Reklama

Podbija Hollywood. Jej pierwsza główna rola w polskim filmie zwala z nóg

"Chciałabym, żeby pamiętali, że każdy z nas toczy własną walkę; żeby przystanąć, wysłuchać i zrozumieć innych. Najpierw im uwierzyć" - mówi Interii Dagmara Domińczyk w odpowiedzi na pytanie o to, co chciałaby, aby widzowie zapamiętali po seansie "Rzeczy niezbędnych" Kamili Tarabury. W wywiadzie aktorka opowiada również o kulisach powstania filmu, swojej bohaterce, powrocie do Polski i wyzwaniach.

Dagmara Domińczyk: Polka podbija Hollywood

Dagmara Domińczyk nie stroni od trudnych i emocjonalnych ról. Aktorka, która wyjechała do Stanów Zjednoczonych wraz z rodziną w 1983 roku, od lat gra w uznanych filmach i serialach. Od czasu "Zakazanego owocu", w którym wystąpiła u boku takich aktorów jak Edward Norton i Ben Stiller, zagrała w kilkunastu docenianych produkcjach.

Reklama

W jej filmografii znalazły się taki tytuły ja m.in. "Hrabia Monte Christo", "Samotne serca", "Przełamując wiarę", "Asystentka", "Córka" z Olivią Colman w reżyserii Maggie Gyllenhaal, zeszłoroczna głośna "Priscilla" czy tegoroczna "Dziewczyna Millera". Na przestrzeni lat wystąpiła w wielu uznanych serialach - zaczynając od gościnnych ról w "Przez 24 godziny", "Żonie idealnej", "Impersonalnych", "Zakazanym imperium", "W garniturach".

Zachwyciła wszystkich oczywiście w "Sukcesji" - jednym z najważniejszych i najbardziej docenionych seriali ostatnich lat. Dagmara Domińczyk wcieliła się w nim w postać Karoliny Novotney w 34 odcinkach.

"Rzeczy niezbędne" Kamili Tarabury (dla reżyserki, odpowiedzialnej wcześniej za netfliksowy serialowy hit "Absolutni debiutanci", jest to pełnometrażowy debiut fabularny) to pierwszy polski film, w którym Dagmara Domińczyk gra główną rolę. Produkcja ubiega się o statuetkę Szafirowych Lwów na 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. 

"Jak wydarzenia z dzieciństwa wpływają na dorosłe życie? Jak dotrzeć do najpilniej strzeżonych rodzinnych tajemnic?" - takie pytania padają w "Rzeczach niezbędnych", inspirowanych reportażem "Mokradełko" Katarzyny Surmiak-Domańskiej. Dagmara Domińczyk wciela się w rolę Ady, dziennikarki, która wyrusza w podróż, aby pomóc Roksanie zmierzyć się z przeszłością (w roli Roksany występuje Katarzyna Warnke, która jest również współautorką scenariusza).

W rozmowie z Interią Dagmara Domińczyk opowiada o kulisach powstania filmu, swojej bohaterce, powrocie do Polski i wyzwaniach.

Katarzyna Ulman, Interia: "Rzeczy niezbędne" to twoja pierwsza główna rola w polskim filmie. Jak zaczęła się twoja przygoda z tym projektem?

Dagmara Domińczyk: "Rzeczy niezbędne" kręciliśmy w Polsce dosłownie rok temu - zdjęcia zakończyliśmy około października, a zaczęliśmy w połowie sierpnia, więc spędziłam  w kraju prawie trzy miesiące. Sama przygoda zaczęła się tak, że dawno temu grałam na planie filmu "Jack Strong", zagrałam tam malutką rolę... Spędziłam dziewięć dni z Patrickiem [Patrick Wilson, amerykański aktor, a prywatnie mąż Dagmary - przyp. red.] w Warszawie i poznałam panią, która wtedy zajmowała się publicystyką - Jolantą Wąs.  Przez długi czas utrzymywałyśmy kontakt, przesyłała mi różne scenariusze, ale moi chłopcy byli wtedy jeszcze mali, a żadna z tych przesłanych historii nie zrobiła na mnie mocnego wrażenia - potrzebowałam naprawdę wyjątkowego projektu, żeby zostawić chłopaków w domu i pojechać za ocean kręcić film przez kilka tygodni czy miesięcy.

- Pewnego dnia przysłała mi jednak jeden scenariusz i powiedziała: "to jest ten chyba projekt, na który czekałaś". Przeczytałam go i zrobił na mnie niesamowite wrażenie. To jest kino kobiet; tematy mocne, szczere, ciekawe. Jako widz uwielbiam takie filmy, które pozwalają nam samym zadać sobie ważne pytania, albo po prostu wstrząsną mną emocjonalnie. Scenariusz "Rzeczy niezbędnych" sprawił to od pierwszych scen, więc powiedziałam: "dobra, to jest to".

- Wszystko miało pójść pięknie, elegancko... Zdjęcia mieliśmy kręcić latem, a w lutym nagle zmarł mój ojciec. Przechodziłam, powiem ci szczerze, ciężką żałobę i rozsypałam się. Nie wyobrażałam sobie, żebym miała siłę rozpocząć te zdjęcia w sierpniu. Myślałam, że naprawdę nie dam rady. Ale mój mąż, moja agentka oraz Kamila [Tarabura - przyp. red.] oraz Kasia [Warnke; współautorka scenariusza "Rzeczy niezbędnych" - przyp. red.] przyjechały do Nowego Jorku, aby zapewnić mnie, że wszystko będzie dobrze. Pomyślałam sobie, że jeżeli postać Ady, moja filmowa bohaterka - mocna, silna, trzymająca w sobie emocje... Ona też gra, jest pogrążona w bólu, wraca do Polski... Pomyślałam, że ona mi pomoże wrócić do Polski bez ojca. I tak się stało.

Wspomniałaś o Kamili Taraburze i Kasi Warnke. "Rzeczy niezbędne" to debiut filmowy Kamili oparty zresztą na scenariuszu, który napisała wspólnie z Kasią. Podejrzewam, że w tak trudnym okresie oraz przy pracy nad kobiecym, mocnym filmem wytworzyła się między wami szczególna więź. Jak układała wam się współpraca, na ekranie i poza kamerą?

- Fakt, że dziewczyny przyjechały do Nowego Jorku, żeby się ze mną spotkać, zanim potwierdziłam, iż na sto procent będę kręciła "Rzeczy niezbędne". Spotykałyśmy się przez tydzień, rozmawiałyśmy szczerze od pierwszego spotkania, bo ja inaczej nie potrafię. Okazało się, że znalazłyśmy wspólny język - takiej szczerości aż do bólu.  Czytałyśmy scenariusz, przerabiałyśmy sceny...  w otwartej, ciepłej atmosferze. To dodało mi sił i praca sama się toczyła. Kamili bardzo zależało, żeby historia przedstawiona w filmie była autentyczna i szczera. Wysłuchiwała pomysłów. Kasia miała trudne zadanie - jedną rzeczą jest grać, a drugą - pisać swoją rolę i patrzeć na nią z dwóch stron, jako scenarzystka i jako aktorka. Bardzo dobrze się nam pracowało - atmosfera na planie, wśród ekipy była wspaniała, ludzie opiekuńczy; każdy przychodził z uśmiechem.  Poruszane w naszym filmie tematy są poważne, ale atmosfera na planie była taka, że wszyscy czuliśmy się szczęśliwi, że tam się znajdujemy. Mogliśmy grać ze swobodą, która przy takiej produkcji jest potrzebna.

Pracując nad filmem spędziłaś w Polsce cztery miesiące. Jaki wspominasz ten czas?

- Postać Ady wraca do Polski po trzydziestu latach, ja wracałam co wakacje od dwunastego roku życia dopóki nie rozpoczęłam nauki na studiach. Później wracałam z Patrickiem, więc ten powrót do kraju był powrotem do przeszłości, ale takim, który dawał mi komfort, zawsze czułam się wspaniale. Teraz jednak leciałam do Polski opuszczonej przez mojego ojca. Widywaliśmy się przez te lata, to w Nowym Jorku, to w Polsce... Z powodu różnych okoliczności w ciągu trzech lat straciłam dwie babcie, ciocię, brata ciotecznego i na koniec ojca.

- Nagle ta Polska, moje Kielce, były puste. Z jednej strony tyle pięknych wspomnień, a z drugiej -  czułam się, jakbym nie była u siebie, ponieważ brakowało mi rodziny. Ze względu na zdjęcia, które odbywały się w Warszawie i w Rybniku, to wytłumaczyłam sobie, że tym razem jestem w pracy i mogę poznać Polskę troszkę inaczej; że duch, energia mojego ojca dodawała mi sił. Na koniec poczułam się jak w domu i powiedziałam sobie, że muszę częściej wracać, bo tu jest moja cała przeszłość.

Wychowałaś się w Stanach, grałaś w wielu filmach, zachwyciłaś w "Sukcesji". Każdy cieszy się z sukcesów aktorów za granicą. Jak odnaleźć się w tym szalonym świecie show-biznesu?

- Nie do końca mogę odpowiedzieć na to pytanie - wyjechałam z Polski mając prawie siedem lat, wychowałam się w Nowym Jorku i odebrałam całą edukację w Stanach Zjednoczonych, od podstawówki do studiów. Myślę, że dla Hollywood mam bardzo ciekawą historię - zawsze mówiłam o ojcu jako działaczu Solidarności, ale nikt nie patrzył na mnie jak na obcokrajowca, nie miałam przeszkód na swojej drodze. Nazwiskiem to im dałam popalić, ale nie mogę porównywać się na przykład do aktorek, które kończyły studia teatralne w Polsce czy Hiszpanii, które przyjeżdżały do Stanów, marzyły o sukcesie i musiały poradzić sobie z różnymi przeszkodami.

- Ja tego nie miałam, może gdzieś były jakieś komentarze, ale nie przejmowałam się tym, bo byłam dumna z tego, że urodziłam się w Polsce, że tam się wychowałam będąc dzieckiem. Ciężko też pracowałam, aby dostać się na studia aktorskie, jak wiele innych aktorek. Może nie wyglądałam jak amerykańska gwiazda, ale miałam szczęście i jakoś mi się udało.

Wracając do "Rzeczy niezbędnych" - Ada, twoja filmowa bohaterka nie ma łatwych relacji ze swoim chłopakiem, walczy z demonami przeszłości. Jak podeszłaś do budowania tej postaci?

- Ponieważ w życiu osobistym przechodziłam żałobę i czułam się krucha, popatrzyłam na Adę jako źródło siły i mocy, bo moja filmowa bohaterka jest postacią, która próbuje odnaleźć prawdę. W pewnych chwilach się rozpada, ale moim zdaniem to czyni ją człowiekiem. To osoba, która przeżyła traumę, ale zamknęła pewną szufladkę i po prostu poszła dalej. Nie chciała opowiadać swojej historii osobistej, ale opowieści innych ludzi; tych, co cierpią. Wszystko było w porządku, ale kiedy zaszła w ciążę po wielu latach ta myśl, że zostanie matką trochę ją przeraziła.

- Podobnie jak ona jestem obserwatorką, ale ja dużo mówię, a Ada była taka cicha, mocna. To dało mi na planie siłę. Przez pierwsze tygodnie mieliśmy próby w Warszawie z Kamilą, Kasią, innymi aktorami, przymiarki kostiumów. I potem wybraliśmy się do Rybnika. Pamiętam, że już się czułam ok. Przerobiłam wszystko. Pojechałam na zdjęcia i nagle wiadomość z Nowego Jorku - o tragedii mojej bardzo bliskiej przyjaciółki, też z rodziny emigrantów, wychowałyśmy się w tej samej dzielnicy. Znalazłam wtedy oparcie w postaci, którą grałam.

"Rzeczy niezbędne" poruszają ważne i trudne tematy. Co chciałabyś, aby zostało w widzach po seansie?

- Chciałabym, żeby pamiętali, że każdy z nas toczy własną walkę; żeby przystanąć, wysłuchać i zrozumieć innych. Najpierw im uwierzyć. A jeżeli sami przechodzą jakąś traumę czy przez trudne chwile, to mieć odwagę zapytać o pomoc.  Życie jest krótkie i niepewne; nie wiadomo, co się wydarzy i trzeba dążyć do własnego szczęścia. Mniej krytyki i oceniania, a więcej empatii. Żebyśmy poczuli się trochę mniej samotni.

Premiera "Rzeczy niezbędnych" już 27 września. A co dalej? W jakich produkcjach zobaczymy się w niedalekiej przyszłości?

- Od wakacji do wczoraj kręciłam zdjęcia do serialu. W planach mam dwa - jeden z Jessicą Chastain. Cudowanie się z nią grało. To będzie serial dla Apple TV, ale jeszcze nie znamy tytułu. Drugi serial, w którym ostatnio wystąpiłam, mogę otwarcie powiedzieć, że będzie fantastyczny, to produkcja z Jasonem Batemanem i Judem Law - gram jego eksmałżonkę. Serial ["Black Rabbit" - przyp. red.] opowiada historię dwóch braci, a akcja rozgrywa się w Nowym Jorku. Jeden z bohaterów próbuje się pozbierać po trudnych przejściach, drugi z kolei próbuje mu pomóc. Przyglądamy się relacji między nimi, ich rodzinami. A co teraz? Zobaczymy co będzie dalej. Patrick teraz do listopada kręci film w Londynie, a ja mogę być po prostu mamą.

Marzysz o zagraniu jakiejś konkretnej roli czy postaci?

- Moim marzeniem jest robić wszystko tak, jak teraz - grać z fajnymi, serdecznymi ludźmi; żadnych egoistów. Bardziej ciągnie mnie do współpracy ludzi niż szukania wymarzonej roli. To może być mała rola, ale w projekcie, który miałby coś do przekazania; był dobry. I żeby ekipa oraz obsada byli po prostu pełni pasji i zaangażowania.

Zobacz też: "Ballerina": John Wick ma godną następczynię. Jest zwiastun długo oczekiwanego filmu

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dagmara Domińczyk | Rzeczy niezbędne | Katarzyna Warnke
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy