Reklama

"Między nami żywiołami": Nie płacz, Wodek [recenzja]

Najnowsza produkcja Pixara to film, który bardzo chciałbym pokochać, ale jakoś nie potrafię. Jest słuszne przesłanie, jest przemyślany świat przedstawiony, którego zasady ciekawie korespondują z naszą codziennością, jest zachwycająca warstwa wizualna. Czego zatem zabrakło? Interesujących postaci i fabuły, niestety.

Rzecz dzieje się w Żywiołowie, metropolii zamieszkałej przez cztery rodzaje żywiołaków — ognistych, wodnych, powietrznych i ziemnych. Chociaż zróżnicowana populacja dzieli przestrzeń miasta, wszyscy hołdują zasadzie, że przedstawiciele różnych ras się nie mieszają. Tu pojawia się problem, bo oto Iskra, żywiołak ognia, łączy siły z Wodkiem, wodnym urzędnikiem, by uratować sklep swojego ojca. Początkowo współpracują z obowiązku, ale z czasem zaczynają coś do siebie czuć. Tylko jak to tak? Wodnik z żywiołaczką ognistą? Tak się nie da, przecież on ją zgasi, ewentualnie ona go wyparuje. Tak przynajmniej się wszystkim wydaje. 

Reklama

Oczywiście pod prostą opowiastką o zakazanej miłości kryje się antyrasistowskie przesłanie. Szybko okazuje się, że "ogniki" mają w Żywiołowie status niechcianych - bo tylko palą wszystko i w ogóle sprowadzają wszędzie zagrożenie. W dodatku mają ognisty temperament i bywają wybuchowe, a z frustratami nie ma co się zadawać. Naiwny i skory do wzruszeń Wodek uważa jednak, że "Ognik też żywiołak" i robi wszystko, by zbliżyć się do Iskry oraz wprowadzić ją w swój świat. Natomiast gdy jest ona wyszydzana lub ignorowana z racji swojego żywiołu, reaguje natychmiastowo i emocjonalnie. Ładne, słuszne przesłanie... Tyle że "Zwierzogród" zrobił to wcześniej i lepiej. 

Największą bolączką "Między nami..." jest para głównych bohaterów. Szczególnie Wodek wypada na początku nader irytująco. Płaczący z byle powodu, flegmatyczny głównie irytuje i trudno uwierzyć, by Iskra mogła zapałać miłością do takiego mazgaja. Z kolei żywiołaczka ognia jest pisana na jedną nutę. Natomiast jej wewnętrzny konflikt na zasadzie "pragnienie rodziny przed moimi" przypomina nieco "Nasze magiczne Encanto". Tyle że tutaj zamiast zacietrzewionej babci (najokropniejszej na świecie swoją drogą) mamy zacietrzewionego ojca (też okropnego, ale wiadomo, babcia z "Encanto" najgorsza). Znowu powtórka. 

Film wygrywa natomiast kreacją świata żywiołaków. Bardzo dobrze wypada przedstawienie przedmiotów i zasad funkcjonujących w naszym świecie, które istnieją także w Żywiołowie, chociaż nie powinny mieć tam racji bytu. Na przykład płoty, przez które Wodek po prostu przechodzi, a Iskra się przepala. Niemniej to tylko przyprawy, które — nawet najlepsze — nie pomogą, jeśli główne danie jest niedogotowane. W "Między nami..." brakuje magii i serca. Wzruszenia wypadają sztucznie. Romantyczne momenty są jakby przepisane z podręcznika "jak złapać widza za serce — zrób to sam". I jeszcze ten Wodek, który nawet jak nie jęczy, to gada takim płaczliwym tonem. 

"Między nami żywiołami" to kolejny niewypał Pixara po "Buzzie Astralu". Ja wiem, że nie można ciągle wygrywać, ale ojcowie "Toy Story" przyzwyczaili nas jednak to jakiegoś poziomu. Historia Wodka i Iskry to fajny szkielet filmu, na którym zabrakło mięska, składającego się z prawdziwych emocji i uczuć. Dodać przekonującego antagonistę, lepsze zawiązanie akcji, prawdziwą stawkę — może wówczas film działałby lepiej. No, trudno. Nie ma co się mazać (jak wiadomo kto), tylko liczyć, że studio jeszcze zapewni nam takie wzruszenia, jak w "Odlocie". 

5/10 

"Między nami żywiołami" (Elemental), reż. Peter Sohn, dystrybucja: Disney, premiera kinowa: 14 lipca 2023 roku

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Między nami żywiołami
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy