"Zaginione": UCZENIE SIĘ CHIRICAHUA
Jednym z najbardziej ryzykowanych posunięć Howarda w filmie „Zaginione” było wykorzystanie dialogów w języku Apaczów (na ekranie z napisami), pobrzmiewającego na tle rozgrywających się scen rodem z kina akcji. Powodem, dla którego zamierzone przedsięwzięcie zakończyło się całkowitym powodzeniem i a wykorzystany dialekt nie kolidował z tempem przedstawionych wydarzeń, był fakt, iż, jak mówi Grazer: „potraktowaliśmy ten element w sposób bardzo poważny, jako nieodłączną część całego przedsięwzięcia. Postaci, które posługiwały się językiem Apaczów, robiły to w sposób nowoczesny, uwspółcześniony. Było w tym dużo miejsca na humor. Było sporo naturalności. Na ekranie słyszymy zatem język, jakim posługiwaliby się realni ludzie, a nie postaci wyjęte z książek historycznych.”
W czasie przygotowywania się do swoich ról w filmie, Jones, Tavare, Baker i inni ekranowi Apacze musieli zapoznać się z językiem Chiricahua, jednym z dialektów języka Apaczów. W „Zaginionych” jest kilka scen, w których w sposób wyjątkowo imponujący brzmi wymiana zdań w wymagającym dużych umiejętności bądź co bądź języku Apaczów. „Istnieje pięć czy sześć różnych grup Apaczów, z których każda posługuje się nieco odmiennym dialektem. Musieliśmy przestudiować ten język z dużą uwagą i starannością”, tłumaczy Jones.
Aktorzy uczeni byli przez specjalistów w tej dziedzinie, którzy przy filmie pełnili rolę konsultantów językowych - mowa tu o Elbys Hugar i Berle Kanseah, należących do starszyzny Chiricahua i mogących się poszczycić wyjątkowo imponującym rodowodem, a także Scottcie Rushforthcie, profesorze uniwersyteckim, specjalizującym się w językach rdzennej ludności amerykańskiej. Jak tłumaczy Tavare: „Język Apaczów jest jednym z najtrudniejszych dialektów do opanowania. Jest w nim wiele trudnych do wyartykułowania dźwięków oraz wiele słów, które nawet jeśli wypowiada się je poprawnie, to postawione w nieodpowiednim miejscu, powodują kompletną zmianę znaczenia wyrazu.”
„W moim wyobrażeniu, kiedy myślałem jeszcze nad kształtem tego filmu, nigdy nie było wątpliwości, że aktorzy grający role rdzennych Amerykanów powinni posługiwać się charakterystycznym dla tej grupy ludności językiem”, tłumaczy Howard. „Mieliśmy wiele szczęścia mogąc pracować z takimi osobowościami jak Elbys, Berle i Scott. Zależało nam szczególnie na pomocy ze strony Elbys, która pochodzi w prostej linii od sławnych przywódców Apaczów. Jej dziadkiem był Cochise, a prapradziadkiem - Naiche. Cochise zasłynął jako wielki, a jednocześnie okryty złą sławą wojownik Chiricahua. Naiche z kolei stał na czele bandy Chiricahua, która przez wiele lat wymykała się siłom zbrojnym wraz z lepiej być może znanym Geronimo. Ale tak naprawdę Geronimo był po prostu kimś w rodzaju lokalnego znachora.”
Aby zapoznać się z subtelnościami języka Chiricahua i wyjść poza całkiem podstawowe zwroty, aktorzy wykonali ogrom pracy. Jak twierdzi Jones: „Z mojego punktu widzenia niezwykłą przyjemność dawało mi poznawanie tak ciekawej i rozległej kultury Indian, której przejawem i odzwierciedleniem jest także język. Wiele zabawnych sytuacji w filmie bierze swój początek z wymiany zdań między Jonesem i Kayitah (Jay Tavare), a już całkowicie komicznie brzmią wypowiedzi Apaczów na temat białych ludzi. Da się w nich wychwycić tę wyjątkową esencję indiańskiego poczucia humoru. Niewątpliwie jest to zadziwiająca i wspaniała kultura.”
W scenariuszu, Apacze Chiricahua nadali zagubionemu, włóczącemu się wraz z nimi Jonesowi pełne ciepła i zabawne jednocześnie imię. Pomysł tego imienia zrodził się podczas jednej z rozmów producenta Ostroffa z Rushforthem. „Dan zapytał mnie jakim imieniem Indianie Chiricahua nazwaliby kogoś takiego pokroju jak Jones, kogoś, kto nie może nigdzie zagrzać swojego miejsca, porzuca swoją rodzinę i jest typem wiecznego samotnika”, mówi Rushforth. „Chiricahua mają bardzo dużo szacunku dla rodziny, a zatem nieco żartobliwie odpowiedziałem Danowi, że prawdopodobnie brzmiałoby to jak coś w rodzaju ‘gówniane szczęście’. Dan przekazał mój komentarz Ronowi Howardowi, który uznał go za całkiem zabawny i tak już zostało.”
Aktorzy prowadzili intensywne zajęcia ‘logopedyczne’ wraz ze swoimi nauczycielami przez około siedem tygodni przed rozpoczęciem kręcenia zdjęć i kontynuowali je przez cały okres produkcji filmu. Dla Hugar, która jest współautorką (wspólnie z Rushforthem) dwóch słowników Chiricahua praca przy filmie była okazją do zademonstrowania piękna i jednocześnie zawiłości tego języka, który, niestety, zagrożony jest wymarciem. „Dawało nam to możliwość pokazania młodym ludziom, że oni również są w stanie przy odrobinie wysiłku nauczyć się tego języka i ustrzec go od wymarcia. Kiedy pracowałam jako kurator w muzeum oprowadzałam klasę około 50 dzieci i kiedy zadałam im pytanie ile z nich potrafiło zrozumieć i powiedzieć cokolwiek w języku Apaczów, tylko dwoje dzieci podniosło ręce.”
Aktorzy doceniali bardzo możliwość nauczenia się nie tylko języka, ale również subtelności i niuansów kultury Indian. Tavare wspomina: „Możliwość prowadzenia współpracy z osobami reprezentującymi starszyznę Apaczów była dla mnie niezwykłym przeżyciem. Ich opowieści są fascynujące i prawdę mówiąc słuchając ich docierałem głębiej do poczucia mojej własnej tożsamości i charakteru.”
Wiele osób z obsady aktorskiej na potrzeby filmu musiało nauczyć się dodatkowo załadowywania i strzelania z XIX-wiecznej broni - strzelb i rewolwerów, obchodzenia się z łukiem i kołczanem pełnym strzał, a także trzymania się pewnie w siodle (lub bez niego). „Przynajmniej półtora miesiąca wytężonej pracy poświęciliśmy na przygotowania w tym zakresie pod czujnym okiem koordynatora efektów kaskaderskich Waltera Scotta”, mówi Tavare i dodaje: „Musieliśmy wyglądać przy tym maksymalnie naturalnie, co najmniej tak, jak gdybyśmy przez całe nasze życie nic innego nie robili jak tylko jeździli konno, wymachując łukiem i strzałami. Pamiętajmy, że jedno to utrzymać się na koniu, a drugie - być w stanie z takiej pozycji posługiwać się rożnego rodzaju bronią. My musieliśmy opanować wykonywanie obu tych rzeczy jednocześnie. W jednym z ujęć ja sam musiałem jadąc wierzchem strzelać z ważącej około siedmiu kilogramów strzelby, a do tego jeszcze operować łukiem i strzałami.”