"Wszędzie źle, ale w domu najgorzej" - głosi hasło reklamowe z plakatu do "Gniazda zła". Debiut Roberto De Feo, to opowieść o toksycznej matczynej miłości i trzymaniu latorośli pod kloszem. A przy tym jeden z najgłośniejszych i najciekawszych włoskich horrorów ostatnich lat.
W "Gnieździe zła" akcja toczy się w odizolowanym od świata pałacyku, nie jesteśmy więc daleko od tego, co przeczytać można było w opowiadaniach i nowelach Edgara Allana Poe.
W miejscu tym mieszka Samuel, przykuty do wózka inwalidzkiego dziesięciolatek, dla którego świat zewnętrzny istnieje tylko pod postacią wyobrażeń. Zamknięty w czterech ścianach, trzymany pod kluczem chłopiec, zdany jest wyłącznie na autorytet i nadzór despotycznej matki. Samuel wypełnia narzucony scenariusz posłusznie, przestrzega panujących w domu zasad, aż do dnia, kiedy w willi pojawia się młoda, niepokorna pokojówka. Spotkanie z rówieśniczką rodzi sprzeciw wobec rodzinnego tabu - chęć zdezerterowania, wyrwania się z klatki, znalezienia alternatywy dla posłuszeństwa i izolacji.
To spotkanie młodych rodzi coś jeszcze - sprzeciw matki. Elena nie może pogodzić się z puszczeniem swej matczynej spódnicy, sytuacja ta oznacza dla niej zamach na rodzinną świętość, dlatego też postanawia zatrzymać syna przy sobie za wszelką cenę. "Gniazdo zła" na pierwszy rzut oka może zatem wydawać się przypowieścią o destrukcyjnym rodzicielstwie, tym kastrującym, nadopiekuńczym, pasożytniczym, skazującym człowieka na dożywotnie, emocjonalne kalectwo. A także o przecięciu pępowiny. O wyrwaniu się spod skrzydeł matki, z którą bohater spędził całe życie.
Symboliczny porządek filmu De Feo to jedna sprawa, kluczową i najbardziej podstawową kategorią pozostaje tu jednak imponująca warstwa stylistyczna i gatunkowa. To, że będą się działy w "Gnieździe zła" rzeczy straszne i niewytłumaczalne, jest więcej niż pewne, atmosfera tajemniczości już od pierwszej sceny jest zawiesista i dławiąca. De Feo jest świadom zasad rządzących horrorem z gotyckim sznytem, korzysta ze wszystkich rozpoznawalnych elementów, chwytów, narracyjnych konstrukcji, podąża śladami klasyków gatunku i czerpie z bardzo różnych wzorców. Trudno oprzeć się pokusie porównania do "Innych" Amenábara, a zarazem do dorobku najbardziej kultowych twórców włoskiego horroru: Dario Argento i Mario Bavy.
"Gniazdo zła" jest jednak w równej mierze hołdem złożonym mistrzom, co próbą rozłożenia horroru na części pierwsze i grą z oczekiwaniami widzów. De Feo nie posługuje się kalką, skupia się na rozumianym dosłownie lęku, jak na kino grozy dawkuje on emocje dość oszczędnie. Powolna narracja, zamknięta w ciemnych korytarzach posiadłości, wprowadza wręcz w trans, przeciągnięte ujęcia usypiają czujność widza. Jednocześnie to, co najbardziej drastyczne, przerażające i demoniczne, często pozostaje w filmie poza kadrem, ciężar niedopowiedzeń jest wyraźnie wyczuwalny.
Ktoś powie, że horror ten nie jest wcale straszny. Być może. Dla mnie jednak fabularne i znaczeniowe bogactwo filmu De Feo jest warte więcej niż tysiąc "jump scare'ów".
7/10
"Gniazdo zła" (Il nido), reż. Roberto De Feo, Włochy 2019, dystrybutor: Velvet Spoon, premiera: 30 października 2020 roku.