"Ach śpij kochanie" [recenzja]: Kołysanka dla wisielca

Andrzej Chyra w filmie "Ach śpij kochanie" /Monolith Films /materiały dystrybutora

O tym, kto jest mordercą, dowiadujemy się już w pierwszej scenie filmu. "Ach śpij kochanie", inspirowana autentycznymi wydarzeniami historia słynnego krakowskiego seryjnego zabójcy Władysława Mazurkiewicza, nie kłopocze więc widza klasycznym kryminalnym dylematem "kto zabił?". Reżyser Krzysztof Lang atrakcję suspensu przenosi w stronę mniej oczywistego pytania: dlaczego, skoro wiemy, kto zabił, zabójca wciąż unika stryczka? Niestety, bez powodzenia.

Głównym bohaterem "Ach śpij kochanie" wcale nie jest "Piękny Władek" (Andrzej Chyra ma oczy Lectera Anthony'ego Hopkinsa) - taki pseudonim zapewniły Mazurkiewiczowi szarmancki styl życia, nienaganna garderoba i sława bawidamka. Centralną postacią rozgrywającego się w Krakowie lat 50. ubiegłego wieku kryminalnego melodramatu Krzysztofa Langa jest milicyjny żółtodziób - śledczy Karski (rozsadzający swą przysadzistością każdy kadr Tomasz Schuchardt). To on, przy wsparciu towarzyszącego mu w śledztwie Pajka (tragicznie rubaszny Arkadiusz Jakubik, Sancho Pansa w prochowcu), próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczych morderstw. Widz szybko dowie się, że o wiele trudniejszą rozgrywkę będzie musiał stoczyć z własnymi przełożonymi: prokuratorem Waśko (kresowo dosadny Andrzej Grabowski) i majorem Olszowym (Bogusław "bo to zła kobieta była" Linda).

Reklama

Reżyser, do spółki ze scenarzystą Andrzejem Gołdą (seriale "Pakt" i "Kryminalni"), zadbali też o to, żeby w owianym papierosowym dymem męskim świecie PRL-owskich gabinetów pojawiły się również kobiety: Mazurkiewiczowi przyczepiono więc do garnituru i mieszkania byłą żonę (nieporadnie fatalna w swej kobiecości Katarzyna Warnke), Karskiemu kazano zakochać się w kelnerce z przeszłością (słodko-gorzka Karolina Gruszka). Pierwsza ma świetnie wyglądać i pojawić się w scenie erotycznej, wokół drugiej zbudowano kluczowy dla fabuły wątek miłosnego trójkąta.

Od samego początku coś jednak w "Ach śpij kochanie" nie gra. Nie chodzi nawet o to, że wybrana na tytuł filmu znana kołysanka Henryka Warsa i Ludwika Starskiego ani nijak ma się do ekranowych wydarzeń, ani  - poza  czołówką - nie jest słyszalna w żadnym momencie seansu (równie dobrze film Langa mógłby nazywać się "Miłość ci wszystko wybaczy"). O wiele większym dysonansem wybrzmiewa tandetny pomysł połączenia krwistego kryminału z ckliwym melodramatem. Solidna charakteryzacyjno-scenograficzna robota, której towarzyszą stylowe, mroczne zdjęcia Adama Sikory, to jednak za mało, by widz miał uwierzyć w ten nieporadny spektakl Teatru Telewizji. Nie pomaga też wybitnie ilustracyjna muzyka Michała Lorenca. Wielkich "śmichów-chichów" nie ma; poczucie, że mamy do czynienia z kinematograficzną ramotą, nie opuszcza jednak widza przez cały czas trwania seansu.

Szkoda, że reżyser nie zdecydował się na logiczne rozwinięcie relacji między Mazurkiewiczem a Karskim. Poświęcając ją dla heroiczno-miłosnych stosunków między śledczym a kelnerką Gruszki oraz wysuwając na pierwszy plan rywalizację bohatera Schuchardta z Olszowym Lindy, ograniczył Lang kluczową dla kryminału interakcję do poziomu kurtuazyjnych odzieżowych porad. Nie pomagają też nazbyt nachalnie wprowadzane do chronologicznej narracji retrospekcje - typowe alibi dla mniej wymagającego widza. Kiedy więc w jednej z finałowych scen widzimy w końcu Mazurkiewicza przed egzekucją, jego pamiętne słowa "Do widzenia panowie. Niedługo wszyscy się tam spotkamy" wybrzmiewają jako efektowna, ale niewiele warta puenta.

Pozostaje analiza aktorskich kreacji. Bezbłędny Andrzej Chyra gra Władysława Mazurkiewicza wykorzystując zapomniane aktorskie techniki kina niemego - plastyczną mimikę maskuje tu znakomita charakteryzacja (to głęboko osadzone w oczodołach spojrzenie!), Arkadiusz Jakubik w roli Pajka wygłasza zaś najlepsze kwestie całego filmu (włącznie z niepoprawnym politycznie porównaniem kobiet do gołębi: "Najpierw jedzą ci z ręki, potem na ciebie srają"). Kobiety pełnią tu albo funkcję estetycznego ozdobnika (Warnke), albo ofiarnej stawki w męskiej rywalizacji (Gruszka). Warto też odnotować zbędny epizod Katarzyny Figury w roli radzieckiej contessy, dającej się uwieść Mazurkiewiczowi podczas pobytu w Zakopanem. Jedynym powodem ekranowej obecności gwiazdy wydaje się umieszczenie aktorki na liście płac.

Na osobny akapit zasługuje obecność Krakowa w filmie rozgrywającym się w końcu w nadwiślańskim mieście. Poza wspomnieniem w rozmowie ulicy św. Tomasza oraz Dietla, jedynym wyznacznikiem miejsca ekranowej akcji (w większości rozgrywającej się jednak we wnętrzach) wydają się być srające gołębie - istne przekleństwo granego przez Jakubika Pajka. To zdecydowanie nowy poziom w miejskim pomyśle na kinematograficzne lokowanie produktu.

4/10

"Ach śpij kochanie", reż. Krzysztof Lang, Polska 2017, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 20 października 2017

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ach śpij kochanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy