Reklama

To były najlepsze filmy roku

"The Social Network" czy "Jak zostać królem"? "Incepcja" czy "Czarny łabędź"? Który obraz dostanie w tym roku najważniejszą w świecie filmowym nagrodę.

Po raz drugi z rzędu aż dziesięć obrazów powalczy o miano najlepszego filmu roku. Który z nich ma największe szanse, by przejść do historii jako 83. produkcja nagrodzona najbardziej cenionym Oscarem?

"Jak zostać królem"

Film Toma Hoopera, ma najwięcej, bo aż dwanaście nominacji, ale mimo tego nie jest uważany za tegorocznego oscarowego faworyta. Trzeba jednak przyznać, że młodemu angielskiego reżyserowi udało się stworzyć bardzo wiarygodny portret wybitnej jednostki, która zmuszona sytuacją, potrafiła pokonać własne słabości i podjąć narzuconą jej społeczną rolę.

- Dzieło Hoopera przynależy do kategorii filmów, które lubię nazywać 'perełkami'. Świetnie zagrane, z doskonale skonstruowanym scenariuszem, błyskotliwymi dialogami, muzyką, scenografią wyizolowującą poszczególne postacie... 'Perełka', którą z przyjemnością się ogląda - pisała w naszej recenzji filmu Martyna Olszowska.

Reklama

Przeczytaj recenzję filmu "Jak zostać królem" na stronach INTERIA.PL

Czy jednak to wystarczy, żeby zostać najlepszym filmem roku? Osobiście wątpię i wróżę sukcesy obrazowi Hoopera raczej w kategorii: najlepszy aktor (Colin Firth już w zeszłym roku zasługiwał na zwycięstwo) i w kategoriach technicznych.


"Prawdziwe męstwo"

Także najnowsze dzieło braci Coen mimo dziesięciu oscarowych szans raczej będzie się musiało obejść w tym roku smakiem. Tak naprawdę faworytem jest jedynie odpowiedzialny za zdjęcia Roger Deakins, dla którego to już ósma nominacja i najprawdopodobniej członkowie Akademii zdecydują się wreszcie docenić jego starania.

Co do samego dzieła, to wspomniana już Olszowska dywagowała: - 'Prawdziwe męstwo' to film bardzo dobry, ale czy najlepszy w tym roku? Czujemy, że Coenowie chcą pokazać coś więcej, ale ugrzęźli w samej stylistce gatunku, która zdominowała inne elementy.

Przeczytaj recenzję filmu "Prawdziwe męstwo" na stronach INTERIA.PL

Wiadomo jednak, że Amerykanie są zakochani w westernach oraz... braciach Coen, a ich połączenie może przynieść zaskakujący oscarowy efekt.


"The Social Network"

Najczęściej nagradzany na przedoscarowych imprezach film, nie tylko z tego powodu mający największe szanse na zgarniecie najważniejszej statuetki nagiego rycerza. David Fincher, podobnie jak Tom Hooper, także nakręcił obraz o wybitnej jednostce, z tą jednak różnicą, że jego Mark Zuckerberg (założyciel Facebooka) sam decyduje o swojej roli społecznej.

- Ta kolejna historia 'od biednego studenta do miliardera' w rękach Finchera zmienia się w solidne kino, w którym choć nie brakuje typowych schematów dla tego typu historii, to ogląda się je z przyjemnością - pisze w recenzji filmu Piotr Mirski.

Przeczytaj recenzję filmu "The Social Network" na stronach INTERIA.PL

"The Social Network" jest jednak tegorocznym oscarowym faworytem głównie z powodu tego, o czym opowiada. W czasach, gdy wiele osób nie pamięta już, jak żyło się przed Facebookiem, brak najważniejszej, od dawna oczekiwanej nagrody, byłby niczym policzek dla kilkuset milionów jego użytkowników.


"Incepcja"

Podobnie jak "The Social Network" osiem nominacji do Oscara ma też najnowszy film Christophera Nolana. "Incepcja" jest jednak przede wszystkim kandydatem do Oscarów technicznych (dźwięk, montaż dźwięku, scenografia, efekty specjalne, muzyka) i to o nie najprawdopodobniej zawalczy.

- 'Incepcja' to 'Ocean's Eleven' na kwasie, części składowe są podobne, ale ich faktura i skala uległy zmianie. Grupa profesjonalistów, genialny plan, wysoka stawka i przysłowiowy 'ostatni skok w życiu'. Różnica polega na tym, że kasyna i banki zastępuje ludzki umysł, a zamiast pieniędzy kradnie się tutaj idee - pisał o filmie Mirski, w trzech krótkich zdaniach perfekcyjnie oddając jego charakter.

Przeczytaj recenzję filmu "Incepcja" na stronach INTERIA.PL

"Incepcja" to bowiem klasowe kino rozrywkowe i chociaż w ostatnim czasie takim filmom skutecznie udaje się powalczyć o najważniejszego Oscara, to tym razem raczej tak nie będzie. Tym bardziej, że Nolan nie należy do ulubieńców Akademii. Zbyt zdolny?


"Fighter"

W porównaniu do konkurentów obraz Davida O. Russella ma tylko siedem nominacji, ale realne szanse na zdobycie każdą ze statuetek. Najbardziej prawdopodobne są te aktorskie: w kategorii najlepszy aktor drugoplanowy dla Christiana Bale'a oraz jej żeńskim odpowiedniku dla Melissy Leo... lub Amy Adams.

"Fighter" jako jedyny oscarowy film wejdzie do naszych kin już po ceremonii rozdania statuetek. To niedopatrzenie nie powinno zrażać jednak polskich widzów do produkcji. Obraz Russella to klasowe kino sportowo-obyczajowe, znacznie różniące się od dotychczasowych filmów, opowiadających o legendarnych sportsmenach.

Tu nacisk położony jest bardziej na tło społeczne oraz warunki, w jakich grany przez Marka Wahlberga Micky Ward musi egzystować, jednocześnie marząc o tytule bokserskiego mistrza świata. Świetnie wygrane są też relacje między nim a jego otoczeniem i rodziną, zwłaszcza granym przez Bale'a bratem, który zaprzepaścił własną karierę.


"127 godzin"

Poprzedni film Danny'ego Boyle'a - "Slumdog. Milioner z ulicy" - święcił triumfy na oscarowej gali dwa lata temu. Miał dziesięć nominacji i zdobył aż osiem statuetek. Tym razem nie wróżę angielskiemu reżyserowi takich sukcesów. "127 godzin" ma co prawda sześć szans na nagrodę, ale moim zdaniem zbyt mocnych konkurentów w każdej z nich.

- Seans tego filmu jest doświadczeniem w dużym stopniu fizycznym. Boyle'owi i spółce udało się osiągnąć efekt projekcji-identyfikacji widza z bohaterem - pisze o obrazie Jacek Dziduszko i dodaje, że w "127 godzinach" emocje sięgają zenitu, a zdjęcia przyprawiają o szczękopad.

Przeczytaj recenzję filmu "127 godzin" na stronach INTERIA.PL

Nie zmienia to jednak faktu, że najnowszy obraz angielskiego reżysera nie ma epickiej siły jego poprzedniego filmu i poświęcający rękę dla dalszego egzystowania ryzykant, wzbudza mniej sympatii niż asystent herbaciarza, który wygrywa telewizyjny teleturniej.


"Czarny łabędź"

Nie da się ukryć, że raczej nikt nie zabierze w tym roku Oscara Natalie Portman, ale poza tym trudno przypuszczać, żeby film Darrena Aronofsky'ego pokusił się o jeszcze jakąś statuetkę. Oczywiście "Czarny łabędź" ma szansę na nagrody w kategoriach technicznych (zdjęcia, montaż), ale przyznanie mu najważniejszego pokrytego 24-karatowym złotem rycerza byłoby ogromnym zaskoczeniem.

- Jeśli miałbym powiedzieć, czy Darren Aronofsky nakręcił dobry film, wolałbym uciec do stwierdzenia, że 'Czarny łabędź' jest zaskakującym obrazem. Osadzenie opowieści o świecie baletu w estetyce kina grozy było bowiem ryzykownym pomysłem - pisał w naszej recenzji filmu Tomasz Bielenia.

Przeczytaj recenzję filmu "Czarny łabędź" na stronach INTERIA.PL

To, czy przedsięwzięcie amerykańskiego reżysera się powiodło, należy już zostawić do indywidualnej oceny poszczególnych odbiorców. "Czarny łabędź", który reklamowano jako jeden z najważniejszych filmów roku, był nim jednak z całą pewnością.


"Toy Story 3"

Nie ma innej opcji. "Toy Story 3" na pewno zostanie najlepszą animacją roku, a oprócz tego jest też jednym z niewielu filmów rysunkowych - podobnie jak m.in. zeszłoroczny "Odlot", która zawalczy o najważniejszą statuetką w filmowym światku. Już to dowodzi jak ogromny sukces odniósł nie tylko ten film, ale cała seria.

- 'Toy Story 3' stanowi wspaniałe zwieńczenie towarzyszącej nam już od 15 lat trylogii. Spełnia się w tej roli znakomicie, puszczając oko tu i tam do widza, który dojrzewał razem z serią. Jednocześnie najnowsza odsłona historii zabawek nie zapomina, że musi sprawdzić się też jako film - pisał o animacji Stanisław Liguziński.

Przeczytaj recenzję filmu "Toy Story 3" na stronach INTERIA.PL

Brawa dla twórców, którzy wychowali na swoich filmach kilka pokoleń dzieciaków. Podobnie jak swego czasu "Ojciec chrzestny", "Powrót do przeszłości", "Władca pierścieni" czy "Matrix", "Toy Story" jest kolejną trylogią i co ważne - pierwszą animowaną, która przejdzie do historii kina.

"Wszystko w porządku"

Dwa ostatnie filmy, które znalazły się w dziesiątce dowodzą, że członkom Akademii zdarza się czasem przychylnym okiem spojrzeć na niezależne kino amerykańskie. I mimo że film Lisy Cholodenko, a także ostatni z nominowanych - "Do szpiku kości" Debry Granik - mają tylko po cztery nominacje (przede wszystkim aktorskie), to sam fakt znalezienia się ich obok przede wszystkim komercyjnych produkcji już jest sporym sukcesem.

- 'Wszystko w porządku' to pogodna i spokojna opowieść o umacnianiu własnego poczucia spełnienia - pisze o obrazie Piotr Mirski. I dodaje: - Postacie w filmie są pełnokrwiste, poszczególne sytuacje naszkicowano w sposób wiarygodny, delikatność nie przetapia się w nijakość i nawet banały nie brzmią tu banalnie.

Przeczytaj recenzję filmu "Wszystko w porządku" na stronach INTERIA.PL

To wszystko decyduje o wyjątkowości filmu Cholodenko, który nawet jeśli nie dostanie żadnej statuetki (moim zdaniem największe szanse ma na nią za najlepszy scenariusz oryginalny), to i tak okazał się jednym z największych pozytywnych zaskoczeń roku.


"Do szpiku kości"

Krytyków zachwycił także obraz Debry Granik (o czym świadczą najlepiej nagrody w Sundance, Berlinie czy Wrocławiu), który jako jedno z nielicznych dzieł, jakie trafiają do szerokiej dystrybucji pokazuje zupełnie nieznane oblicze USA, daleko odbiegające od tego, jak przedstawiają Stany hollywoodzcy reżyserzy.

- Granik pokazuje w swoim filmie drugą stronę amerykańskiego snu, odziera mit, pokazując, że w niektórych regionach USA wszystko jest zdeterminowane przez urodzenie. Jednocześnie jej film sprawia wrażenie smutnej, a momentami także strasznej baśni wypełnionej archetypami: wędrówki, męczennika, nieobecnego ojca - można przeczytać w naszej recenzji "Do szpiku kości".

Przeczytaj recenzję filmu "Do szpiku kości" na stronach INTERIA.PL

"Do szpiku kości" raczej nie może liczyć na żadnego Oscara, ale świetny scenariusz, a także kreacje Jennifer Lawrence i Johna Hawkesa z pewnością zaprocentują w przyszłości. Mimo znakomitego poziomu, jaki reprezentuje, film Granik jest jednak zbyt mało medialny, aby mógł zagrozić tegorocznym faworytom.

Przypomijmy, że Nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej zostaną wręczone 27 lutego, w Kodak Theatre w Los Angeles. Transmisję z 83. gali wręczenia Oscarów przeprowadzi - jako jedyna polska stacja telewizyjna - Canal+. Relacja także w INTERIA.PL.

Zobacz nasz raport specjalny poświęcony Oscarom!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: łabędź
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy