"Glass" [recenzja]: (Nie)zniszczalni

Samuel L. Jackson, James McAvoy i Bruce Willis w scenie z "Glass" /materiały prasowe

Gdyby prawa do dystrybucji "Glass" zamiast Disneya przejął Warner Bros. przynajmniej dwóch z trzech zmutowanych bohaterów filmu mogłoby zasilić szeregi słynnego "legionu samobójców". Bezwzględni i nieobliczalni superbohaterowie z nowego filmu M. Nighta Shyamalana zdecydowanie bardziej przystają do mrocznego kinowego świata DC, niż do kolorowego uniwersum Marvela. Reżyser ma jednak jeszcze inny pomysł - zamiast wrzucać swoich "avengersów" w karton z nadrukiem konkretnego wydawcy, on z komiksów stroi sobie żarty...

Kontynuację przebojów "Niezniszczalny" i "Split" Shyamalan rozpoczyna praktycznie w tym samym miejscu, w którym pożegnał nas dwa lata temu. Posiadający 24 osobowości Kevin (James McAvoy), sam siebie nazywający "Hordą", grasuje na wolności, dokonując kolejnych mordów na młodych dziewczynach. Wytropić psychopatę próbuje David Dunn (Bruce Willis), mężczyzna ocalały z katastrofy kolejowej, w której zyskał nadprzyrodzone umiejętności. Gdy w końcu dochodzi do konfrontacji mutantów, ich szyki krzyżuje sztab policji na czele z psycholog Ellie Staple (Sarah Paulson).

W zamkniętym zakładzie pani doktor próbuje przekonać nowych pacjentów, że niezwykłe zdolności to tylko ich wymysł. W głowach Hordy i Dunna miesza jednak niepostrzeżenie również trzeci pacjent szpitala - tajemniczy Pan Glass (Samuel L. Jackson) - sprawca wypadku sprzed lat obdarzony wyjątkowo bystrym umysłem. Podczas gdy Kevin i David rozważają wszystkie "za" i "przeciw", ich izolatki odwiedzają najbliżsi, jak niedoszła ofiara Casey (Anya Taylor-Joy) czy komiksowy geek Joseph (Spencer Treat Clark). Równocześnie między dwójką antybohaterów rośnie potrzeba ponownej konfrontacji - potrzeba, która może zakończyć się tylko w jeden sposób...

Reklama

Podobnie jak w rozpoczynającym trylogię "Niezniszczalnym", Shyamalan w "Glass" swoją miłość do komiksów pokazuje w przewrotny sposób - jak z rękawa sypie żartami, których ofiarami są klasyczne konstrukcje fabularne oraz znani wydawcy: Marvel i DC. Jednocześnie prowadzi zupełnie pozbawioną "komiksowości" narrację, której bliżej do kameralnego thrillera, niż do tradycyjnego comic book movie. Choć nie brak tu scen akcji i efektownych potyczek, reżysera zdecydowanie bardziej interesuje psychologia. Fani komiksów, którzy do swojej pasji potrafią podejść z dystansem, powinni być jednak zachwyceni. Shyamalan opowiada bowiem nie tylko o mrocznych zakamarkach duszy, ale przede wszystkim o kulturowym fenomenie, który pozwolił nam uwierzyć w superbohaterów.

Zadowoleni będą także miłośnicy "Split", bo "Glass" nie ucieka stylistycznie od swojego poprzednika. To film utrzymany w konwencji dreszczowca, skonstruowany prosto, pozbawiony wizualnych fajerwerków, choć, oczywiście, ze zwrotami akcji charakterystycznymi dla Shyamalana. Wciąż królem sceny pozostaje wcielający się w chorego psychicznie Kevina James McAvoy, podczas gdy z uporem budowane napięcie regularnie przecina czarny humor. Co prawda makabry i grozy jest tym razem nieco mniej, ale "Glass" potrafi równocześnie rozbawić i przerazić. Twórca "Szóstego zmysłu" na tyle zgrabnie konstruuje filmową rzeczywistość, że mimo absurdów w nią wierzymy. Potyka się dopiero w finale - wymykającym się spod kontroli, zwyczajnie głupim.

Największą siłą "Glass" jest jednak jego aktualność. W dobie rekordów popularności, które biją kolejne adaptacje komiksów, Shyamalan zatrudnia trio aktorów znanych kolejno z serii X-Men (McAvoy), kryminału na podstawie komiksu Franka Millera "Sin City" (Willis) i roli Nicka Fury'ego w uniwersum Marvela (Jackson), by opowiedzieć nam o iluzji, która sprawia, że od ponad osiemdziesięciu lat poszukujemy w otaczającej nas rzeczywistości śladu Supermana. Dlatego nawet, gdy film wpada na mielizny (z winy rozciągniętego metrażu - blisko 130 minut), albo ucieka w banał (jak doprawione narracją z offu, tłumaczące wszystko retrospekcje), pozostaje równie angażujący i intrygujący, jak te z lepszych osiągnięć reżyserskich M. Nighta Shyamalana.

Najmniej usatysfakcjonowani z kina wyjdą natomiast ci, którzy za historiami superbohaterskimi po prostu nie przepadają. "Glass" jest skierowany bowiem do bardzo określonego odbiorcy - im większy w nas procent "geeka", tym większe prawdopodobieństwo, że film Shyamalana przypadnie nam do gustu. Dla pozostałych będzie to trudny seans - zwłaszcza, że twórców "Glass" nieraz ponosi wena, a do filmu wkrada się zbędny patos. Bez oskarżeń o naiwność raczej się nie obejdzie. Czy jednak reżyser się tym przejmie? Wątpliwe. Po traumatycznych doświadczeniach związanych z "Ostatnim Władcą Wiatru" czy "Zdarzeniem" raczej nic go już nie "zabije". Nam pozostaje jedynie dziękować, że odnalazł światełko w tunelu.

6/10

"Glass", reż. M. Night Shyamalan, USA 2018, dystrybutor: Disney, premiera kinowa 18 stycznia 2019 roku.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy