"Powidoki" [recenzja]: Zmęczone oczy Bogusława Lindy
Niezłomnej postawie jednostki wobec totalitarnemu systemowi poświęcony jest najnowszy film Andrzeja Wajdy "Powidoki". Cały film dźwiga na swych barkach odtwórca roli Władysława Strzemińskiego - Bogusław Linda.
Trudno uwolnić się od nieco niewygodnej, ale oczywistej analogii - przed pierwszym polskim pokazem "Powidoków" przygotowano Andrzejowi Wajdzie specjalną niespodziankę. W Teatrze Muzycznym pojawili się ikoniczni aktorzy z jego filmów: Maja Komorowska, Andrzej Seweryn, Grażyna Szapołowska, Robert Więckiewicz i Anna Seniuk, którzy z okazji obchodzonych w tym roku przez reżysera 90. urodzin postanowili złożyć mu hołd i najserdeczniejsze życzenia.
Mistrz pojawił się na scenie z asekurującym jego kroki chodzikiem; w towarzystwie producenta Michała Kwiecińskiego powoli przemieszczał się w kierunku specjalnie przygotowanego fotela. Pierwsze ujęcie "Powidoków"? Pozbawionego nogi i jednej ręki Wiesława Strzemińskiego poznajemy podczas studenckich plenerów. Stoi na niewielkim wzgórzu, po czym porzuca kule i zaczyna turlać się po ziemi w dół w kierunku zapatrzonych w niego jak w obraz podopiecznych.
Motoryczna ułomność Strzemińskiego determinuje wizualną formę "Powidoków" - najnowszy film Wajdy w dużej mierze rozgrywa się we wnętrzach, głównie w mieszkaniu artysty. Fizyczna nieruchomość bohatera niejako zapowiada też niespieszny rytm całej opowieści - kameralny i ascetyczny film Wajdy poświęcony jest właściwie jednemu zagadnieniu - walce Strzemińskiego z komunistycznym reżimem. "Powidoki" to bolesne świadectwo idealistycznego oporu stawianego władzy przez wybitnego artystę; równocześnie pokłosie konsekwencji, jakie trzeba zapłacić za wierność artystycznym ideałom.
Zastanawia mnie, dlaczego Wajda wybrał właśnie Strzemińskiego na bohatera własnego filmu. Wiemy, że są malarze, którzy byli mu o wiele bliżsi (Wróblewski, Malczewski, Wyspiański). Strategia Wajdy-reżysera wobec komunistycznej dyktatury różniła się wyraźnie od bezkompromisowego stanowiska Strzemińskiego - być może w twórcy teorii powidoków dostrzegł Wajda figurę niedościgłego ideału? W jego spojrzeniu Strzemiński jawi się jako męczennik przegranej sprawy, bezkompromisowy idealista, człowiek niezłomny.
Twarzą Strzemińskiego jest oblicze Bogusława Lindy. Ten film należy wyłącznie do niego. Owszem, pojawiają się tu drugoplanowe postaci: zauroczona profesorem studentka w kreacji Zofii Wichłacz, przyjaciel Strzemińskiego - poeta Julian Przyboś (Krzysztof Pieczyński), czy córka bohatera, grana przez Bronisławę Zamachowską. "Powidoki" są jednak skonstruowane jako film jednego aktora. Charakterystyczny grymas - znak firmowy Bogusława Lindy - obserwować będziemy tu nader często.
"Powidoki" zrealizowane są w konwencji historycznego bryku. Jeśli ktoś nie zna twórczości Strzemińskiego, dowie się z filmu Wajdy o wszystkich najważniejszych teoriach głoszonych przez malarza. Dydaktyczno-edukacyjny walor opowieści uzupełni zaś skrótowy zarys politycznych niepokojów ówczesnej Polski (w postać demonicznego ministra kultury wcielił się specjalizujący się w podobnych rolach Szymon Bobrowski). Jeśli szkoły masowo mają wysyłać dzieci na "Smoleńsk", powinny to robić również w przypadku "Powidoków".
O tym, jak bardzo różnią się te dwa filmy najlepiej zaświadcza jedna z finałowych scen w obrazie Wajdy. Główny bohater - złamany przez system zdesperowany kaleka - dostaje dorywczą pracę w salonie odzieżowym z manekinami. W trakcie wykonywania swych obowiązków nie wytrzymuje nerwowo i demoluje sklepową wystawę. Finałowe ujęcie ze Strzemińskim leżącym na witrynie u boku porozrzucanych manekinów - w tle widzimy zwyczajną łódzką ulicę - przywołuje na myśl najsłynniejsze momenty kina Wajdy, ze słynną sceną z "Popiołu i diamentu" z odwróconym krzyżem z Chrystusem. W ten sposób Mistrz udowadnia, że stać go jeszcze na kolejne obrazy.
6/10
"Powidoki", reż. Andrzej Wajda, Polska 2016, dystrybucja: Akson Dystrybucja, premiera kinowa: 13 stycznia 2017 roku.