"Głos": Szept to znaczy głos [recenzja]
Nowicjusze, przyszli jezuici. Mają dwa lata na podjęcie decyzji. Dwa lata oddalenia, żeby zrozumieć, czy powołanie było prawdziwe czy wymyślone. Posłannictwo czy ucieczka od życia. W "Głosie" Dominiki Montean-Pańków przyglądamy się temu procesowi. Na jedynym z wykładów młodzi chłopcy usłyszą: "Jak będziesz siedział w budzie, to będziesz widział owoce w codzienności". Siedzą w budzie, modlą się, albo nie potrafią się modlić, zmagają się z tym, albo odchodzą, wyzwanie ich przerasta. Ten wspaniale sfotografowany przez Wojciecha Staronia dokument wprowadza również oniryczne sceny pustynne. Chciałoby się przeczytać je metaforycznie. Szukanie celu, szukanie oazy.
Równie dobrze to mógłby być szept. Film o szepcie. Jeszcze się nie określili. Dominice Montean-Pańków udało się zaufać w szept, ale jej również zaufano. Razem z Wojciechem Staroniem spróbowała wejść głęboko do świata ducha, który jest wciąż światem realizmu.
Początek nowicjatu. Szukanie, błądzenie, sprawdzanie siebie. Młodzi chłopcy - oglądamy ich także w pięknych zbliżeniach, w wyrafinowanych portretach - mogą jeszcze zrezygnować, mogą się wycofać. Niektórzy tak robią. Mówią: dziękuję, to było ważne, ale chyba nie dla mnie, nie do końca. Odchodzą z uśmiechem. Codzienności, podśmiechujki, spacery zimowe ze zmarzniętym nosem, rozmowy z mistrzem, szukanie w teologii siebie, człowieka.
Tak, są młodymi ludźmi. Poznajemy ich kolejno, nie wszystkich, ale poznajemy. Ktoś przyjechał z Francji, ktoś inny był sportowcem, opowiadają o dziewczynach, szukali, walczyli z powołaniem, jakby to był grzech. Nowicjat był grzechem, naznaczeniem, ale w końcu okazało się to za silne. Ten głos. Może szept, ale głos.
Czasowe zwolnienia z odosobnienia. Wesele w rodzinie, grill z kolegami. Najmłodszy z nowicjuszy, bodaj maturzysta, rozmawia z kolegami, oni piją piwo, dopytują złośliwo-życzliwie, jak to młodzi. Ten chłopiec ma jasną twarz. Pamięć dokumentu, pamięć tego filmu - jasna pamięć tego chłopca. To jest głos, nie szept.
Czasy mamy mało duchowe. A jeżeli już w polskim kinie pojawia się temat Kościoła katolickiego, to niemal wyłącznie w tonacji mocno krytycznej bądź oleodrukowej. I jedna, i druga droga nie wydaje mi się interesująca. Przecież jednak sfera ducha domaga się również duchowego kina. "Głos" nie rości sobie pretensji, żeby opowiedzieć o powołaniu, to jest wielki znak zapytania, film Montean-Pańków nie ma siły Bressona i wczesnego Zanussiego - i twórcy są tego świadomi. Cel jest inny. Jaki? Pokazać, że cele życiowe bywają różne.
Chłopcy, bohaterowie "Głosu", nowicjusze, ich mistrzowie. Byli koledzy, dziewczyny. Próba zakłamywania rzeczywistości, że to fanaberia, że coś sobie wymyślili. Pierwszy etap nowicjatu, czują się niezgrabnie, niepewnie. Mówią o tym, a ich głos układa się refrenowo ze wspaniałą muzyką Adama Bołdycha, bardzo ważną, nie tyle ilustrującą, co opowiadającą o bohaterach, strachu, nadziejach i szczęściu tych, którzy zostają do końca. Muzyka Bałdycha to równoznaczny bohater tej historii.
Moment przejścia, przeczekania, funkcjonują jeszcze w obu światach, telefony do mamy, oglądanie zdjęć jakichś dawnych miłości, próba zmierzenia się z pytaniami, na które ci chłopcy nie potrafią jasno odpowiedzieć. Nowicjusze chodzą w cywilnych ubraniach, opowiadają grube dowcipy. W filmie Montean jeden z chłopców, małolat, spotyka się z kumplami na piwo, zwraca się do nich: "hej, ziom".
Ciekawe, że ci spośród bohaterów, których powołanie wydaje się oczywiste, od pierwszej sceny wydają się mocniejsi, i oni właśnie z czasem rezygnują, nie założą sukienek zakonnych. Ci zaś, którzy pełni są rozterek, pozostaną. Coś może zrozumieli.
Nie wiem, co po seansie zrozumiałem ja. Myślę, że nie potrafię odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Cieszę się jednak, że takie filmy powstają. To mnie wzmacnia.
7/10
"Głos", reż. Dominika Montean-Pańków, Polska 2023, premiera kinowa: 16 czerwca 2023