Reklama

Jessica Chastain: To jej czas

Jak to jest - nagle stać się gwiazdą? Jessica Chastain, która przez osiem lat funkcjonowała w branży filmowej jako znana tylko nielicznym aktorka telewizyjna, poznała to uczucie w pokoju hotelowym w Toronto, po długim i pracowitym dniu, kiedy zmęczona, głodna i nieco marudna próbowała wyciszyć się przed snem. Wcześniej jednak sprawdziła swoją skrzynkę pocztową i...

- Znalazłam w niej wiadomość od Kathryn Bigelow - wspomina 35-letnia aktorka. - Byłam tak zaskoczona, że na cały głos zawołałam: "Że co?!".

Bigelow, która w 2010 r. jako pierwsza kobieta w historii odebrała Oscara dla najlepszego reżysera za film "The Hurt Locker. W pułapce wojny", chciała porozmawiać z Chastain o swoim nowym projekcie - filmie opowiadającym o polowaniu na Osamę bin Ladena. Dziś wiemy już, że rozmowa ta potoczyła się po myśli obu kobiet: Chastain zagrała we "Wrogu numer jeden", który znalazł się wśród filmów nominowanych do Nagrody Akademii. Jej samej rola ta również przyniosła nominację do tego zaszczytnego wyróżnienia.

Reklama

Moje życie się zmieniło

- Często jestem pytana o to, jak w ciągu minionego roku zmieniło się moje życie - mówi aktorka. - Odpowiem następująco: tamta wiadomość od Kathryn Bigelow to jedna z najwspanialszych rzeczy, jakie przydarzyły mi się w życiu. Zmiana polega właśnie na tym, że teraz regularnie odbieram takie wymarzone wiadomości i telefony.

W tym momencie należy wspomnieć o innej roli, która zapoczątkowała ten trend - i która stała się dla urodzonej w Sacramento Chastain przełomową. Mowa o kreacji, jaką stworzyła w docenionym przez krytyków i publiczność obrazie "Służące" (2011) - i za którą po raz pierwszy została nominowana do Nagrody Akademii, w kategorii Najlepsza Aktorka Drugoplanowa.

We "Wrogu numer jeden" Chastain wciela się w młodą wiekiem i stażem agentkę amerykańskiego wywiadu, pochłoniętą bez reszty celem, przed jakim stoi całe CIA - znaleźć i wyeliminować człowieka odpowiadającego za ataki z 11 września. Chociaż mówi się, że może być niemal pewna najwyższych laurów za tę rolę, ona sama nie chce rozmawiać o wyróżnieniach. Kiedy wątek ten pojawia się w naszej rozmowie, szybko zmienia temat.

- Cała obsada była fantastyczna, ale wisienką na torcie była praca z Kahtryn Bigelow - opowiada. - Zawsze byłam jej wielką fanką. Nie dlatego, że jest kobietą - mój podziw dla niej nie ma absolutnie nic wspólnego z kwestiami płci, chociaż wiem, że jako kobieta powinnam rozgadać się teraz na ten temat i mówić tylko o tym, jakie znaczenie ma fakt, że Bigelow nie jest mężczyzną. Uważam po prostu, że Bigelow - mówiąc kolokwialnie - wymiata.

Jeśli chodzi o jej własny wkład w najnowsze dzieło Bigelow, Chastain przyznaje, że nie była to przysłowiowa bułka z masłem. Fabuła "Wroga numer jeden" oparta została na faktach, to po pierwsze - a po drugie, poruszone w filmie zagadnienia wciąż są na tyle żywe i aktualne, by wzbudzać emocje i prowokować do dyskusji, co można było obserwować podczas kampanii przed ostatnimi wyborami prezydenckimi w USA.

- To było jedno z najtrudniejszych zadań, z jakimi przyszło mi się kiedykolwiek mierzyć. Częściowo było to spowodowane tym, że ciążyła na mnie duża presja. Czułam się odpowiedzialna wobec filmu, który kręciliśmy, i wobec prawdy, którą przekazywaliśmy. Dotyka on przecież wydarzeń stanowiących punkt zwrotny w historii. Wiedziałam, że muszę dać z siebie wszystko... Mam tylko nadzieję, że wysiłek, jaki w ten film włożyła cała ekipa, i nasza troska o efekt końcowy, zostaną dostrzeżone przez widzów.

Robię to, czego naprawdę chcę

Jesień minionego roku upłynęła Chastain pod znakiem wytężonej pracy. Oprócz występów w sztuce "Dziedziczka" na Broadwayu, zagrała w dramacie "Gangster", którego akcja osadzona została na amerykańskim południu w czasach Wielkiego Kryzysu i prohibicji. Chastain wcieliła się w dziewczynę z wielkiego miasta, tancerkę, która ucieka z Chicago na "zabitą dechami wieś" w stanie Wirginia. Zatrudnia się jako barmanka i wkrótce wdaje w romans z szorstkim w obejściu, małomównym producentem nielegalnego bimbru, Forrestem Bondurantem (Tom Hardy).

- Bardzo podobało mi się to, że w tym związku to kobieta grała pierwsze skrzypce -wyznaje aktorka. - Moja bohaterka to tancerka z Chicago, którą mężczyźni traktowali instrumentalnie. Jest przyzwyczajona do towarzystwa mężczyzn agresywnych i drapieżnych. Po przeprowadzce na wieś spotyka Forresta Bonduranta, który jest silnym i zaradnym facetem. I słyszy od niego: "Możesz u mnie mieszkać. Nie chcę ci niczego odbierać". Obserwujemy, jak rozkwita. Wreszcie nadchodzi ta noc, kiedy decyduje się przyjść do jego pokoju - i jest to chyba pierwsza taka sytuacja w jej dorosłym życiu, kiedy robi to, czego naprawdę chce.


Jeszcze kilka lat temu Jessica Chastain z trudem wiązała koniec z końcem, łatając swój domowy budżet z pomocą okazjonalnych występów gościnnych w telewizyjnych serialach. - Dzieliłam gotówkę i wkładałam ją do kopert podpisanych "Czynsz", "Zakupy spożywcze", "Pranie" - wspomina. - Dwa lata temu nie miałam nawet pralki ani suszarki do prania.

W szkole na ogół się nudziłam

Przyszła aktorka wychowywała się w słonecznej Kalifornii wraz z czwórką swojego rodzeństwa. Jej ojciec jest strażakiem, a matka szefową kuchni w objazdowej wegańskiej restauracji. Jeszcze jako mała dziewczynka Jessica próbowała swoich sił w tańcu, ale to aktorstwo pociągało ją od zawsze.

- Ciężko wytłumaczyć, dlaczego tak było - mówi. - Z perspektywy czasu wydaje mi się, że nigdy nie chciałam robić niczego innego. Może miało to związek z tym, że jako dziecko miałam bardzo bujną wyobraźnię? W szkole nie byłam orłem; na ogół się nudziłam. Nigdy też nie znalazłam sobie tak zwanej paczki przyjaciół.

Kiedy pewnego dnia babcia zabrała ją do teatru, Jessica połknęła haczyk. - Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że aktorstwo to przecież zawód. Miałam siedem lat. Zrozumiałam, że są ludzie, którzy w ten sposób zarabiają na życie - tak, jakby byli strażakami czy lekarzami. To właśnie wtedy postanowiłam, że będę żyła z grania. Co ciekawe, nie myślałam o tym w kategoriach planów na przyszłość i tego, co chcę osiągnąć - stwierdziłam po prostu, że już czuję się aktorką. To chyba dlatego, że zawsze lubiłam odgrywać różne scenariusze.

I tak mała Jessica zaczęła wyobrażać sobie swoje przyszłe życie jako gwiazdy kina. W swoich marzeniach odtwarzała cały przepych Hollywood. - Chodziłam tam i z powrotem po przedpokoju w naszym domu, wyobrażając sobie, że stąpam po czerwonym dywanie - śmieje się aktorka.

Chastain podjęła studia aktorskie w renomowanej artystycznej uczelni Juilliard School na Manhattanie. Po wspomnianym chudym okresie przychodzi rok 2011, kiedy to występuje w sześciu głośnych filmach. Najpierw sam Al Pacino osobiście wybiera ją do roli tytułowej uwodzicielki w swoim filmie "Wilde Salome". Później poleca ją swojemu przyjacielowi, Terrence'owi Malickowi, który obsadza ją obok Brada Pitta w "Drzewie życia". Kolejne projekty z jej udziałem to "Take Shelter", "Koriolan" i "Teksas - pola śmierci". I wreszcie "Służące", gdzie zagrała nietypową jak na lata 60. gospodynię domową z amerykańskiego Południa, nie potrafiącą gotować i rozpaczliwie poszukującą służącej. Oprócz Chastain do Oscara za rolę drugoplanową w tym filmie nominowana była także Octavia Spencer - i to właśnie do niej powędrowała statuetka.


- Zawsze bawi mnie to, że wszyscy nominowani za każdym razem zarzekają się: "Nie miałem pojęcia, że moja rola zostanie zauważona!" - mówi aktorka. - Ze mną było tak samo: przed ogłoszeniem nominacji wszyscy komplementowali mnie za role w "Drzewie życia" i "Służących". Przysięgam - byłam pewna, że na tym się skończy. Naprawdę, nie spodziewałam się nominacji. Powiem więcej: byłam zakłopotana tymi wszystkimi pochwałami.

Zadaję sobie to samo pytanie: Czy ja śnię?

W dniu, w którym ogłaszano nominacje, Chastain wstała wcześnie, by poznać nazwiska szczęśliwców i tytuły wybranych filmów. Jak zapewnia, ani przez chwilę nie pomyślała, że może znaleźć się w tym gronie. - W myślach układałam sobie, co powiem znajomym, którzy trzymali za mnie kciuki: "Mówiłam wam! Nic z tego! Chcecie mi jeszcze coś powiedzieć?" - śmieje się.

Od tego czasu kariera Chastain rozwija się w oszałamiającym tempie. W najbliższym czasie widzowie zobaczą ją m.in. w horrorze "Mama". Gra w nim kobietę, która postanawia zastąpić matkę osieroconym córkom siostry jej partnera, odnalezionym po pięciu latach poszukiwań w leśnej głuszy. Kolejna premiera z jej udziałem to dyptyk "The Disappearance of Eleanor Rigby: His" i "The Disappearance of Eleanor Rigby: Hers", gdzie aktorce partnerują Ciaran Hinds i James McAvoy.

- Jak ja uwielbiam kino! - wzdycha Chastain. - W tym wszystkim najwspanialsze jest to, że wydarzenia ostatniego roku otworzyły mi drogę do spotkań z ludźmi, których podziwiałam całe życie. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z Garym Oldmanem, ma czerwonym dywanie. Proszę sobie wyobrazić, że wiedział, kim jestem i w czym grałam! Wszystko to, czego doświadczyłam w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, to wielki dar od losu.

- Spotkałam się także z Meryl Streep - ta kobieta to bogini! Poznałam Cate Blanchett. Jadłam kolację w Paryżu z Isabelle Huppert, której jestem wielbicielką. Umawiamy się teraz za każdym razem, kiedy jestem w Paryżu. Pracowałyśmy zresztą razem na planie "The Disappearance of Eleanor Rigby".

- Nic dziwnego, że każdego dnia zadaję sobie te same pytania: Czy ja śnię? Czy to naprawdę jest moje życie?

© 2013 Cindy Pearlman

Tłum. Katarzyna Kasińska

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: nominacje | Oscary 2013 | aktorka | film | Jessica Chastain
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy