"Kompletnie nieznany" jest doskonałym dopełnieniem dyptyku Jamesa Mangolda o dwóch wielkich bardach, którzy ukształtowali amerykańską kulturę i duszę. Bob Dylan i Johnny Cash całe życie spacerowali po linie. Dylan nadal to robi, nie dając się wciąż zaprzęgnąć do żadnego muzycznego, ale też ideologicznego stada. Znakomity Timothée Chalamet oddaje jego złożoność i jednocześnie podkreśla jego nieprzeniknioną enigmatyczność.
Przez lata nikt nie odważył się nakręcić klasycznej biografii Boba Dylana. W 2007 roku Todd Haynes wyreżyserował "Bob Dylan. I’m not there", gdzie w różne oblicza Boba Dylana wciela się sześcioro aktorów (Cate Blanchett, Christian Bale, Ben Whishaw, Heth Ledger, Marcus Carl Franklin i Richard Gere). Każdy z nich grał nie tyle samego Boba Dylana, ile postać, którą sam Dylan tworzył w różnych okresach swojej długiej kariery. Od poety, aż po buntownika. Od gwiazdy rocka, aż po głos sumienia.
Również Martin Scorsese nakręcił o Dylanie dwa znakomite dokumenty. "No Direction Home" (2005) opowiada o początkach jego kariery od przyjazdu do Nowego Jorku w 1961 roku, aż do wypadku motocyklowego w 1966 roku. Natomiast w 2009 roku Scorsese w eksperymentalnym "Rolling Thunder Revue: A Bob Dylan Story by Martin Scorsese" złożył ze sobą nie tylko ujęcia z trasy koncertowej w 1975 roku, ale też fragmenty wyreżyserowanego przez Dylana częściowo autobiograficznego filmu "Renaldo and Klara" (1978). Napisany z Samem Shepardem obraz zawiera fragmenty koncertów i wywiady, a także wyreżyserowane sceny życia samego Dylana. Jedną z głównych bohaterek filmu jest Joan Baez.
Mangold w filmie "Kompletnie nieznany" poszedł podobną do Scorsesego drogą w warstwie muzycznej i skupił się właśnie na romantyczno-artystycznej relacji Dylana z Baez. Reżyser "Logana" kończy opowieść w momencie, gdy Dylan "zdradził" folk na rzecz elektrycznej gitary. Co prawda brzemiennego w skutkach wypadku motocyklowego w lipcu 1966 roku nieopodal miejsca, gdzie trzy lata później odbył się festiwal Woodstock nie widzimy, ale jedną z ostatnich scen u Mangolda jest odjeżdżający, nomen omen, na motorze Bob Dylan. Jeszcze nie ikona, ale już wielka gwiazda.
"Kompletnie nieznany" jest filmem o ucieczce. Ucieczce od i ucieczce do. Ucieczce wiecznie "toczącego się kamienia" z "Like a Rolling Stone" (1965). To z tego utworu pochodzi zresztą również tytuł filmu Mangolda. "Kompletnie nieznany", "Jestem gdzie indziej", "Bez drogi do domu" - wszystkie filmy o Dylanie podkreślają jego tajemniczość i odrębność. Ba, jego enigmatyczna autobiografia z 2004 roku "Moje kroniki" również więcej zaciemnia niż ujawnia. Bob Dylan jest kreacją. Ikoną i symbolem, które sam stworzył. Mangold wcale nie chce tej kreacji burzyć. Nie chce nawet zrywać z twarzy Dylana maski. Skupiając się na pieśniach Dylana i jego przejściu od mesjasza folku, zapatrzonego w Woody’ego Guthriego, do gwiazdy rocka i czołowego barda od protest songów, udaje się Mangoldowi stworzyć obraz wielkiego artysty i poety, którego zrozumieć można tylko poprzez jego teksty.
W ostatnim akcie "Kompletnie nieznanego" pojawia się Johnny Cash (Boyd Holbrook), który wciąga Boba Dylana (Timothée Chalamet) na linę, na której sam balansuje. Manglold tym krokom poświęcił świetny "Spacer po linie" (2005) z Joaquinem Phoenixem w roli Casha i Reese Whitherspoon jako June Carter (Oscar za rolę). Oba filmy tworzą nieformalny dyptyk, choć są innymi biografiami. Opowieść o Cashu skupiała się na jego związku z Carter, walce z nałogami i pokonaniu własnych wewnętrznych demonów. Biografia Dylana jest opowieścią o chwyceniu wolności twórczej, ale też o rodzącym się skomplikowanym związku Dylana z Ameryką. Bob Dylan stał się przecież największym amerykańskim bardem i poetą z gitarą, co zresztą dało mu Literacką Nagrodę Nobla, której w blasku fleszy nie chciał odebrać. Cały Dylan. Wciąż uciekający od oczekiwań milionów fanów. "Ludzi tak naprawdę nie interesuje, skąd przyszły mi do głowy piosenki; zadają sobie pytanie, czemu nie przyszły do nich"- mówi w filmie. Cóż, taki los geniusza i proroka.
Chalamet bardzo dobrze równoważy Dylana ikonicznego i Dylana ludzkiego. Tego sprzed nieodłącznych czarnych okularów, które chronią duszę i tego z rozmazanej okładki "Blonde on Blonde". Poznajemy go jako nieznanego nikomu Bobby’ego, który przyjeżdża do szpitala, by poznać swojego idola Woody'ego Guthrie (Scoot McNairy). Wykonuje dla niego jedną ze swoich wczesnych pieśni, której poziom zdumiewa koczującego przy łóżku chorego przyjaciela, legendarnego Pete’a Seegera (świetny Edward Norton).
Tak zaczyna się wielka kariera Dylana, który dla walczącego całe życie o miejsce folku w amerykańskiej kulturze Seegera, staje się prorokiem tej muzyki. Dylan chce jednak być kimś więcej. Chce mówić zupełnie własnym głosem. Chce zerkać w mrok ubranego na czarno Johnny'ego Casha, celebrującego wówczas życie wyjętych spod prawa i jednocześnie chce walczyć z systemem, eliminującym takich ludzi jak Martin Luther Kinga czy JFK.
Mangold opowiada o tej walce za pomocą pieśni Dylana, którym pozwala wybrzmieć nieraz w całości. Nie jest to typowe dla takich biografii. "Kompletnie nieznany" może być więc uznany za musical, gdzie to muzyka mówi nam więcej o głównym bohaterze niż jego czyny. Pieśni Dylana są też opisem całych lat 60. z kryzysem kubańskim, gdy świat stanął na krawędzi wojny atomowej, na czele. Gdy Nowojorczycy uciekają w panice w nadziei, że ukryją się gdzieś przed atomową zagładą, Dylan bierze do ręki gitarę, idzie do pobliskiego baru i wyśpiewuje ludziom swoją pacyfistyczną balladę "Masters of War".
Mangold ze współscenarzystą Jayem Cocksem właśnie dzięki takim scenom czynią biografię, tak enigmatycznej postaci jak Dylan, fascynującą. Dają nam bohatera poznać poprzez jego własne słowa. Dzieje się to nie tylko w kontekście wielkiej polityki, w wątku odcięcia się od folku, gdy ku oburzeniu fanów wziął do ręki gitarę elektryczną na Newport Folk Festival w 1965 roku, ale też w spojrzeniu na jego życie uczuciowe. Serce Dylana miota się między gwiazdą folk Joan Baez (Monica Barbaro), z którą stworzył niezapomniany, choć burzliwy duet na scenie oraz Sylvie Russo (Elle Fanning). Russo w rzeczywistości nazywała się Suze Rotolo. Dylan, według słów Mangolda z wywiadu dla magazynu "Rolling Stone", sam wymógł by zmienić jej nazwisko w filmie, mimo, że Rotolo pojawia się z nim na okładce "Freewheelin". Rotolo napisała zresztą książkę o scenie folkowej w Greenwitch Village, gdzie duży fragment poświęciła Dylanowi. Rotolo mocno wpłynęła na jego artystyczną drogę na początku kariery, pchając go bez przerwy do tego, by mówił własnym głosem. Rotolo była też córką członków partii komunistycznej, co wpłynęło na jej bunt przeciwko systemowi, którym do pewnego stopnia zaraziła Dylana. O tym Mangold jednak nie opowiada.
W filmie nie słyszymy "Gotta Serve Somebody", który Dylan nagrał dopiero w 1979 roku, ale z wielką mocą wybrzmiewa za to "The Times They Are A-Changin", które w interpretacji Chalameta ma prawdziwy ogień. Można zrozumieć, dlaczego Dylan akurat tą pieśnią porwał młodych ludzi, którzy dopiero przygotowywali się na bunt roku 1968 i nadejście Jima Morrisona oraz Janis Joplin. Chalamet sam śpiewa wszystkie utwory, podobnie jak Phoenix w biografii Johnny Casha. Obaj się w tym doskonali. Cash i Dylan spotkali się ostatecznie śpiewając wiele lat potem gospel (religijny skręt obu też był buntem), ale u Mangolda obaj są wciąż ikonami kontrkultury wobec starej i konserwatywnej Ameryki. Bez nich rewolucja by nie wzleciała, ale też bez nich nie byłoby kontrrewolucji zbudowanej na zgliszczach ery dzieci kwiatów. Cash i Dylan są po prostu częścią amerykańskiego krwiobiegu, co Mangold doskonale pokazał. W przypadku Dylana ten kamień nadal się toczy. Ta historia jeszcze zamknięta nie jest. Wciąż Dylan "wiatr wieje przez świat".
9/10
"Kompletnie nieznany" (A Complete Unknown), reż. James Mangold, USA 2024, dystrybutor: Disney, premiera kinowa: 17 stycznia 2024 roku.