Po ośmiu latach od zakończenia czteroczęściowej serii "Igrzyska śmierci" Francis Lawrence znowu stanął za kamerą, aby opowiedzieć prequel popularnej serii. "Igrzyska śmierci. Ballada ptaków i węży" jest solidnie zrealizowanym, emocjonalne angażującym dopełnieniem sagi.
Kiedy w 2012 roku na ekranach kin pojawiły się "Igrzyska śmieci" nie spodziewano się, że staną się globalnym hitem. Książka autorstwa Suzanne Collins doczekała się pięciu ekranizacji. Historia o dystopijnej rzeczywistości, w której młodzież jest wystawiana do brutalnej walki na śmierć i życie, zawdzięcza powodzenie przede wszystkim odnoszącym się do rzeczywistości interpretacjom i realizacji, która łączy solidne kino rozrywkowe z głębszym przesłaniem.
Pierwsze "Igrzyska śmierci" miały premierę w 2012 roku. To futurystyczna wizja rywalizacji na śmierć i życie. Co roku każdy z dwunastu dystryktów wystawia dwoje nastolatków, chłopaka i dziewczynę w wieku od 12 do 18 lat, do wzięcia udziału w Głodowych Igrzyskach. Jedna z nich, Katniss (Jennifer Lawrence), zdaje sobie sprawę, że to rozgrywka, w której przeżyje tylko jedna osoba. Drugą część "Igrzyska śmierci. W pierścieniu ognia" (2013) można było oglądać właściwie jako osobny film. Po 74. Głodowych Igrzyskach Katniss i Peeta wyruszają na tournée po wszystkich dystryktach, by pokazać swoje przywiązanie do Kapitolu i zażegnać powstania, ogarniające powoli całe państwo. Twórcy "Igrzysk śmierci. W pierścieniu ognia" podobnie jak w przypadku pierwszej części w miarę wiernie trzymali się książkowego pierwowzoru.
Dwa udane filmy mocno nakręciły oczekiwania, za to "Igrzyska Śmierci: Kosogłos cz. I" (2014) i "Igrzyska Śmierci: Kosogłos cz. II" (2015) skutecznie ostudziły zapał widzów. W pierwszej części Katniss, zostaje z przyjaciółmi przetransportowana do Dystryktu 13, który oficjalnie został całkowicie zniszczony. To najbardziej naiwna i przewidywalna historia współczesnej wojowniczki. Druga jest fatalnym domknięciem cyklu, trwoniącym nagromadzony w poprzednich częściach potencjał. Katniss i przywódcy Dystryktu 13 rozpoczynają wielką ofensywą przeciwko Kapitolowi. Rozpisany na raty finał skutecznie osłabił wymowę filmu, bezsensownie wygaszając u widza ostatnie emocje.
W najnowszej części "Igrzyska śmierci. Ballada ptaków i węży" akcja filmu rozgrywa się w trakcie dziesiątych Głodowych Igrzysk, 64 lata przed wydarzeniami z pierwszej części serii. W Kapitolu osiemnastoletni Coriolanus Snow (Tom Blyth) zamierza skorzystać z szansy, jaką jest rola mentora i zdobyć sławę. Potężny niegdyś ród Snowów podupadł i przyszłość Coriolanusa zależy od tego, czy zdoła pokonać konkurentów. Tyle że fortuna nie bardzo mu sprzyja, bo otrzymuje poniżające zadanie. Zostaje mentorem Lucy Gray Baird (Rachel Zegler), dziewczyny z Dystryktu 12, najbiedniejszego z biednych. Staje się ona w gruncie rzeczy problemem dla ambitnego kapitolińczyka - na drodze dalszych wydarzeń osiemnastolatek będzie musiał wybierać pomiędzy uczuciem do dziewczyny a karierą. Twórcy zręcznie umieścili bohaterów w sytuacji niezbyt godnej pozazdroszczenia, ale za to skutecznie przykuwającej widza do ekranu. Czy Coriolanus i Lucy będą przestrzegać zasad, gdy liczy się tylko przetrwanie?
"Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży" podzielone są na trzy akty. W pierwszym poznajemy bohaterów, w drugim jesteśmy świadkami rywalizacji na głównej arenie, trzeci to historia romantyczna z zaskakującym finałem. I tutaj pojawia się jedyna rzecz, do której bym się przyczepił. Chodzi o dość niezręczne balansowanie między poszczególnymi aktami i brak wyważenia dramaturgicznego każdej części filmu. Ale jest akcja, dylematy moralne są, i to wcale nie jakieś tekturowe, utalentowana Rachel Zegler radzi sobie zaskakująco dobrze w roli Lucy Gray Baird, a całość dopełniają świetne stroje i rozbuchana scenografia.
Za kamerą stanął Francis Lawrence, który wyreżyserował wcześniej trzy z czterech części "Igrzysk śmierci". Co istotne, duża część filmu była kręcona w Polsce - w Hali Stulecia we Wrocławiu, jak i w malowniczych okolicach, które udają Dystrykt 10.
Największe wrażenie robi gra aktorska - dobór odtwórców poszczególnych ról nie budzi u mnie zastrzeżeń. Wspomniana już Rachel Zegler jako Lucy zmuszona jest do walki, a chciałaby być artystką, co wyraźnie odróżnia ją od Katniss. Dziewczyna tworzy genialny duet z Tomym Blythem, czyli Coriolanusem Snowem. Główny bohater uczy się przesuwać granicę własnej moralności. Choć teoretycznie dostrzega bezgraniczne okrucieństwo Kapitolu, stara się je usprawiedliwiać doktrynami, mówiącymi o ludzkim bestialstwie, które, niekontrolowane, może doprowadzić do wojny.
"Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży" w zasadzie zostały skonstruowane właśnie na tych dwóch postaciach czy też postawach względem sytemu totalitarnego. Ale warto zwrócić też uwagę na postaci profesora Casca Highbottoma świetnie zagranego przez Petera Dinklage'a ("Gra o tron", "Cyrano") oraz charyzmatyczną doktor Volumnię Gaul, w którą wcieliła się Viola Davis ("Służące", "Królowa wojownik").
W gruncie rzeczy proporcje między kinem przygodowym i romansem zostały dobrze wyważone. Jest tu nawet miejsce na refleksję o okolicznościach, w jakich rodzi się zło, uosabiane przez Coriolanusa Snowa, przyszłego przywódcę Panem i głównego antagonistę "Igrzysk śmierci". "Balladę ptaków i węży" bardzo dobrze się ogląda, nie żeruje ona na tanich emocjach, momentami przeraża, ale też potrafi odpowiednio dawkować adrenalinę.
7/10
"Igrzyska śmierci. Ballada ptaków i węży", reż. Francis Lawrence,USA 2023, dystrybutor: Forum Flm, premiera kinowa: 17 listopada 2023 roku.