Reklama

"Przejście": Puste życie po życiu [recenzja]

"Przejście" Doroty Lamparskiej to pełnometrażowy debiut z rodzaju tych najboleśniejszych. Czuć tutaj ogromne ambicje i zaangażowanie twórców. Mimo tego poszczególne elementy składające się na dzieło, nie spinają się w spójną całość, a świat kreowany przez autorkę, zamiast wciągać, nie interesuje.

"Przejście" Doroty Lamparskiej to pełnometrażowy debiut z rodzaju tych najboleśniejszych. Czuć tutaj ogromne ambicje i zaangażowanie twórców. Mimo tego poszczególne elementy składające się na dzieło, nie spinają się w spójną całość, a świat kreowany przez autorkę, zamiast wciągać, nie interesuje.
Wiktoria Gorodeckaja w scenie z "Przejścia" /materiały prasowe

Maria (Wiktoria Gorodeckaja) nie żyje. Jednak z powodu zerwania mostu między światem doczesnym i pozagrobowym jej dusza wciąż pozostaje na ziemi. Nieświadoma dziewczyna kieruje się do pracy. Tam nikt na nią nie reaguje, a zapłakana stażystka sprząta jej biurko. Dziewczyna wraca w rodzinne strony, gdzie matka rozpoczęła już przygotowania do pogrzebu. Maria musi zobaczyć swoje ciało i zaakceptować swoją śmierć. Dziewczyna nie ma jednak na to ochoty. Zamiast tego - i tu tkwi problem - ... nic nie robi.

Początkowo wydaje się, że Lamparska pójdzie w stronę realizmu magicznego rodem z twórczości Jana Jakuba Kolskiego. Jest przecież zetknięcie się pozostałej na prowincji rodzicielki ze zmarłą córką, która czym prędzej porzuciła dom i wyprowadziła się do dużego miasta - a teraz po nagłym powrocie konfrontuje się z miejscowymi obrzędami. Jednak im dalej w las, tym bardziej obraz Lamparskiej zaczyna przypominać najgorszego rodzaju naśladowców późnego Krzysztofa Kieślowskiego. Umowność efektów (która bardzo dobrze sprawdzała się m.in. w niedawnych "Maryjkach") miesza się tutaj z prostą metafizyką i dosłownymi symbolami.

Reklama

Najgorsze jest jednak to, że podróży Marii brak jakiegokolwiek celu. Po wizycie w domu wraca do swojego mieszkania, stara się skontaktować z dawnym chłopakiem, a potem snuje się bez celu, raz po mieście, raz po prowincji. Spotyka na swojej drodze inne osoby zawieszone między ziemią a niebem oraz kolejnych członków swej rodziny, zmęczonych jej "trwaniem". Za wiele z tego nie wynika, zarówno dla działań bohaterki, jak i zaangażowania widza. Bunt Marii okazuje się pusty i niepotrzebny, a finał nie wynika w żaden sposób z jej decyzji.

Epizodyczna formuła filmu czyni go polem popisu dla wielu aktorów, którzy pojawiają się na chwilę w małych rolach. Podczas seansu spotkamy m.in. Jacka Braciaka, Ewę Dałkowską i Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik. Wszyscy oni, mimo ograniczonego czasu, tworzą barwne miniatury. Niestety, na ich tle wcielająca się w Marię Wiktoria Gorodeckaja wypada niekorzystnie. Wynika to przede wszystkim z charakteru samej postaci - apatycznej, nieobecnej, nijakiej. Paradoksalnie, w Marii, która za wszelką cenę trzyma się życia, zadziwiająco mało jest właśnie "życia".

Opowiadanie "W tył, w dół, w lewo" Weroniki Murek, będące podstawą "Przejścia", zostało niedawno zaadaptowane także na krótki metraż pod tytułem "Maria nie żyje". Być może w takiej formie dzieło Lamparskiej wypadałoby korzystniej. Jej debiutowi brakuje kierunku. Z każdą kolejną sceną lub gościnnym aktorskim epizodem zagubienie bohaterki udziela się widzom. Pod koniec dosłownie nie wiemy, co się stało.

3/10

"Przejście", reż. Dorota Lamparska, Polska 2021, dystrybutor: TVP, premiera kinowa 20 maja 2022 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy