"Mamma Mia! Here We Go Again" [recenzja]: Pij, śpiewaj i tańcz

Julie Walters, Amanda Seyfried i Christine Baranski w filmie "Mamma Mia! Here We Go Again" / UIP /materiały prasowe

Wystarczą dwie minuty "Mamma Mia! Here We Go Again", by z powrotem przenieść się duchem i sercem do upalnej Grecji. Od premiery pierwszej części minęło co prawda dziesięć lat, a kontynuację twórcy zaczynają od... szokującej śmierci, ale poza tym w rajskim zakątku bez zmian. Druga "Mamma Mia" to wciąż ten sam film - taki, który najlepiej ogląda się w wakacyjny wieczór z drinkiem w dłoni, nucąc pod nosem "my, my, how can I resist you?".

Najpierw twórcy "Here We Go Again" stawiają na zaskoczenie. Donna (Meryl Streep) nie żyje. Blisko rok po jej śmierci Sophie (Amanda Seyfried) szykuje się na ponowne otwarcie hotelu, który odremontowała na cześć matki. Na imprezę zaprasza komplet gości: od przyjaciółek Donny - Rosie (Julia Walters) i Tanyi (Christine Baranski), przez trzech potencjalnych ojców (Colin Firth, Stellan Skarsgard, Pierce Brosnan), aż po przebywającego w Stanach męża - Sky’a (Dominic Cooper). W międzyczasie cofamy się o kilkadziesiąt lat, do momentu, gdy młoda Donna (Lily James) kończy uczelnię i rozpoczyna podróż po świecie. Ta podróż zaprowadzi ją po wielu perypetiach na grecką wyspę Kalokairi...

Reklama

Dwa wątki - współczesny i "retro" - idą ze sobą krok w krok, dając nam szansę zestawienia znanych z "jedynki" twarzy z ich młodzieńczymi odpowiednikami. Reżyser i scenarzysta Ol Parker wykorzystuje humorystyczne atuty powrotu do przeszłości, bawiąc się wizerunkami Donny, Rosie, Tanyi, Sama, Harry’ego i Billa z młodości, równocześnie poza przebojami wyciągając z szuflady mniej znane piosenki Abby, jak "When I Kissed The Teacher", "Why Did It Have to Be Me?" czy "Angel Eyes". Współczesna linia narracyjna jest zdecydowanie bardziej uboga i bazuje niemal w całości na sentymencie. Fanom pierwszej części, którzy stęsknili się za bohaterami, najwięcej rozrywki zapewni zobaczenie starych wyjadaczy ponownie "w akcji". Tutaj show kradnie drugi plan, na czele z Julią Walters, Christine Baranski i Colinem Firthem.

Niezależnie od wątku, fabuła stanowi jednak skromny, mało oryginalny, a nawet lekko nudnawy dodatek do zabawnych skeczy i numerów muzycznych. Historia w "Here We Go Again" jest prosta jak drut, przesłodzona i raz czy dwa mocno przeciąga strunę kiczu, a pierwsza połowa nie umywa się energią i świeżością do oryginału. Lecz z każdą kolejną piosenką i każdym kolejnym żartem coraz bardziej wsiąkamy w tę bajkową, grecką rzeczywistość, ponownie angażując się w opowieść Sophie i Donny. Finał, mimo że w swojej kampowości przebija nawet "jedynkę", jest już mistrzostwem grania na emocjach, które niejednego wrażliwca doprowadzi do łez. Sentymentalna aura w połączeniu z muzyką Abby potrafi zdziałać cuda...

Bez niespodzianek najmocniejszą stroną filmu jest muzyka. Dzięki pomysłowym choreografiom i świetnym wokalom takich gwiazd, jak Amanda Seyfried czy Lily James, piosenki szwedzkiego zespołu nabierają nowego kształtu, a po kilku chwilach noga sama zaczyna poruszać się w ich takt. Dorzucając do tego wokalny epizod Cher, wizualne fajerwerki i fakt, że tym razem Pierce Brosnan śpiewa (na szczęście!) tylko jeden utwór, otrzymujemy "feel-good movie", który od szarej rzeczywistości odrywa w sposób niezawodny.

"Mamma Mia! Here We Go Again", jak większość musicali, opiera się na sztuce iluzji. Już to, że Grecję udaje tu chorwacka wyspa Vis, a w finale młode i stare wersje bohaterów stają przy sobie jakby na dowód, że wszystko to "nie jest naprawdę", mówi samo za siebie. Dlatego film Ola Parkera nie przekona sceptyków - i nie sprawi, że ci, którzy nie tolerują musicali staną się ich fanami. Wręcz przeciwnie - jeszcze podsyci ich wątpliwości. Natomiast ci, którzy zakochali się w oryginale, po raz kolejny dadzą się uwieść muzycznej magii Abby. Jestem przekonany, że na zaproszenie twórców, wszystkie "dancing queens" z okolicy znowu zawitają na parkiet...

6/10

"Mamma Mia! Here We Go Again", reż. Ol Parker, USA 2018, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 27 lipca 2018 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama