"Matka": Nie zadzieraj z Jennifer Lopez. Poważnie. Szkoda twojego czasu [recenzja]

Jennifer Lopez w filmie "Matka" /materiały prasowe

Popcornowe kino akcji z dialogami, które musiał podrzucać ChatGPT, nie scenarzyści. Za to z Jennifer Lopez, która ze snajperskiego karabinu strzela lepiej niż Bradley Cooper w "Snajperze". "Matkę" łatwo się ogląda, szybko zapomina, chociaż posiada kilka walorów. Zdjęcia na przykład.

"Matka": Film, który widzieliśmy już milion razy

Do pracy nad "Matką" przystąpiło grono utalentowanych i doświadczonych twórców. Reżyserią zajęła się Niki Caro, która zasłynęła filmami "Mulan" czy "Jeździec wielorybów". Do scenariusza zasiedli Misha Green (to ona stworzyła dla ekranu bardzo oryginalną "Krainę Lovecrafta"), Andrea Berloff (wśród jej "credits" znajdują się "World Trade Center" i "Królowe zbrodni", czyli też całkiem mocne pozycje) oraz Peter Craig (współpracował przy takich hitach jak "Top Gun: Maverick" czy "Batman", choć również "Bad Boys for Life"). ChatGPT na pewno wyrzuciłby te nazwiska, gdyby zapytać go, kto może nakręcić murowanego blockbustera. I to chyba też sam ChatGPT ostatecznie wziął się za sklecenie (sic!) całej produkcji.

Reklama

"Matka" to ten film, który wszyscy widzieliśmy już tak milion razy. Puzzle złożone z bardzo znanych i przewidywalnych klocków (to jeszcze pół biedy, bo przecież "najlepsze są te filmy, które już widzieliśmy", w sumie rzecz standardowa dla kina akcji) i wyświechtanych dialogów. Od sensacyjnej fabuły, naszpikowanej - to trzeba przyznać - sprawnie zrealizowanymi scenami strzelanin, bijatyk, wybuchów, pościgów - bardziej wciągająca jest zabawa, jaką sztampową kwestię usłyszymy w kolejnej scenie.

Przykłady? Proszę bardzo: "Wszystko, co jesz, ma źródło w przemocy", "Nienawidzisz mnie, dobrze, Wykorzystaj to, żeby dać z siebie więcej niż kiedykolwiek. Wtedy odkryjesz, że masz w baku więcej paliwa niż myślałaś. A kiedy skończymy, będziesz umiała","Boisz się? Tak, bardzo, więc zrób to", "Zabijam ludzi, ale jestem też matką. Popełniłam wiele błędów, ale ty jesteś jedynym dobrym owocem mojego życia", "Wojna to nałóg, który tworzy chaos, cierpienie i potrzeby. A ja na nie odpowiadam". I tak dalej, i tak dalej. ChatGPT przyłożył się do zadania domowego. W układaniu fabuły też pracował niczym ambitny uczeń podstawówki.

"Matka": Jennifer Lopez wypada... rzetelnie

Główna bohaterka, grana przez Jennifer Lopez (może o aktorstwie za chwilę), jest byłą snajperką. Po misjach - tak, tak, bardzo oryginalnie, oczywiście - w Iraku i Afganistanie. Gdzie indziej. Skuteczna jest niczym Chris Kyle (kinomanom bardziej kojarzony dzięki biograficznemu "Snajperowi" Clinta Eastwooda z Bradleyem Cooperem w głównej kreacji), ale po powrocie do kraju miała ją czekać co najwyżej posada kasjerki. Nie miała rodziny, za to dużą potrzebę adrenaliny, i tak trafiła jako strażniczka do Guantanamo (jak z rozmachem, to z rozmachem!). Ale Guantanamo też jej mało było, wybrała więc lepszy "plan emerytalny": międzynarodowy handel bronią wespół z byłym oficerem SAS Adrianem (Joseph Fiennes) i szemranym baronem Hectorem (Gael García Bernal). Poznajemy ją, gdy stara się z tej sytuacji wykaraskać.

Adrianowi Matka uległa, skutkiem czego stała się Matką. Trochę jak w "Kill Billu", bo tatko niezbyt zadowolony z potomstwa, postanawia je unicestwić, paląc cały świat. Matka cały świat spali, aby to potomstwo przeżyło. I tak toczy się historia, w której poza wątkami z klasyka Quentina Tarantino znaleźć można odrobinę "Incepcji" i "Szklanej pułapki" (w tym skutery śnieżne po śniegu mknące), "Terminatora" (to sprytnie wymyślono - najpierw pojawia się wątek muzyczny, nie identyczny, ale bardzo zbliżony do klasycznych "Terminatora" dźwięków i po chwili na motorze wjeżdża Jennifer). Szkoda, że nie wycedza przez usta "Hasta la vista, baby". Naprawdę nie wiem, co powstrzymało trio scenariuszowe przed jeszcze jedną kalką/ cytatem, skoro w innych przypadkach nie mają żadnych zahamowań. Nawet "oficerowi Adriana" dają ksywkę "Tarantula". Żeby było zaskakująco.

Wyzłośliwiam się, przepraszam, bo "Matka" ma przecież też kilka mocnych stron. Pochwały należą się filmowi za to, że najsilniejszą rolę daje kobiecie. Ciągle tych silnych bohaterek, które potrafią skopać tyłek innym, jest na ekranie za mało. Poprawnie politycznie jest na pewno - obsada wielu kolorów, wielu płci. Rzetelnie wypada film obsadowo - Jennifer kopie i jest piękna, Joseph Fiennes trochę przedrzeźnia Marlona Brando z "Czasu Apokalipsy". Dobrze radzi sobie Lucy Paex w roli córki Matki. Każdy robi swoje i stara się coś z tych klisz, które zaserwowano w scenariuszu, wyciągnąć.

Dynamiki nadają zdjęcia Bena Seresina ("World War Z", "Godzilla vs. Kong"). Zdarzają się krajobrazy zapierające dech w piersi. Są i z drona ujęcia. Sceny akcji, jak już napisałam wyżej, to wzorowa robota - uchwycona w kadrze elegancko, sprawnie zmontowana. Emocjonalnie podprowadzane hitami jak np. "Angel" Massive Attack. W przeciwieństwie do "Angel", "Matka" jednak na pewno nikogo za ćwierć wieku nie poruszy i nie wzruszy. A jeżeli ktokolwiek będzie o niej jeszcze pamiętał, to pewnie tylko fani Jennifer Lopez i historycy kina, przyglądający się platformom streamingowym pod kątem zalewu przeciętnymi treściami. Ale jeżeli wieczorem ciekawszego zajęcia nie ma i nie chce się myśleć, dlaczego nie?

5/10

"Matka", reż. Niki Caro, USA 2023, premiera Neflix: 12 maja 2023 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jennifer Lopez
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama