Reklama

​Gdynia 2017: Najgorsze filmy festiwalu

Im bliżej końca 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, tym zwiększa się liczba tytułów, które rywalizować będą o miano najgorszej produkcji imprezy. "Czuwaj" Roberta Glińskiego i "Najlepszy" Łukasza Palkowskiego to propozycje z dolnej części festiwalowej tabeli. Paradoksalnie, ostatni z nich może wyjechać z Gdyni z nagrodami.

Im bliżej końca 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, tym zwiększa się liczba tytułów, które rywalizować będą o miano najgorszej produkcji imprezy. "Czuwaj" Roberta Glińskiego i "Najlepszy" Łukasza Palkowskiego to propozycje z dolnej części festiwalowej tabeli. Paradoksalnie, ostatni z nich może wyjechać z Gdyni z nagrodami.
Magdalena Wieczorek w filmie "Czuwaj" /WFDiF / Monolith Films /materiały dystrybutora

Przygotuj się na najgorsze

Angielski tytuł najnowszej produkcji Roberta Glińskiego - harcerskiego kryminału "Czuwaj" - brzmi "Be prepared". Tak jakby reżyser już na samym początku przestrzegał widza, by przygotował się na najgorsze.

Zawiązanie intrygi jest dość klasyczne: do harcerskiego obozu dokooptowanych zostaje kilku chłopców z poprawczaka. Między dwoma grupami szybko dochodzi do tarć i niesnasek, wzajemne animozje reprezentują liderzy obydwu formacji: grany przez znanego z serialu "Belfer" Mateusza Więcławka Jacek i przedstawiciel chłopaków z bidula - Piotr (Michał Włodarczyk). Dodatkową rywalizację wyzwala wśród chłopców pojawienie się atrakcyjnej pielęgniarki Ewy (Magdalena Wieczorek). Sytuacja zaczyna być jednak naprawdę poważna, kiedy jeden z harcerzy zostaje znaleziony martwy niedaleko obozu.

Reklama

W jawnie nawiązującym do tematyki "Władcy much" dramacie Glińskiego od samego początku zawodzi jednak wiarygodność scenariusza. Niby reżyser proponuje nam wybitnie realistyczną opowieść, od samego początku robi jednak wszystko, byśmy ekranowe wydarzenia traktowali z rezerwą. Jedyny dorosły opiekun obozu, grany przez Leszka Lichotę komendant, tuż po rozbiciu obozu opuszcza młodzież (pewnie wyjechał w Bieszczady na plan "Watahy"); dzięki temu sprytnemu zabiegowi w pozostawionych samopas chłopcach odżywają plemienne instynkty (a propos - jest w tym filmie również mało subtelne nawiązanie do "Uwolnienia" Johna Boormana).

To nie pierwszy raz, kiedy Gliński zabiera się za opowieść o młodzieży: dość przypomnieć ostatnie produkcje reżysera: "Świnki" czy "Kamienie na szaniec". Historię harcerskiej inicjacji wpisuje co prawda w historyczno-polityczny kontekst - tematem obozu jest Powstanie Warszawskie, stanowi to jednak tylko mało znaczące tło sensacyjnej narracji (i źródło najgorszej kwestii filmu, kiedy Ewa zwraca się zalotnie do rannego Jacka słowami: "Mój ty powstańcu"). W prowadzeniu kryminału przegrywa zaś Gliński na każdym zdaniu i każdym geście swoich bohaterów. Zabójstwo młodego harcerza udaje się utrzymać w tajemnicy, mimo obecności policji na miejscu zdarzenia (!); grany przez Zbigniewa Zamachowskiego śledczy sprawia wrażenie mniej lotnego od nastoletnich harcerzy, wreszcie - wprowadzona w charakterze przyszłej ofiary postać Magdaleny Wieczorek  służy w istocie reżyserowi wyłącznie jako erotyczny wabik.

Autentyzm świata nastolatków miał zostać podkreślony przez decyzję o wykorzystaniu w filmie nagrań z kamery wideo. Jeden z harcerzy prowadzi bowiem wizualną kronikę obozu. Także i tu urozmaicenie formatów obrazu przynosi w efekcie zgubny efekt; służy wyłącznie mocno naciąganej próbie wyjaśnienia tajemnicy ekranowych morderstw. Poza tym, czy dzisiejsza młodzież używa jeszcze kamer wideo, czy raczej nagrywa wszystko na telefony komórkowe?

Narkotyki, triathlon i zombie

Zupełnie inną propozycją jest nowy film Łukasza Palkowskiego "Najlepszy". Zrealizowany w stylu tandetnych amerykańskich filmów biograficznych opowiada prawdziwą historię Jerzego Górskiego (Jakub Gierszał), byłego narkomana, a później rekordzisty świata w triathlonowych zawodach Double Ironman. Palkowski wykorzystał wszystkie tricki, które poznaliśmy już przy okazji "Bogów" - nadającą rytm całości rockową muzykę przełomu lat 70. i 80. ("Child in Time" Deep Purple! Ostatni raz tyle pieniędzy na wydatki z tytułu praw autorskich wydano chyba przy okazji "Biletu na Księżyc"  Jacka Bromskiego), uproszczoną, pełną eliptycznych skrótów efektowną (-ciarską?) narrację (za którą winić należy scenarzystów Macieja Karpińskiego i Aghatę Dominik; ciekawe, jak ten film wyglądałby, gdyby napisał go autor "Bogów" i "Sztuki kochania" - Krzysztof Rak) oraz balansujące na granicy pastiszu skrupulatne odtworzenie realiów tamtej epoki. Nowym, zaskakującym elementem tego biopiku jest wzbogacenie gatunku filmu biograficznego o wizualne wzorce zaczerpnięte z rezerwuaru filmów zombie.

Sama historia jest iście hollywoodzka. Górskiego poznajemy pod koniec lat 70. jako nałogowego ćpuna; Palkowski wprowadza nas w narkotyczny świat ówczesnej Legnicy, inicjując ważny dla całości wątek miłosny. Druga część filmu koncentruje się już na późniejszym epizodzie w życiorysie Górskego, w którym najpierw podejmuje wieloletnią walkę z nałogiem, potem zaś rozpoczyna przygotowania do wspomnianego triathlonowego wyścigu.  Temat wychodzenia z uzależnienia od narkotyków rozegrał Palkowski tworząc postać sobowtóra głównego bohatera - trupiego doppelängera, który jest lustrzanym odbiciem Górskiego i przy okazji jego największym wrogiem.

Gierszał i Palkowski tworzą swojego bohatera przy użyciu najprostszych środków wyrazu - dalekiej od subtelności charakteryzacji, balansującej na granicy komizmu nadekspresji, wreszcie  - wykorzystując jako narracyjny motor napędowy całości cudowną metamorfozę Górskiego. Film ratują drugoplanowe kreacje aktorskie: wyrazisty Adam Woronowicz w roli komendanta milicji i ojca wielkiej miłości Górskiego, niezawodny Arkadiusz Jakubik jako trener głównego bohatera oraz miła dla oka Kamila Kamińska w roli lekarki Ewy.

Twórcy "Najlepszego" nie powinni się jednak martwić o frekwencyjny sukces produkcji. Reakcje dziennikarzy po pokazie prasowym były w zdecydowanej większości entuzjastyczne; o tym, że film Palkowskiego  spodoba się publiczności, zaświadcza zaś najlepiej niemal 8-minutowa owacja po galowym seansie w Teatrze Muzycznym. Złoty Klakier - nagroda Radia Gdańsk przyznawana dla najdłużej oklaskiwanego filmu festiwalu - murowany. Kolejny na liście ulubieńców publiczności "Atak paniki" Pawła Maślony nagradzano brawami zaledwie 3 minuty 47 sekund.

A to Polska właśnie

Miłą niespodzianką okazał się w tym kontekście seans debiutu Piotra Domalewskiego "Cicha noc". To rozgrywająca się w trakcie jednego dnia historia przygotowań do wigilii w jednej z wiejskich rodzin na północy Polski. Głównym bohaterem filmu jest Adam (zdyscyplinowany i oszczędny Dawid Ogrodnik), młody chłopak pracujący za granicą, który niespodziewanie przyjeżdża na święta do domu. Tak jak rodzina chłopaka, tak i widz nie zna początkowo celu jego wizyty; obserwujemy napięte relacje z bratem (bardzo podobny do niego Tomasz Ziętek), który parę miesięcy temu uciekł do domu z identycznych saksów. Towarzysząc zaś rodzinnej krzątaninie, poznajemy kolejnych członków rodziny: ojca, który dwa miesiące wcześniej odstawił alkohol (Arkadiusz Jakubik), zamartwiającą się synami matkę (Agnieszka Suchora), nie stroniącego od kielicha ekscentrycznego dziadka (Paweł Nowisz) czy pomagającą w przygotowaniach ciotkę (Jowita Budnik).

Domalewski umiejętnie zamyka nadciągającą rodzinną psychodramę w czterech ścianach mieszkania (duża w tym zasługa operatora Piotra Sobocińskiego jra), zgrabnie buduje napięcie między skonfliktowanymi z niejasnych powodów braćmi, wreszcie z niezwykłym wyczuciem i poczuciem humoru rejestruje swojski koloryt świątecznego spędu: obowiązkowa wódeczka, wymuszone żarciki, złośliwe przekomarzania, żenujące rytuały - kultura ludowa.  

Całość zmierza oczywiście ku nieuniknionej katastrofie; Polska, której obraz proponuje nam Domalewski, ma w sobie zarówno błotnistą przaśność Smarzowskiego, jak i tragiczną obrzędowość kina Marcina Wrony. Inaczej niż we wspomnianym filmie Glińskiego "Czuwaj" sprawdza się tu też motyw kamery cyfrowej, którą Adam przywozi ze sobą, by filmować rzeczy dla mającej przyjść na świat córki. To w tym drgającym, VHS-owym obrazie, w kontrze do "oficjalnej" kamery Sobocińskiego, buduje się zarówno fabularne napięcie, jak i czarny humor tego filmu. Domalewskiemu udaje się też nie zepsuć końcówki; mimo iż widownia domyśla się zakończenia, reżyser prowadzi historię w sposób, który nie obraża inteligencji widza. To oczywiście zależy też w dużej mierze od samego odbiorcy filmu.  

Tomasz Bielenia, Gdynia

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gdynia 2017
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy