"Censor": Kruchość ludzkiego umysłu [recenzja]

Kadr z filmu "Censor" /materiały prasowe

"Robię to, by chronić ludzi" - mówi z przekonaniem Enid, a w jej głosie można wyczuć, że naprawdę w to wierzy. Pomimo tych podniosłych słów "Censor", horror psychologiczny w reżyserii Prano Bailey-Bond, to nie moralizatorska przypowieść z przesłaniem, a całkowite zatracenie się w świecie wszechogarniającej grozy, epatującym przemocom i bólem.

Fabuła "Censora" rozgrywa się w latach 80. XX wieku, kiedy to Wielką Brytanię zalewa rewolucyjna, jak na tamte czasy, fala fascynacji brutalnymi i krwawymi horrorami. Zapobiegać ich rozprzestrzenianiu się wśród nieświadomego zagrożeń społeczeństwa mają cenzorzy. Jedną z cenzorek jest Enid Baines (Niamh Algar), młoda kobieta, która swoją pracę wykonuje niezwykle skrupulatnie, z chłodną bezwzględnością wycinając z filmów elementy zbyt barbarzyńskie, zbyt rzeczywiste, zbyt nieludzkie.

Reklama

"Ktoś tu gubi wątek"

Pewnego dnia Enid natrafia w swojej pracy na film ekscentrycznego reżysera horrorów Federicka Northa, "Don't go in the Church". Podczas jego seansu po raz pierwszy widzimy, jak umysł bohaterki zatraca się w wykreowanej rzeczywistości, która staje się dla niej niemal namacalną prawdą. Kobieta odkrywa bowiem, że to, co zostało pokazane na ekranie, do złudzenia przypomina dramatyczne wydarzenia z przeszłości, kiedy to zaginęła jej siostra, Nina. Obraz dwóch dziewczynek i chatka w środku ciemnego lasu przywołują wspomnienia, które od wielu lat były zagrzebane głęboko w podświadomości Enid, bezpiecznie ukryte i czekające na przebudzenie.

Od tego momentu towarzyszymy bohaterce na jej drodze ku mętnej, jak się wydaje, prawdzie. Oglądamy jak nieleczona trauma powoli przejmuje kontrolę nad Enid, co prowadzi do tragicznych w skutkach zdarzeń. Nieustanne obwinianie się i niezrozumiałe luki w pamięci prowadzą kobietę na skraj obłąkania. Z biegiem filmu traci ona kontakt z prawdziwym światem, przestaje być osobą, a staje się zaledwie elementem fabuły, kolejnym - tak dobrze znanym z horrorów - motywem.

"Censor": Video nasties, Margaret Thatcher i kruchość ludzkiego umysłu

"Censor" z umiłowaniem przenosi nas do lat świetności kaset VHS, krążących z rąk do rąk, ukrytych pod ladami wypożyczalni filmowych zakazanych video nasties i społecznej nagonki na miłośników grozy, którzy według krytycznej opinii społeczeństwa, zamieniają się w zdeprawowane, mordercze jednostki. Wszystko to z dudniącymi w tle przemówieniami Margaret Thatcher i krzyczącymi na temat rewolucji nagłówkami gazet. Dyskusja, jaką wywołała tzw. era video nasty w latach 80. XX wieku, podała w wątpliwość siłę jednostki, jakoby była ona w stanie zanegować fascynację agresją, wypływającą z ekranu i oprzeć się pokusie powielania oglądanej krzywdy.   

W swoim pełnometrażowym debiucie fabularnym Prano Bailey-Bond oddała hołd nie tylko stylowi giallo, horrorom lat 70. i 80. XX wieku, ale przede wszystkim słabościom ludzkiego umysłu, z perwersyjną przyjemnością pokazując popadającą w szaleństwo Enid, która z każdym kadrem wkracza coraz głębiej we własny koszmar. Tajemnicze i ociekające żywą czerwienią ujęcia doskonale oddają klimat klasyków grozy. Z niezwykłą starannością reżyserka zarysowała warstwę wizualną oraz dźwiękową filmu, czyniąc go kinofilską ucztą.

Krytycy natychmiast przyrównali dzieło Bailey-Bond do "Berberian Sound Studio", brytyjskiego thrillera psychologicznego z 2012 roku w reżyserii Petera Stricklanda, nazywając przy tym "Censor" jego feministycznym odpowiednikiem. Bez wątpienia część elementów jest tutaj zbieżna: mamy popadających w szaleństwo głównych bohaterów oraz działającą na zmysły swoją brutalnością przestrzeń filmów grozy, w której tkwią postaci. Jednak Strickland poszedł o krok dalej. Przedstawił niezrozumiały i absurdalny świat, który popchnął głównego bohatera (w tej roli genialny Toby Jones) w otchłań własnego umysłu. W "Censorze" natomiast motywacje bohaterki są niemal logiczne, kierowane jej dramatycznymi doświadczeniami z przeszłości. Oglądany przez nią horror jest zaledwie zapalnikiem, który doprowadził do wybuchu długo tłumionych uczuć.

Jak na tak duży potencjał "Censor" okazał się więc tworem niezwykle zachowawczym. Nie ma tu przekraczania granic fabularnych, brak jest abstrakcyjnego świata, w którym rzeczywistość staje się fikcją, a fikcja rzeczywistością. Obsesja Enid przedstawiona na ekranie wydaje się wytłumaczalna, spowodowana nieleczoną traumą z dzieciństwa, a jej historia zakończona zostaje bardzo powierzchownie. Nierealność zaprezentowana w "Berberian Sound Studio" u Bailey-Bond, nie istnieje. I właśnie jej tutaj brakuje.

6/10

Katarzyna Ryba

"Censor", reż. Prano Bailey-Bond, Wielka Brytania 2021, dystrybutor: M2Films, premiera kinowa: 29 października 2021 roku.

Czytaj również:

"Diuna": Odkrywanie własnej drogi [recenzja]

"Furioza": Rasowe kino uliczne [recenzja]

"Rodzina Addamsów 2": Innym być [recenzja]

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy