Reklama

"W pustyni i w puszczy": WYWIAD Z KAROLINĄ SAWKĄ

Wszyscy członkowie ekipy “W pustyni i w puszczy” podkreślają, że znakomicie im się z Tobą pracowało, nawet nazywają Cię “Małą Księżniczką”. A jak Tobie pracowało się z tą międzynarodową ekipą?


KAROLINA SAWKA: Mnie również pracowało się bardzo dobrze. Myślę, że mnie polubili, ponieważ byłam normalna. Nie marudziłam i zawsze byłam gotowa do pracy. W ogóle nie przeszkadzało mi, że pracujemy tak długo i że musimy powtarzać wiele razy każde ujęcie. Na planie było bardzo dużo ludzi i naprawdę wszyscy byli dla mnie bardzo życzliwi. W szkole miałam angielski, więc podstawy już znałam, ale pod koniec zdjęć rozumiałam wszystko co mówi do mnie Gavin i pozostali ludzie z ekipy. Bez trudu więc dogadywałam się ze wszystkimi.

Reklama


Zanim wygrałaś eliminację i zdobyłaś rolę Nel, nie miałaś prawie żadnych doświadczeń aktorskich. Jak w takim razie poradziłaś sobie z tremą ?


K. S.: Brałam udział w szkolnych konkursach recytatorskich, poza tym gram na pianinie, więc uczestniczyłam już w paru koncertach. Nie miałam tremy i nie boję się występów. Nawet się tym trochę martwię, bo może to niedobrze.


Co sprawiało Ci największą trudność podczas pracy na planie?


K.S.: Płakanie. Nel wiele razy musi płakać. Trzeba się wtedy mocno skupić. Najgorsze jest to, że każde ujęcie powtarza się kilka razy. Trudno jest któryś raz z rzędu to powtórzyć. Po prostu brakuje łez.


Jak zareagowali Twoi rodzice, kiedy dowiedzieli się, że zagrasz w tym filmie?


K.S.: Bali się, że to bardzo ciężka praca.


Jak wspominasz pracę z tyloma egzotycznymi zwierzętami, które “grały” “W pustyni w puszczy”?


K.S.: Małp nie lubiłam, bo gryzły. Pozostałe zwierzęta były sympatyczne. Fajnie się jeździło na słoniu i na wielbłądach. Z jednym bardzo się zaprzyjaźniłam i bardzo żałowałam, że nie mogę zabrać go do domu. Kupiłam sobie za to 30 pluszowych wielbłądów, które rozdałam klasie i przyjaciołom. Dogi też były bardzo miłe, ale niezbyt posłuszne.


Czy zaprzyjaźniłaś się z innymi dziecięcymi aktorami występującymi w filmie?


K.S.: Oczywiście. Przebywaliśmy cały czas ze sobą i wymyślaliśmy różne zabawy. Mzwandile świetnie parodiował wszystkich członków ekipy, a z Lulu wymyślałyśmy nowe układy taneczne.


Podobno nie miałaś żadnych problemów z nauką tekstu do swojej roli. Czy rzeczywiście było to takie proste?


K.S.: Scenariusz przeczytałam tyle razy, że znałam na pamięć nie tylko swoje kwestie, ale również innych aktorów.


Czy kiedy razem z rodzicami zdecydowałaś, że zagrasz w tym filmie, nie obawiałaś się tak długiej rozłąki z domem?


K.S.: Nie, ponieważ przez cały czas była ze mną mama. A przez pierwszy miesiąc w Afryce była cała rodzina. Potem tata odwiedzał nas na planie przez cały czas. Otrzymywałam też listy od klasy. Tęskniłam za kotem Orionem, ale tata nagrywał mi go na kamerze wideo, za każdym razem, kiedy przyjeżdżał..


Czy w przyszłości chciałabyś być aktorką?


K.S.: Tak, oczywiście.


Jak przyjęli Cię Twoi koledzy i koleżanki po powrocie do domu?


K.S.: W pierwszym dniu w szkole wszyscy chcieli ze mną porozmawiać i pytali się, jak było. Teraz jest już normalnie i wszyscy czekają na premierę.


Dziękuję za rozmowę.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy