Reklama

"Złe wychowanie": PAMIĘTNIK Z PLANU

Proces kręcenia filmu przypomina pobyt w zamkniętym domu, podobnie jak pisanie książki, malowanie obrazu, czy tworzenie jakiegokolwiek dzieła sztuki.

Od ponad dwóch miesięcy mój dom nazywa się Złe wychowanie i od kiedy do niego wszedłem, nie miałem specjalnie okazji wyjrzeć na zewnątrz. Przez cały czas filmuję, rozmyślam o zdjęciach i próbuję się wyspać, by mieć siłę następnego ranka. Teraz prawie w ogóle nie czytam, ani nie wychodzę się zabawić, nie słucham muzyki, ani też nie oglądam telewizji. Podczas zdjęć życie filmowca jest okrojone, ale zarazem, na swój sposób, pełne skupienia i intensywności. Jeśli już jakimś uczuciom uda się zaistnieć w świadomości, są one wyjątkowo silne i wyraziste. I choć ściany w tym domu są grube, przez co przypomina on bunkier, zawsze pojawią się opowieści i anegdotki lekkie jak bryza, które zdołają się przedrzeć przez mury i mnie poruszyć. Na przykład w Walencji odrestaurowaliśmy kino „Tyris”, perełkę estetyki lat siedemdziesiątych. Na afiszu umieściliśmy mistrzowskie filmowe adaptacje wyjątkowo mrocznych dzieł Zoli, nakręcone przez Marcela Carné i Jeana Renoira (kolejno: Teresa Raquin i Bestia ludzka). Wybrałem te filmy nie tylko po to, by zwrócić uwagę na świetność europejskiego kina noir, ale także dlatego, że znaleźć w nich można sytuacje identyczne z tymi, które zdarzają się dwóm bohaterom na widowni (Lluis Homar i Gael).

Reklama

Wielu przechodniów mijających odnowioną fasadę kina, podchodziło do kasy, by kupić bilet. Pewna starsza pani zadzwoniła nawet do przyjaciółki, by powiedzieć jej, że „Tyris” jest znów otwarte. Od razu wyobraziłem sobie tę podekscytowaną panią i jej przyjaciółkę w kinie i zacząłem rozważać możliwość, w której oba filmy są niezwykle blisko powiązane z ich życiem. Czasem to, co dzieje się obok zdjęć, daje więcej do myślenia niż same zdjęcia.

Ta noc, jak wszystkie noce podczas zdjęć, była nieznośnie upalna (nigdy w życiu się tyle nie wachlowałem, co tu). Nasza praca stawała się uzupełnieniem do życia ulicy, na której akurat kręciliśmy. Kiedy przygotowywaliśmy scenę w deszczu, nagle spostrzegłem dziesięcioletniego chłopca kąpiącego się pod spryskiwaczami z radością, jaką tylko dzieci potrafią okazywać pod wpływem naturalnych zjawisk - choć akurat ten deszcz nie był specjalnie naturalny.

Chłopiec mieszkał w pobliżu i właśnie wymknął się z domu. Po wielu tygodniach duszącego upału usłyszał z łóżka dźwięk deszczu i wybiegł podniecony z domu, gdy jego rodzice stali na balkonie. Poszukiwanie odświeżającej wody zaprowadziło go na środek naszego planu zdjęciowego.

Lubię sobie wyobrażać, że dla tego dzieciaka film zawsze będzie się łączył z jakimś wyczekiwanym cudem, takim jak ten nasz sztuczny deszcz. Nikt nie poprosił chłopca

o opuszczenie planu, wyglądał tak naturalnie wśród nas, że wziąłem go za kuzyna kogoś

z ekipy.

Tej deszczowej nocy bohater grany przez Lluisa Homara całuje usta Gaela, bowiem dowiaduje się, że muszą się rozstać na jakiś czas. To bardzo dramatyczna scena, którą chciałem nakręcić bez świadków, jednak nie było to możliwe. O trzeciej rano wszystkie balkony wciąż były pełne ludzi. Po pocałunku rozległo się westchnięcie publiczności, po czym nastąpił gorący aplauz. Rozejrzałem się w nadziei, że może przynajmniej chłopca już nie ma, ale był, poważny i pogrążony w kontemplacji tego, co widział być może po raz pierwszy: dwóch mężczyzn rozpaczliwie całujących się w deszczu.

W swoim Wywiadzie Fellini opowiada o tym, co mu - jak również mi - sprawia największą przyjemność: powstały materiał filmowy, wszystko to, co zobaczyć mogą tylko wybrani i oddani sprawie. Wywiad widziałem w jedną z takich sobót i przyznaję, że płakałem, kiedy Mastroianni i Fellini odwiedzają Anitę Ekberg, dwadzieścia lat starszą niż w Słodkim życiu i dwadzieścia kilo szerszą. Razem kontemplują sceny przy fontannie di Trevi. Anita wchodzi do fontanny, pod kaskady wody, z odchyloną do tyłu głową, nieskończenie smukła szyją, idealną linią szczęki, długimi blond włosami i niepokornymi piersiami wyeksponowanymi przez duży dekolt. To niezwykle poruszające patrzeć na spływający po jej powiekach tusz do rzęs, gdy rozmyśla o swojej minionej świetności. Woda, wieczna rzymska noc i piękność Anity uwieczniona przez ducha Felliniego.

Dowiedzieliśmy się o śmierci Marie Trintignant. Śmierć zadał jej przyjaciel (wokalista francuskiego zespołu rockowego Noir Desir). To, że lider zespołu o nazwie Mroczne Pożądanie pobił swoją dziewczynę na śmierć, ma jakąś okrutną, powieściową spójność.

Wiadomość była dla nasz wszystkich szokiem. My na wsi, nad rzeką, smażyliśmy się na słońcu. W cieniu, między ujęciami, komentowaliśmy te wieści. Dźwiękowiec pracował z nią rok temu. Widziałem Marie Trintignant tylko raz, na jakimś rozdaniu nagród, i uderzył mnie jej poważny wyraz twarzy. Czasami Gael ucharakteryzowany na Zaharę (jego druga rola w filmie) przypominał ją. Te same oczy pełne melancholii i determinacji. Oczy, które zamieszkują miejsca, których nie możesz dzielić. Nie tylko jego spojrzenie mi ją przypominało, ale także wyraźnie zarysowana szczęka. Gael w roli transwestyty przypomina mi także Julię Roberts – te same wielkie usta w kształcie łódki. Kiedy mężczyzna przemienia się w kobietę, wiele nieoczekiwanych kobiet pojawia się na jego twarzy, oprócz matki i sióstr, rzecz jasna.

Te kilka osób, z którymi się widuję poza planem, pyta czy jestem szczęśliwy. Nigdy nie wiem co odpowiedzieć na to pytanie, ani teraz, ani w przypadku czternastu wcześniejszych filmów. To nie jest kwestia pewności siebie czy wątpliwości, ale raczej absolutny brak perspektywy.

Z drugiej strony, myślę naprzód. Wiem, że udało nam się nakręcić piękne sceny, z których jestem bardzo dumny. Wiem też, że niektóre nie podobają mi się do końca. Ale zawsze jest tak samo; osiągam pewien poziom, na którym wymagam ideału i godzenie się na mniej uważam za akt tchórzostwa. Wiem też, że gdy skończę film, czas i zdrowy rozsądek dostosują perfekcjonizm do możliwości. Nie mam wyboru! Wybiegam w przyszłość na tyle, by spodziewać się, że Złe wychowanie będzie pełne wspaniałych niespodzianek. Wierzę, że stanie się ono filmem z największą liczbą zaskakujących elementów, a wśród nich będzie Javier Cámara (jak wcześniej w przypadku Agrady w filmie Wszystko o mojej matce i Candeli w Kobietach na skraju załamania nerwowego). Jego kreacja w Złym wychowaniu jest zabawna, cechuje ją niezwykła precyzja i bogactwo. Gra on błyskotliwą, zboczoną, naćpaną, uroczą drag queen o imieniu Paquito, albo Paca. Bliską przyjaciółkę Zahary, żenskiej kreacji Gaela. Tak jak w przypadku złych pokojówek w klasycznych dziełach, to do niej należy końcowe zwycięstwo. Rola ta pewnie stanie się dla Javiera przekleństwem, bo z pewnością będą go prosić jeszcze wiele razy, żeby odtworzył tę rolę. Ufam jego intuicji i mam nadzieję, że nie ulegnie pokusie.

Jednocześnie wielbiciele jak i wielbicielki Gaela García Bernala nie rozczarują się możliwościami i pięknem meksykańskiego gwiazdora. Inne objawienia: Lluís Homar i Daniel Giménez Cacho. Wiem, że to żadni amatorzy, ale dla mnie są prawdziwym objawieniem. Lluis Homar wybija się ponad idoli jego pokolenia niesamowitą, złożoną i silną rolą, która wymaga precyzji i zdrowego rozsądku, braku poczucia zagrożenia i ogromnej hojności. Natomiast Daniel bardziej przypomina Brytyjczyka niż Meksykanina. Chcę przez to powiedzieć, że za jego prowokacyjnym wyglądem kryje się rzemiosło i powściągliwość brytyjskiej szkoły. Przypomina mi nawet Ralpha Fiennesa w jego najlepszych rolach.

Fele Martínez wygląda jak inna osoba, inny aktor. Wygląda świetnie. Wyrazisty, chętny przygód, szczodry i okrutny. Ta postać śmieszy mnie do łez. Jest odrobina mnie w każdej postaci, ale najwięcej właśnie w jego roli filmowca.

Fran Boira także ukaże swoją osobowość, choć nikt go nie rozpozna w zwykłym ubraniu. Nad tą postacią nie będę się jednak rozwodził, chcę zachować tajemnicę aż do premiery.

Alberto Ferreiro jest “nieziemsko” przystojny, rozwija pewien styl i delikatność pokazaną

w filmie Soldados de Salamina.

Myślę też, że ten film jest świadkiem narodzin dwóch niezwykle utalentowanych aktorów dziecięcych: Nacho Péreza i Raúla García Forneiry. Rzadko pracuję z dziećmi, ale z tymi wszystko poszło gładko. Traktowałem ich jak dorosłych. Powiedziałem im, o czym są ich role i dałem wskazówki dotyczące aktorstwa. Chodziło o to, by grali jak doświadczeni aktorzy nie zatracając jednocześnie właściwego znaczenia i sposobu wyrażania. Kiedy już urosną na tyle, by móc obejrzeć ten film, mam nadzieję, że będą dumni ze swojego debiutu. Ja już jestem.

Przed nami jeszcze dwa lub trzy tygodnie. Zanim go skończymy, chciałbym podziękować ekipie za atmosferę i oddanie. Chcę też wyznać miłość José Luisowi Alcaine, autorowi zdjęć. Jak już mówiłem, wprawdzie jeszcze nie skończyliśmy, ale praca José Luisa Alcaine jest genialna, zupełne mistrzostwo. Kiedy przygotowywaliśmy się do zdjęć, wspominałem o świetle, jakiego potrzebowałem, ale cudowna paleta, na której powstał kryształowy mrok Złego wychowania to wyłącznie jego zasługa. To on ją stworzył i zawsze będę mu za to wdzięczny.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Złe wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy