Reklama

"Wyszłam za mąż, zaraz wracam": WYWIAD Z OPERATOREM GLYNNEM SPEECKAERTEM

Co sprawiło, że wziął pan udział w tym projekcie i dlaczego chciał pan pracować z Pascalem Chaumeil?

- Z Pascalem znamy się od dawna. Poznaliśmy się przy pracy nad spotami reklamowymi. Jeśli chodzi o "Wyszłam za mąż, zaraz wracam" byłem wtedy trochę zajęty, ale Pascal tak nalegał, że w końcu musiałem mu ulec.

Jednym z pańskich osiągnięć w tym filmie jest ukazanie aktorów w tak szczególnym oświetleniu. W komedii romantycznej to rzadkość.

- To rezultat naszych rozmów z reżyserem i wiem, że bardzo mu na takim oświetleniu zależało. Postanowiłem więc wykorzystać scenerię, w której rozgrywa się akcja, to znaczy w tak różnych miejscach jak Paryż, Moskwa i Kenia. Na przykład w Afryce musiałem wziąć pod uwagę światło, które jest ostrzejsze niż w Moskwie. Wiedziałem, że trzeba rozwiązać problem jaskrawości światła. Za każdym razem trzeba było zadbać o to, jak Diane i Dany ukażą się na ekranie.

Reklama

Czy miał pan gotowe rozwiązania estetyczne dla konkretnie tego gatunku filmu?

- Należy stale pamiętać, że w każdej scenie kamera musi ukazać sposób, w jaki aktorzy się przemieszczają, jak mówią i jaka towarzyszy im ekspresja. 'Wyszłam za mąż zaraz wracam' nie jest komedią, gdzie ustawia się kamerę i po prostu filmuje w planie ogólnym i pełnym. Poza tym, jest to jedna z niewielu komedii romantycznych, której akcja toczy się w tak oddalonym od wytwórni miejscu.

A zatem wróćmy do Afryki. Jak operator obrazu rozwiązuje problemy oświetlenia w tak zmiennych warunkach i przy takim upale?

- Doskonale wiedzieliśmy, że trzeba zaplanować zdjęcia według zmieniających się pór dnia, ale nie mieliśmy budżetu wielkiej produkcji amerykańskiej, żeby czekać na odpowiednie warunki i tym samym przekroczyć limity czasowe. Na przykład scenę z lwem musieliśmy nakręcić w ciągu jednego dnia, natomiast filmowanie wesela w wiosce Masajów zabrałoby nam kilka dni. Musielibyśmy czekać na odpowiednią jaskrawość światła. Ale to mnie nie zrażało. Postanowiłem wykorzystać te przeciwności, nie ograniczając się tylko do ujęć o świcie i późnym popołudniem. Dodam tylko, że bardzo nam pomogła fantastyczna sceneria. Już dla niej samej warto obejrzeć ten film, tym bardziej że obraz rejestrowaliśmy w technice anamorfotycznej.

Zanim przystąpił pan z Xavierem Giannoli do pracy nad "Wyszłam za mąż, zaraz wracam" mieliście panowie na swoim koncie takie filmy jak "U zarania" i "Król Skorpion", które powstały w Hollywood. Od razu widać, że były to bardzo różniące się miedzy sobą pozycje. Jako operator obrazu, jakimi kryteriami kieruje się pan przy wyborze projektu?

- Przede wszystkim kładę duży nacisk na jakość scenariusza. W przypadku Pascala był jeszcze jeden element, który zadecydował o moim wyborze. Mówiąc ogólnie, zawsze staram się pracować nad czymś dla mnie nowym, a nie tylko nad thrillerami i filmami sensacyjnymi. Lubię różnorodność. Praca z Pascalem jest wyjątkowa, ponieważ potrafi opowiadać. Ale bez względu na rodzaj filmu, zawsze uważnie słucham reżysera. Podczas zdjęć cały czas prowadzę z nim dialog. Na przykład w "Wyszłam za mąż, zaraz wracam" robiliśmy zdjęcia w autentycznym moskiewskim mieszkaniu. Okna były brudne do tego stopnia, że ktoś chciał je umyć. Sprzeciwiłem się, ponieważ okna w tym stanie doskonale odzwierciedlały tamtejszą rzeczywistość.

Jeśli dobrze rozumiem, woli pan pracować z gotowymi elementami, aniżeli coś w nich za wszelką cenę poprawiać.

- Zawsze szukam, jak to nazywam, wypadku. Gdy ukończyłem szkołę i zaczynałem jako operator, robiłem rysunki, żeby lepiej zrozumieć to, czego poszukuję. Ale z czasem, uświadomiłem sobie, że pomysły które przychodzą mi do głowy powinny ewoluować zgodnie z zamierzeniami reżysera. Wszystko zasadza się na dialogu z nim i ze scenografem, który również ma wiele do powiedzenia. Trzeba zawsze brać pod uwagę ich spostrzeżenia i sugestie. Weźmy dla przykładu scenę Diane i Dany'ego na moście w Moskwie. Taką samą sztuczkę zastosowałem w filmie "U zarania": w polu kamer umieściłem źródła światła, to znaczy na moście, który był nieco oddalony. Dla Rosjan było to kompletnie niezrozumiałe. Oni umieściliby światła na okolicznych dachach tak, żeby były niewidoczne. Ale ja uparłem się, ponieważ wiedziałem, że w rezultacie uzyskam efekt prawdopodobieństwa.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy