wszędzie spijają sobie z dzióbków i obdarzają gorącymi uczuciami. Ten fragment historii to ewidentnie miejsce na to, żeby każdy mógł zobaczyć, jak to jest być piekielnie bogatym. Kolejny raz odrabiamy lekcję z oglądania gigantycznej fortuny. Buzia uśmiecha się na widok tych wszystkich świecidełek, zabawek i bajecznych miejsc. Katalog bogactwa odhaczony, choć jak przystało na świat Christiana i Any, co jakiś czas warto przypomnieć sobie, co oznacza bycie bogatym. Widzisz to, ale nigdy nie będziesz tego miał...

Reklama

Po salwie luksusowych fajerwerków dla każdego przychodzi czas na życie małżeńskie. Tym razem scen seksualnych jest odrobinę mniej. Nadal relacje intymne Any i Christiana przypominają operację transplantacji wątroby. Wszystko wygląda bardzo sterylnie i perfekcyjnie. Nadal używa się "pewnych" zabawek, bez mówienia do czego one służą, bo po prostu nie wypada o takich rzeczach wspominać. Nadal dba się o to, żeby nic "niepokojącego" nie zaskoczyło widza. Seks seksem, ale pewne sfery pozostają w ukryciu.

W końcu pojawia się dodatkowy wątek kryminalny - związany z szalonym Jackiem (Eric Johnson), który zatruwał życie rodzinne i uczuciowe bohaterów już w drugiej części. Tym razem jego czerwone i podkrążone oczy szaleńca stają się naprawdę niebezpieczne. Oprócz scen pościgów pojawią się też obrazki ze strzelaniny plus szczypta opowieści o walce na śmierć i życie. Zresztą sny pana Greya staną się prawie prorocze.

Trudno krytykować świat Greya, bo chyba nie ma sensu walczyć z czymś, co i tak zostanie obejrzane przez miliony. Można do woli naigrywać się z pomysłów. na to jak zbudować ten luksusowy świat z aspiracjami do sado-maso. Na to wszyscy jesteśmy gotowi i to obiecuje nam ten specyficzny format. O seksualności, przekraczaniu ról płciowych, feminizmie, samodecydowaniu o własnej przyjemności seksualnej nie ma tu mowy, ale to wiemy od lat.

Zawodzi długo oczekiwany finał, czy raczej pomysł na to, jak ma wyglądać dalsze życie tej baśniowej pary. Koniec końców chodzi przecież o heteronormatywną wizję rodziny, w której może i zdarzały się "ekscesy", ale po latach wspólnej pracy można w końcu spokojnie zająć swoje miejsce na rodzinnej fotografii.

Ostatni obrazek w "Nowym obliczu Greya", który został poprzedzony zgrabnym podsumowaniem najważniejszych momentów poprzednich części, daje nam jasno do zrozumienia, że najważniejsze są dziecięce marzenia. Najpopularniejsza trylogia s/m w historii kina kończy się zamknięciem czerwonego pokoju na klucz. W końcu czasem należy być rozpustną kochanką, ale najważniejsze to być mamą - naprawić to, co zniszczyła rodzicielka mrukliwego pana Greya.

5/10

"Nowe oblicze Greya" [Fifty Shades Freed], reż. James Foley, USA 2018, dystrybutor: UIP, premiera kinowa 9 lutego 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nowe oblicze Greya
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy