Natalia Szroeder o "Tańcu z Gwiazdami": Mój sen się spełnia
Jesienią wydała płytę, w maju rusza w trasę. Podczas prób do "Tańca z Gwiazdami" Natalia Szroeder czuje się jak ryba w wodzie, a jej energia udziela się innym. Nawet zmęczona, daje z siebie wszystko. Jury to docenia.
Myśli pani, że intensywne treningi do "Tańca z Gwiazdami" przełożą się jakoś na sposób, w jaki będzie się pani poruszała podczas własnych koncertów?
- Oczywiście. To był jeden z najistotniejszych argumentów, gdy zastanawiałam się, czy wziąć udział w programie.
Ale nie jedyny?
- Nie. Chciałam się dobrze bawić i przeżyć przygodę. A jednocześnie zapragnęłam przenieść jak najwięcej z tych doświadczeń do mojego życia scenicznego. Byłam wcześniej w "Twoja Twarz Brzmi Znajomo". I choć nie uczyłam się tam tańca w takim stopniu, jak teraz, to jednak już wtedy zaczęłam pracę nad koordynacją ruchową. Szybko zauważyłam różnicę. Dziś ten postęp jest jeszcze większy. Mój sen się spełnia. (śmiech)
Podejrzewam, że jest pani przyzwyczajona do życia na najwyższych obrotach. Takich, jak w "Tańcu z Gwiazdami", również?
- Tutaj wysiłek jest inny. Nie miałam z takim jego natężeniem jeszcze nigdy do czynienia, choć przywykłam do szalonego tempa.
Na czym polega różnica?
- Od dwóch miesięcy żyję jak zawodowy sportowiec, który trenuje codziennie po pięć, sześć godzin.
Nie wyłączając sobót i niedziel?
- Nie! Całe moje życie - w tym weekendy - zostało podporządkowane tańcowi. Kiedy pytałam przyjaciół, którzy mają tę przygodę za sobą, czy wziąć udział w programie, wszyscy zgodnie tę myśl popierali, a jednocześnie podkreślali, że to prawdziwa "męka". Śmiałam się: - Dobra, dobra, wiem, o co chodzi. Ha, jednak nie wiedziałam. Jeśli ktoś nie przeżyje tego na własnej skórze, nie będzie miał pojęcia, jaka to harówka. I jaka satysfakcja, gdy już pokona się siebie.
Co odcinek brawurowo zdaje pani egzamin z obciążenia fizycznego!
- I psychicznego. Towarzyszy nam przecież stres, napięcie. Każdy występ wymaga olbrzymiej koncentracji. Mam jednak ogromne szczęście, że stres mnie nie paraliżuje. Trochę pobudza, ożywia, ale nie sprawia, że jestem chora. Przed pierwszym odcinkiem "Tańca z Gwiazdami" byłam spokojna, zrelaksowana. Potem - w trakcie występu - cały mój świat się zatrzymał, a ja skupiłam się na tym, co mam zrobić.
W takim razie co w takie poranki, jak ten? Za oknem szaro, pada deszcz. O motywację naprawdę trudno...
- No właśnie. Jestem młoda, zazwyczaj rozsadza mnie energia, lubię cały ten szał życia. A jednak mam w sobie sporo nostalgii, melancholii i gdy już ona się wkrada, bywa ciężko. Pyta pan, co pomaga? Ambicja. Ekscytuje mnie możliwość wykraczania poza strefę komfortu. Lubię testować swoje własne granice, sprawdzać, do którego momentu sobie poradzę.
Marzy pani o pięknej Kryształowej Kuli i wygranej?
- Skłamałabym, mówiąc, że nie. (śmiech) Każdy z nas chciałby przecież znaleźć się w finale. Ja jednak nie cierpię zaciętej rywalizacji, nigdy w życiu nie szłam po trupach do celu. Tu także nie zamierzam.
Polubiliście się z Janem Klimentem?
- O tak, nawet bardzo. Z nim i ze wszystkimi innymi. Uczestnicy tej edycji mają ze sobą znakomity kontakt. Nawet ludzie z produkcji twierdzą, że dawno nie było tak zgranej drużyny. Nawiązujemy przyjaźnie, które mogą przetrwać wiele długich lat.
Co dalej w pani życiu scenicznym?
- Jesienią wydałam płytę. 7 kwietnia odbędzie się premiera najnowszego singla "Zamienię cię" z płyty "NATinterpretacje", do którego teledysk nagrywałam niedawno, a który nawiązuje do tego, co się w moim życiu w tej chwili dzieje. Jeśli przetrwam tu jeszcze chwilę, dosyć płynnie przejdę w sezon koncertowy, bo już w maju zaczynamy grać.
Rozmawiał Maciej Misiorny
Czytaj również: Natalia Szroeder: Lubię wyzwania
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***