"Marzec '68" Krzysztofa Langa trafia do polskich kin w trudnym czasie. Dla wielu z nas kino nie jest teraz pierwszą potrzebą. Paradoksalnie jednak, ten moment jest również dobry. "Marzec '68" przypomina o marcu 2022, o innych marcach, kwietniach i październikach. O sytuacji, w której ludzie - młodzi, starzy, wszyscy - muszą opuszczać swoje domy, miłości, rodziny i uciekać. Zaczynać wszystko od nowa.
W wybitnym, nawiązującym do rozstań z Marca '68 roku, wierszu Osieckiej - "W żółtych płomieniach liści" - znanym z wykonania Łucji Prus i Skaldów, poetka pisała: "I ja żegnałem nieraz kogo i powracałem już nie taki / Choć na mej ręce lśniła srogo obrączka jaką noszą ptaki / I ty żegnałeś nieraz kogo, za chmurą, za górą, za drogą / I ty żegnałeś nieraz kogo i ty żegnałeś nieraz". O tym właśnie jest nowy film Krzysztofa Langa: za chmurą, za górą, za drogą, mogłoby być szczęśliwe życie, rodziny, małżeństwa i dzieci, ale ktoś, świat, politycy, zbrodniarze - odebrali to szczęście. I nie dali niczego w zamian.
W eksplikacji reżyserskiej Krzysztof Lang pisze, że doświadczenie Marca '68, było dlań formacyjne. Przez lata szukał pretekstu, żeby z perspektywy świadka opowiedzieć o tym momencie. O czasie buntu, o nadziei i o rozczarowaniach. Na tle wielu wybitnych pomarcowych dokumentów ("Dworzec Gdański", "Siedmiu Żydów z mojej klasy") i kilku udanych fabuł ("Różyczka", "Marcowe migdały"), film "Marzec '68" przyjmuje ciekawą perspektywę. Opowiada o wojnie z perspektywy pokoju. O trujących czasach z perspektywy młodych ludzi, którzy przetwarzają je czystymi emocjami, pierwszym buntem, pierwszą miłością, ale i pierwszym świadomościowym wstrząsem, kto jest dobry, a kto zły. Kto winien, kto ma.
Akcja filmu rozpoczyna się na kilka miesięcy przed wydarzeniami Marca. Grana, przez dobrze obsadzoną Vanessę Aleksander, Hania jest studentką szkoły teatralnej. Chce grać, smakować życie. Wie, że czasy są marne, ale ona jest młoda, piękna, żarliwa. To o niej wspomniana Osiecka śpiewała, że była majem, pachniała Saską Kępą. Hania spotyka Janka (Ignacy Liss, trzeba koniecznie zapamiętać to nazwisko). Janek jest trochę z innego świata, z innych marzeń - studiuje na politechnice, ale również ma te same atuty, co Hania. Młodość, marzenia, żar. O nim z kolei Osiecka napisałaby: "Uszy mają odmrożone, / Nosy w szalik otulone, / Spodnie mają zeszłoroczne, / Miny mroczne".
W zeszłorocznych spodniach, w mrocznych minach, młodzi zakochują się w sobie tak, jak można się zakochać raz tylko. Na zabój. Kiedy się kocha, widzi się zarazem ostrzej i słabiej. Na pierwszym planie jest miłość, ale miłość w czasach kiełkującej zarazy. Janek i Hania poznają się na premierze "Dziadów" Dejmka (dzisiaj znowu "Dziady", tyle że w Teatrze Słowackiego w Krakowie, są na ustach wszystkich), przeżywają zdjęcie spektaklu z afisza, buntują przeciwko narastającej antysemickiej nagonce, ale jednocześnie czują, że życie jest trochę gdzie indziej, że ich życie to miłość.
Trawestując tytuł niezapomnianego filmu Janusza Morgensterna, "trzeba będzie tę miłość zabić". Polityka przeszkadza zakochanym, nie jak w Romeo i Julii, ale równie dotkliwie. Polityka krajowa: Gomułka, "Dziady", pałowanie milicji, indoktrynacja telewizyjna, ale i polityka prywatna: Hania i Janek pochodzą z różnych środowisk - ojciec dziewczyny (Mariusz Bonaszewski) jest wspaniałym lekarzem, ale także Żydem, który uciekł z getta. Aktualnie, jako syjonista, został wyrzucony z pracy, podobnie zresztą jak, pod byle pretekstem, matka dziewczyny (Anna Radwan). W domu Hani, coraz częściej pojawiają się dyskusje, że w Polsce nie można dłużej żyć, nie da się, po prostu się nie da.
Dla odmiany ojciec Janka - w kreacji Ireneusza Czopa - jest wysoko postawionym funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa. Dwie strony sporu, strach i groźba. Młodzi ludzie chcieliby być daleko od tych problemów, ale są bardzo blisko, w samym centrum. Uczestniczą w strajku studentów, podpisują listy poparcia (Janek z wątpliwościami), zdają egzamin z dzielności, męstwa charakteru, z postawy moralnej, o której Herbert, w "Raporcie z oblężonego miasta", pisał: "Obrona trwa i będzie trwała do końca". Obrona sensu życia, humanizmu, ocalenie siebie w świecie pełnym zła, nienawiści i złości.
Krzysztof Lang opowiedział tę historię z myślą przede wszystkim o młodych ludziach, którzy coś niecoś o Marcu '68 słyszeli, ale dla nich to już prawdziwa prehistoria. Film, wzbogacony o celnie dobrane archiwalia, pokazuje jednak, że historia jest trwaniem, a historyczne błędy nie ulegają przedawnieniu. Zło powtarza się równie konsekwentnie jak dobro. Chodzi również o to, żeby potrafić odróżnić, co było dobrem, a co złem.
Kiedy w Marcu '68 milicja pałowała studentów Uniwersytetu Warszawskiego, Krzysztof Lang był maturzystą w warszawskim liceum imienia Gottwalda, skąd wywodziła się większość liderów buntu studenckiego. Kampania antysemicka sprawiła, że z ojczyzny wyjechało wówczas niemal dwadzieścia tysięcy Polaków żydowskiego pochodzenia. Nie chcieli tego zrobić, zostali zmuszeni. Polskę opuścili między innymi Zygmunt Bauman, Aleksander Ford, Jan Kott, Leszek Kołakowski, Krzysztof Pomian. Krzysztof Lang żegnał jednak przede wszystkim swoich kolegów, którzy nie doczekali matury, nie doczekali kolędy. Jakąś Hanię, jakąś Krysię, jakiegoś Janka. Uciekali, chociaż chcieli zostać. Poszarpane życiorysy, powikłana historia, rozdarte uczucia. W Polsce przyjęliśmy ponad dwa miliony Ukraińców. Oni też woleliby zostać. Historia, ta "ballada gorzka" (znowu Osiecka), gorzko się powtarza.
7/10
"Marzec '68", reż. Krzysztof Lang, Polska 2022, dystrybutor: TVP, premiera kinowa: 25 marca 2022 roku.