Adrian Lyne przeszedł do historii kina jako jeden z ojców thrillera erotycznego, głównie za sprawą "9 1/2 tygodnia" i "Fatalnego zauroczenia". Na jego najnowszy film musieliśmy czekać bardzo długo. Po "Niewiernej" z 2002 roku reżyser zrobił sobie kilkunastoletnią przerwę, którą zakończył wraz z wejściem na plan "Głębokiej wody" w 2019 roku. Potem, wiadomo: pandemia i ciągłe przerzucanie premiery na korzystniejszy termin. Film ukazał się w końcu na platformie streamingowej Amazon Prime, a my możemy się przekonać, czy Lyne wciąż potrafi nas porwać za sprawą perwersyjnego dreszczowca.
"Głęboka woda" jest adaptacją powieści Patricii Highsmith z 1957 roku, której fabuła została uwspółcześniona na rzecz produkcji. Opowieść skupia się na nieszczęśliwym małżeństwie zamożnego Vica (Ben Affleck) i sporo od niego młodszej Melindy (Ana de Armas). W ich związku od dawna brakuje pasji, którą zastąpiły rutyna, gra pozorów i sprawdzanie wzajemnych granic. Melinda ma coraz to nowych kochanków, na których Vic zdaje się przymykać oko - mimo że jego żona flirtuje z nimi otwarcie, także podczas przyjęć ze wspólnymi znajomymi. Gdy jeden z dawnych ulubieńców kobiety zostaje znaleziony martwy, wszyscy zaczynają podejrzewać o tę zbrodnię jej męża - tym bardziej że ten niedawno zażartował, że mógłby to zrobić.
Jak na thriller erotyczny, "Głęboka woda" wywołuje zaskakująco mało emocji. W najlepszych dziełach z tego nurtu kryminalna zagadka szła w parze z pożądaniem, które wikłało bohaterów w coraz gorsze decyzje i ostatecznie prowadziło do pozornego happy endu lub - w skrajnych wypadkach - do samounicestwienia.
Tutaj także Melinda ciągle kusi Vica, by zaraz ostentacyjnie odrzucać go i oddawać się uciechom z innymi. Frustracja obojga niby rośnie z każdą taką sytuacją, ale musimy to brać na słowo.
W najnowszym filmie Adriana Lyne’a brakuje jakiejkolwiek pasji. Zaskakuje brak najmniejszej chemii między Melindą i Vicem lub którymkolwiek z licznych kochanków kobiety. Skoro tejże nie ma, to po co to wszystko? Za tym pytaniem szybko pojawiają się kolejne. Udzielane przez twórców odpowiedzi (lub brak takowych) nie rzucają na "Głęboką wodę" dobrego światła.
Trudno uwierzyć w tę pozbawioną żaru mistyfikację małżeństwa. Tym bardziej, że scenariusz autorstwa Zacha Helma (wcześniej niedoceniony "Przypadek Harolda Cricka") i Sama Levinsona (święcącemu teraz triumfy dzięki serialowi "Euforia") sam do końca nie wie, jaką historię chce właściwie opowiedzieć. Zalążki kryminalnej intrygi pojawiają się od niechcenia w pierwszej połowie filmu, a gdy ta rozpoczyna się w końcu na dobre (dopiero po niemal godzinie seansu), nie potrafi zaangażować widza. Ciężko powiedzieć, do czego dążą obie strony i jaki jest ich ostateczny cel. Ich prywatną wojnę obserwujemy niemal jak ich wspólni znajomi, pojawiający się w scenach przyjęć - bez troski, bez zażenowania, bez najmniejszych emocji.
Tak oto mijają dwie godziny o nieszczęśliwej parze, która ciągle wodzi się za nos i nic z tego za bardzo nie wynika. OK, może przesadzam - przecież w ostatnim kwadransie z kapelusza wyskakuje emocjonujący finał, silący się, by chociaż w tych końcowych minutach oglądającym na moment skoczyło ciśnienie. Jest to tylko gwóźdź do trumny nieudanego powrotu Lyne’a - kryminału bez intrygi, erotyka bez iskry, historii bez większego sensu.
4/10
"Głęboka woda" (Deep Water), reż. Adrian Lyne, USA 2022, dystrybucja: Amazon, premiera VoD: 18 marca 2022 roku.
Zobacz również:
"Ambulans": Armageddon na ulicach Los Angeles [recenzja]
"Inni ludzie": Wojna polsko-polska [recenzja]
"Przeżyć": Zabierz mnie stąd [recenzja]
"Film balkonowy": Spowiednik, terapeuta z balkonu [recenzja]
Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.