O tym filmie było głośno już od jakiegoś czasu. KSU - to ważny zespół, wręcz ikona punkrocka w Polsce. Cel reżysera "Idź po prąd", Wiesława Palucha, oraz współscenarzysty filmu, Domana Nowakowskiego, był jednak inny. Na przykładzie opowieści o kultowej kapeli z Ustrzyk Dolnych, postanowili opowiedzieć o Polsce lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, o fenomenie polskiego rocka w cieniu polityki. I to się, mniej więcej, udało.
KSU działa nieprzerwanie do dzisiaj. Zespół powstał w 1977 roku i wciąż lideruje mu Eugeniusz "Siczka" Olejarczyk zagrany w filmie przez Ignacego Lissa.
Akcja skupia się przede wszystkim na pierwszym, partyzanckim okresie działalności zespołu. Są młodzi, namiętni, chcą korzystać z życia. W niewielkich Ustrzykach Dolnych, w Bieszczadach, mniej doskwiera im polityka sama w sobie, co komunistyczny pręgierz reguł i obostrzeń. Jak mają wyglądać, zachowywać się, ubierać.
Pokoleniowym buntem była wówczas muzyka rockowa, punkowa, bluesowa, przemycana z Zachodu, słuchana ukradkiem w radiu, przywożona nielegalnie na płytach. Dla KSU największą inspiracją będzie punk, muzyka krzyku i prowokacji, odkryta dzięki przemyconej z Londynu kasecie magnetofonowej z muzyką Sex Pistols. Chłopcy z Ustrzyk chcieli wyglądać tak samo jak Johnny Rotten, Sid Vicious i spółka. Przebijali uszy agrafkami, zakładali łańcuchy, na targu wypatrywali skórzanych kurtek. Włosy na żelu, irokez. Tak rodził się ustrzycki rock, punk rock. Tak narodziło się KSU.
W filmie Palucha z dobrymi zdjęciami Artura Żurawskiego czuje się ów klimat niezgody młodych na stagnację późnych lat siedemdziesiątych - aż do stanu wojennego. Twórcy odnotowują najważniejsze momenty w historii zespołu, na przykład list wysłany przez nich, nie do końca serio, do Radia Wolna Europa z prośbą o nadawanie w rozgłośni "muzyki wolnych ludzi". List dotarł do adresatów, na antenie RWE pojawiała się audycja o punk rocku, a w Ustrzykach wybuchła wielka afera.
Nie jedyna: sceny z koncertami muzyków KSU, niewątpliwie ciekawe i dobrze sfilmowane, stają się pretekstem do opowiedzenia czegoś więcej o obyczajowości tamtych czasów. PRL walczyło z nieprawomyślnymi. Zespół KSU miał własne dochodzenie, pod kryptonimem "Żyletka", oskarżenia były natomiast takie same, co zawsze, przy podobnych okazjach. Nihil novi sub sole. Te same zarzuty słyszymy przecież wciąż w Rosji czy w Białorusi. Dlatego tak ważną postacią w filmie jest, grany przez Piotra Głowackiego, oficer Majak, przedstawiciel komunistycznego betonu na przestrzeni lat utrudniającego Siczce i reszcie zespołu karierę.
Wiesław Paluch nie jest w filmie mistrzem reżyserskiej zręczności. Historia, jak na opowieść o punk rocku, prowadzona jest zbyt gładko, potoczyście, bez szwów. Autor kilku dokumentów i niezależnego filmu "Motór" z 2005 roku, osadza historię KSU w ramach reguł kina środka. I w tym gatunku "Idź pod prąd" w miarę się sprawdza. Od konfliktu do sukcesu, od romansu do używek. Młodzi, jeszcze w większości mało znani aktorzy, grają żarliwie i ofiarnie. Poza Ignacym Lissem, na pewno warto zwrócić uwagę na Bartłomieja Deklewa, Wiktorię Kruszczyńską, Zuzannę Galewicz, Macieja Piotrowskiego czy Igora Paszczyka.
Samemu filmowi brakuje jednak punkowego pazura: nonszalancji i prowokacji. W utworze "Pod prąd" z debiutanckiej płyty zespołu, który dał również tytuł samemu filmowi, KSU śpiewają: "Nie próbuj nigdy iść pod prąd / Nie próbuj nigdy szukać przyczyn / Z szeregu nie wyłamuj się / Bo jesteś niczym, niczym / Nie próbuj nigdy mówić nie / Nie próbuj nigdy szukać przyczyn / Jednostka wszakże zerem jest / Ty również jesteś niczym / Nie po to urodziłeś się / By z góry patrzeć na tłum szary / Jesteś niewielkim elementem / Z numerem w aktach zapisanym / Idź pod prąd! / Idź pod prąd! / Idź pod prąd! / Idź pod prąd!".
Tego "pod prąd" trochę mi w filmie zabrakło.
6/10
"Idź pod prąd", reż. Wiesław Paluch, Polska 2024, dystrybutor: Dystrybucja Kinowa TVP, premiera kinowa: 27 września 2024 roku.