Magdalena Boczarska: "Nie ma historii bez kobiet" [WYWIAD]
Końcem kwietnia do Krakowa zjechali się miłośnicy kina niezależnego. Widzowie, ale również gwiazdy uczestniczą w szesnastej edycji festiwalu Mastercard OFF CAMERA. "Za każdym razem mam poczucie, że wracam do domu i tak też się czuję na tym festiwalu" - przyznała Magdalena Boczarska. W rozmowie z Interią opowiedziała również o tym, czym jest dla niej kino niezależne, o pierwszych filmowych wzruszeniach oraz podejściu do intymności na planie.
Majówka w Krakowie to już tradycja dla miłośników kina. 28 kwietnia rozpoczęła się szesnasta edycja festiwalu filmowego Mastercard OFF CAMERA. Do grodu Kraka zjechali twórcy i widzowie z całej Polski oraz świata. Wśród nich jest również Magdalena Boczarska, która urodziła się i wychowała w stolicy Małopolski.
"Kraków to miasto bardzo bliskie. Ja stąd pochodzę, tu się wychowałam i mam rodzinę, tu kończyłam też studia. Kocham tu wracać i czuję się tutaj jak w domu. Za każdym razem mam poczucie, że wracam do domu i tak też się czuję na tym festiwalu" - przyznała aktorka w rozmowie z Interią. "Jak majówka, to w Krakowie. Zawsze kiedy mogę, kiedy akurat nie mam innych obowiązków. Rok temu nie mogłam być, bo byłam na planie filmowym daleko od Krakowa, ale zawsze kiedy tylko mogę to przyjeżdżam, to już taka tradycja" - dodała z uśmiechem.
Mastercard OFF CAMERA jest świętem kina niezależnego. Fani kina mogą zobaczyć filmy z całego świata, w tym nagradzane na świecie produkcje, które polska publiczność będzie miała okazję obejrzeć po raz pierwszy na dużym ekranie. Czym dla Magdaleny Boczarskiej jest kino niezależne?
"To jest dobre pytanie. Wydaje mi się, że za każdym razem, jak jestem na tym festiwalu, zastanawiam się co tak naprawdę znaczy kino niezależne. Co oznacza to określenie? Wydaje mi się, że ono z każdym rokiem ewoluuje i to pojęcie się zmienia. Dla mnie kino niezależne to przede wszystkim kino, które pozwala twórcom na jakąś nieposkromiona ekspresję i jest możliwością wyrażenia własnego zdania artystycznego. Z tym mi się kojarzy. Kino niezależne to w samym założeniu kino, które jest wolne od zewnętrznych czynników i nacisków. To też jest bardzo ciekawe, bo wydaje mi się, że parokrotnie widziałam tutaj filmy, które dla mnie mogłyby wychodzić z gatunku mainstreamu, więc zapewne czasami może się to przeplatać" - przyznała aktorka.
Każdy widz ma własną wrażliwość na kino i poszukuje w nim czegoś innego. A czego szuka w nim gwiazda "Różyczki"? "Ja generalnie kocham kino i czuję się jego częścią. Kino też mnie bardzo inspiruje. Uwielbiam ten rodzaj rozrywki, ale co za tym idzie przeżyć, wzruszeń. Kino może być też lekcją, można się filmów bardzo dużo nauczyć. Kino może również pełnić funkcję terapeutyczną. To co w kinie jest najważniejsze, to emocje. Jeżeli ja je dostaję, jeżeli wybieram się na podróż z filmem, przeżywam go, nie mogę o nim zapomnieć, niektórymi filmami żyję potem. Jeżeli ja to dostaję, to od kina mainstreamowego i od kina niezależnego, to wtedy mówię, że coś przeżyłam i jakiś film we mnie zostaje" - wyznała Magdalena Boczarska w rozmowie podczas 16. edycji Mastercard OFF CAMERA.
Aktorka wróciła również wspomnieniami do pierwszego filmu, który widziała na dużym ekranie. Był to "E.T.". Kultowe dzieło Stevena Spielberga miało swoją premierę ponad czterdzieści lat temu, ale nadal wzbudza w widzach ogromne emocje. I to nie tylko w osobach, które widziały film w czasach swojej młodości. Drugą filmową "miłością" aktorki był "Miś Uszatek". "To moja ukochana bajka. Pamiętam pierwszy taki emocjonalny moment za każdym razem kiedy program się kończył, to płakałam ze wzruszenia. To było moje pierwsze zetknięcie z tym, że coś co widzę na ekranie, nawet na małym ekranie, może dostarczyć tyle emocji". Kolejnym filmem, który zrobił na aktorce niesamowite wrażenie było "Całkowite zaćmienie" Agnieszki Holland. W piątek, 5 maja, w kinie Kijów odbędzie się pokaz specjalny filmu z udziałem reżyserki. Podczas seansu niemal całą uwagę widza przejmuje młody Leonardo DiCaprio, ale także przepiękna muzyka Jana A.P. Kaczmarka.
Ważne miejsce w pamięci Magdaleny Boczarskiej zajmuje również "Dracula" Francisa Forda Coppoli. "Ten film zostawił we mnie ślad, absolutnie mnie zachwycił. I muzyka Wojciecha Kilara, nieprawdopodobne ujęcia, aktorstwo, kostiumy i sama historia. Wtedy pomyślałam: ‘ja też bym tak chciała. Chcę to przeżywać, chcę być tego częścią’. Wtedy też bardzo mi się marzyło zostać aktorką".
Magdalenę Boczarską w aktorstwie ceni sobie to, że może bezkarnie żyć pożyczonym życiem innej postaci. "To jest chyba jedyna okoliczność, kiedy można przeżywać te życiorysy i w pewien sposób przerabiać je na nowo". Dla aktorki ważne, jeśli nie najważniejsze, są również w aktorze emocje. Nie ukrywa, że sama emocje są jej "strefą komfortu" i często trafiają do niej role, które wymagają emocjonalnego zaangażowania zarówno od strony aktorskiej, jak i widzów. "Jeżeli widzę, że to co robimy obchodzi widzów, którzy przeżywają, utożsamiają się z jakąś historią, to jest to piękna sprawa" - dodała aktorka.
44-letnia krakowianka cieszy się opinią jednej z najbardziej utalentowanych polskich aktorek swojego pokolenia. Ma na swoim koncie mnóstwo wspaniałych ról i m.in. główną nagrodę aktorską na Festiwalu Filmowym w Gdyni (za kreację w "Różyczce") oraz Orła i Różę Gali (za "Sztukę kochania"). Od swojego debiutu na początku XXI wieku niemal nie schodzi z planów filmowych czy desek teatrów. W swoim aktorskim portfolio ma wiele różnorodnych ról. Jednak nadal jest w niej głód nowych wyzwań. Ważniejsze niż gatunek filmowy, jest dla niej spotkanie z interesującym twórcą.
"To co jest moim największym marzeniem, a do tej pory mi się spełnia, są dalsze spotkania z ciekawymi twórcami, bo to moim zdaniem jest największym gwarantem tego, czy jakaś historia jest nośna. Czy to jest historia, kostium, komedia, dramat czy to jest thriller, film biograficzny, to już moim zdaniem jest bardziej drugoplanowy temat. Z mojego punktu widzenia najważniejsze jest ciekawe spotkanie, bo tylko to może zaowocować czymś, co zostanie i będzie ciekawą historią" - mówiła aktorka podczas spotkania.
Podczas tegorocznej edycji Mastercard OFF CAMERA po raz pierwszy w historii festiwalu zostanie przyznana Nagroda Female Voice Award, która zostanie wręczona podczas Gali Zamknięcia. "W tym roku patrzymy na kobiety" - mówiła podczas uroczystego otwarcia festiwalu Małgorzta Wasiuk, dyrektorka Departamentu Strategii Marki i Aktywizacji w Banku BNP Paribas, który jest sponsorem i partnerem sekcji Herstorie. O roli kobiet w filmie mówi się od kilku lat. Tego wątku nie zabrakło również podczas rozmowy z Magdaleną Boczarską.
"Wydaje mi się, że to jest naturalna konsekwencja, że ten kobiecy pierwiastek w kinie się upomina o swoje. Dysproporcja była bardzo silnie obecna i widoczna. Doskonale pamiętam, że przy okazji premiery filmu ‘Sztuka kochania’, to był rok 2017, uczestniczyłam w rozmowach kiedy w ogóle można mówić o kinie kobiecym. Nie chciałabym czegoś pomylić, ale mowa była o kilku warunkach, które trzeba spełnić. Czy bohaterka w filmie ma imię i nazwisko, czy jest czymś więcej niż tylko tłem dla męskiego bohatera i czy rozmawia w filmie z inną kobietą? Minęło od tego kilka lat i to momentami wydaje się zabawne. Jednak zmiany są bardzo dynamiczne i bardzo zauważalne. Po latach takiego bardzo męskiego punktu widzenia. Oczywiście nie ma historii bez kobiet. Można mówić o kinie stricte kobiecym, takie też jest, zauważało się takie historie, ale ich rzeczywiście było mniej".
W ostatnich latach zmieniło się nie tylko podejście do kobiet w kinie, ale również do nagości. Na plany filmowe wkroczyli koordynatorzy intymności, twórcy filmowi bardziej troszczą się komfort aktorek i aktorów podczas kręcenia intymnych scen. Magdalena Boczarska ma na swoim koncie kilka projektów, które wymagały od niej rozebrania się na planie. Zawsze podkreślała jednak, że odmawia udziału w takich scenach, jeśli nie wymaga tego narracja. W historii polskiego kina na trwałe zapisały się jej odważne kreacje w "Różyczce" i "Sztuce kochania. Historii Michaliny Wisłockiej", a ostatnio w filmie "Heaven in Hell", gdzie zagrała u boku Simone Susinna, gwiazdora serii "365 dni".
"Zawsze powtarzam, że mam dużo szczęścia, bo od początku, już w 2008 kiedy mieliśmy zdjęcia do ‘Różyczki’, trafiłam na naprawdę cudownych twórców, którzy od początku tak ustawili granice, że nauczyłam się, jak traktować nagość w filmie. Otoczyli mnie absolutną ochroną. Na długo przed pierwszym klapsem filmowym dyskutowaliśmy, jak te sceny będą wyglądać, jaka jest ich funkcja w scenariuszu, że nie chodzi o samą nagość dla nagości, tylko musi być osobnym bohaterem w historii, mieć swoją własną narrację. Tak naprawdę nagość dla nagości mnie w ogóle nie interesuje. Czy podejście się zmieniło? Ja mogę powiedzieć, że nie. Zmieniło się podejście takie, że teraz są specjalni koordynatorzy do tych scen, że to poszło za ruchem Me Too, że zwraca się teraz na to dużo większą uwagę. Czy to się zmieniło dla mnie? Nie, ponieważ miałam to szczęście, że gdzieś te dobre wzorce, które pamiętam, kilkanaście lat temu mnie nauczyły, jak traktować sceny seksu i jak siebie aktorsko w nich postrzegać. Pytana o to czy mam z nimi problem, odpowiadam zawsze, że to nie jest łatwe, bo nagość sfera zarezerwowana dla najbliższych, ale jestem aktorką, wypożyczam swoje ciało, emocje i jeżeli się opowiada w przypadku tych filmów (‘Różyczka’, ‘Sztuka kochania’, ‘Heaven in Hell’) o miłości w różnych aspektach, to trudno pominąć sferę jaką jest erotyka, namiętność człowieka bez nagości, czasem pokazanej w subtelny sposób, czasem zmysłowo czy bardziej odważniej". Aktorka stawia sobie jednak pewną granicę w tym, co chce pokazać na ekranie. Jest to granica jej własnej godności.
Grając w popularnych produkcjach, które odniosły komercyjny sukces, Magdalena Boczarska stała się osobą publiczną. Często wykorzystuje swoją pozycję, by nagłaśniać sprawy społeczne, które są dla niej szczególnie ważne. Wraz z innymi znanymi osobami wspierała m.in. marsze kobiet i walkę o prawo do wolnego wyboru. "Dla mnie bycie osobą publiczną to ogromny przywilej. To jest taki dług do spłacenia. Jeżeli głos osoby publicznej może gdzieś dotrzeć, może kogoś zainspirować albo wesprzeć jakąś sprawę, to ja bym się źle czuła gdybym tego nie zrobiła. Za każdym razem to było po prostu silniejsze. Nigdy nie robiłam niczego z powodu wyrafinowania, że ten temat jest modny" - podkreśla.
Mimo obecności w show-biznesie oraz mediach społecznościowych, dla aktorki najważniejsza jest ochrona prywatności swojej oraz bliskich. "Media społecznościowe to potężna siła. Można z niej korzystać w bardzo użyteczny sposób i może być bardzo przydatna choćby po to, żeby promować rzeczy, w których biorę udział albo nagłaśniać ważne sprawy. Jednak ochrona prywatności jest dla mnie czymś bardzo ważnym".