Reklama

"The Ring - Krąg": RECENZJE

Mrożący krew w żyłach horror The Ring – Krąg przywodzi na myśl film „Cure” Kiyoshi Kurosawy. Stopniowo spod pozorów normalności wyłaniają się kolejne zarysy czającego się zła (...) Film w niczym nie przypomina stereotypowych azjatyckich horrorów. Klasyczne zdjęcia w połączeniu z efektami dźwiękowymi tworzą atmosferę grozy trzymającą publiczność w napięciu aż do zaskakującego końca.

Variety.com

Niespodziewany renesans kina grozy w krainie Godzilli.

W rewelacyjnym japońskim horrorze The Ring – Krąg najbardziej przerażające sceny są jednocześnie najprostsze: złowieszcza dziewczynka czesząca przed lustrem długie, ciemne włosy, otwór studni otoczony drzewami, fale bijące nocą o piasek na plaży, ekran telewizora ożywający znienacka pustym pokoju. Tak jak „Blair Witch Project” elektryzował zachodnią publiczność technicznym minimalizmem wywołującym maksimum grozy, tak też The Ring – Krąg i jego kontynuacje, powracając do jednego z tradycyjnych gatunków azjatyckiego kina – filmu grozy - przyciągają miliony widzów na Dalekim Wschodzie.

Reklama

Kiedy 100 lat temu w Japonii narodziło się kino, czerpało tematy głównie z repertuaru popularnego teatru kabuki. Wiele z owych sztuk było niczym innym jak opowieściami grozy. Najpopularniejsza z nich - „Yotsuya Kaidan”, historia zemsty zza grobu wymierzonej niewiernemu mężowi - przenoszona była na ekran ponad 25 razy. Występujący w niej duch stanowi archetypową postać japońskiego kina grozy: to pokrzywdzona kobieta żądna zemsty. Wydaje się płynąć w powietrzu ku swojej ofierze, z powiewającymi czarnymi włosami i twarzą białą jak kreda.

Po wojnie popularność historii o duchach ponownie wzrosła w związku z zakazem, jakim ze względów politycznych alianci objęli produkcję filmów o samurajach – innego tradycyjnego gatunku japońskiego kina. Lata 50-te to kolejna fala filmów grozy. Wielkie studia filmowe - Toei, Daiei oraz Shintoho – zamawiały scenariusze pełne złowieszczych widm, żądnych zemsty kobiet i nawiedzonych bagien w jednym konkretnym celu: by wywołać u widzów dreszcz przerażenia.

Te niskobudżetowe horrory regularnie gościły na ekranach kin w lipcu i sierpniu, miesiącach O-Bon poświęconym zmarłym. Cel był dwojaki: wprowadzić kinomanów w stosowny nastrój i zaaplikować im kilka dobrze dawkowanych wstrząsów.

Pod koniec lat 50-tych gatunek filmów grozy nieco się wyeksploatował. Wyzwaniem rzuconym historiom o duchach był nakręcony w 1954 roku thriller „Godzilla”, którego sukces, zarówno w Japonii jak i za granicą – stał się impulsem dla realizacji kolejnych „monster movies”. Równie popularne stały się w tym czasie filmy o gangsterach jakuzy, epatujące przemocą i seksem. Widmowe, bladolice zjawy straciły swój kasowy potencjał.

Od połowy lat 60-tych horrory nowej fali w rodzaju „Hell Screen”, „Onibaba” czy „Hellish Love” zaczęły eksploatować wolności obyczajowe w sposób do niedawna niedostępny filmowcom. Dwa najważniejsze z tych kontrowersyjnych dreszczowców – „Moju” Masumury i „The Watcher in the Attic” Tanaki Noboru – powstały na podstawie opowiadań Edogawy Rampo, najlepszego japońskiego pisarza powieści grozy, którego dzieła do tej pory dostarczają filmowcom twórczej inspiracji.

Obecne w powieściach Rampo skomplikowane wątki i przypadki psychopatologii stanowią połączenie niezwykle atrakcyjne dla kina. Jeszcze dalej niż Rampo posunęli się twórcy nurtu ekstremalnego w japońskim kinie komercyjnym końca lat 60-tych, produkujący koszmarne hybrydy w rodzaju „The Joys of Torture” czy „Violated Angels”. Filmy te, jak wiele innych im podobnych, posunęły najdalej jak to tylko możliwe do granic artystycznego sadyzmu, pozostając jednocześnie w zgodzie z ograniczeniami narzuconymi przez surowe zasady japońskiej cenzury.

Zdrową przeciwwagę dla tego rodzaju produkcji stanowiła garść filmów usiłujących połączyć tradycyjne mity japońskie z najnowszymi osiągnięciami technicznymi, spopularyzowanymi przez „monster movies” w rodzaju „Godzilli”. Nakręcony w 1966 roku film „Maijin” był pierwszą częścią trylogii opowiadającej o olbrzymim kamiennym posągu, który ożywa zawezwany na pomoc i nie pozwala się ponownie uśpić.

W 1968 ta sama ekipa nakręciła kolejne widowisko grozy w oparciu o tradycyjne japońskie legendy - „Yokai Hyaku Monogatari lub 100 opowieści o duchach”. Motywem przewodnim filmu jest para malowanych zasłon, które ożywają, a namalowane na nich mityczne potwory zaczynają zagrażać ludziom. Pierwszy objawia się potwór–parasol, przedziwne jednonogie stworzenie z długim językiem. Tuż za nim kroczy armia ludzi bez twarzy i gigantyczna, śmiejąca się głowa. Pozostałe potwory do złudzenia przypominają maski ze starych dramatów No: widzimy plujące ogniem demony, chochlika z dynią zamiast głowy, zjawy o przeraźliwie chudych, długich członkach i wielkich brzuchach oraz kobietę z niezwykle długą szyją.

Filmy w rodzaju „100 opowieści o duchach” czy seria „Maijin” dostarczały widzom rozrywki, jednak koszty ich produkcji zniechęcały większość wytwórni. Gdy na początku lat 70-tych system pięciu wielkich wytwórni zaczął podupadać, gwałtownie rozwijały się niezależne studia, produkujące w swoim szczytowym okresie filmy odważne, eksperymentalne, czerpiące inspirację z muzyki pop, kina awangardowego oraz – przede wszystkim – mangi dla dorosłych. Te tanio wydawane komiksy są jedną z najpopularniejszych rozrywek w Japonii. Rysunki w mangach przypominają kadry z filmów: na kolejnych stronach możemy obserwować zbliżenia, szerokie plany i miękką jazdę kamery. Dla czytelników mangi prowokacyjne, drastyczne sceny to chleb powszedni.

W połowie lat 70-tych ogromną popularnością cieszyła się manga zatytułowana „Tenshi no Harawata” (Wnętrzności aniołów), autorstwa Takashi Ishii. Począwszy od 1977 roku ten pełen przemocy i seksu komiks był przenoszony na ekran przez najlepszych japońskich reżyserów, którzy stworzyli serię składającą się z siedmiu filmów. W każdej części pojawiała się kobieta o imieniu Nami, będąca na tropie jakiejś przerażającej tajemnicy. W miarę rozwoju akcji pojawiały się niejasne poszlaki wskazujące na jej winę i za każdym razem gdy wydawało się, że tajemnica została rozwikłana, pojawiały się nowe okoliczności. Ten motyw zwodniczej fatamorgany w filmowym wątku stał się cechą wspólną większości współczesnych japońskich horrorów, włącznie z filmem The Ring – Krąg i jego kontynuacjami.

W 1988 roku Takashi Ishii oraz reżyser „Wnętrzności aniołów” Toshiharu Ikeda rozpoczęli pracę nad serią filmów zawierających najbardziej wstrząsające sceny w japońskim kinie grozy. W filmie „Shiryo no Wana” (tytuł tłumaczony zazwyczaj jako „Evil Dead Trap” – „Śmiertelna pułapka”) prezenterka telewizyjna - oczywiście o imieniu Nami – otrzymuje taśmę filmową, na której przedstawiona jest ona sama, torturowana, a następnie zabita. Wspólnie z trzema koleżankami i reżyserem Nami udaje się w miejsce, gdzie został nakręcony film. Docierają do opuszczonej stacji badawczej należącej do rządu. Kolejne osoby giną mordowane w wyjątkowo okrutny i brutalny sposób, aż w końcu Nami zostaje sama. Pod koniec filmu akcja przenosi się w całkowicie zaskakujące i niepokojące rejony. Całość trudno opisać, ale pozostawia niezatarte wrażenia.

Ostatnio najlepsze japońskie horrory skupiają się na postaciach kobiecych. Twórcy filmu The Ring – Krąg świadomie zmienili płeć bohatera powieści, główną bohaterką czyniąc dociekliwą dziennikarkę. Niezwykłym uzupełnieniem tego „feministycznego” nurtu w japońskim kinie grozy jest horror „Sweet Home” Kiyoshi Kurosawy z 1989 roku. Film ten jest absolutnym arcydziełem – wielka szkoda, że na Zachodzie widziało go tak niewiele osób.

Więcej postaci kobiecych i inspiracji zaczerpniętych z mangi można znaleźć w innym nurcie współczesnego japońskiego kina grozy – w horrorach z nastoletnimi bohaterami. Nurt ten zapoczątkował film „House” z 1977 roku. „Eko Eko Azaraku” (Czarodziej ciemności) jest już bardziej typowym przykładem tego gatunku. Nowa uczennica, tajemnicza Misa, odkrywa, że w jej szkole miało miejsce pięć tajemniczych zabójstw, symbolizujących krwawy pentagram. Obdarzona magiczną mocą dziewczyna zamierza rozwikłać zagadkę. Nakręcony w 1995 roku film miał kilka kinowych kontynuacji, stał się również punktem wyjścia dla serialu telewizyjnego. Wyraźny jest też jego wpływ na popularny amerykański serial „Buffy postrach wampirów”.

Oczywiście nie jest to proces jednostronny. W japońskich horrorach z lat 80-tych i 90-tych bardzo czytelny jest wpływ zachodniego kina. Częste są aluzje do filmów Dario Argento, Davida Cronenberga oraz George’a Romero, jak również do seriali telewizyjnych w rodzaju „Z Archiwum X” czy „Miasteczka Twin Peaks”. Odcyfrowywanie zagadkowych wskazówek, tajemnicze przesłania ukryte w kamieniach, dziwne kulty i przeklęta kaseta wideo to tematy najnowszych japońskich horrorów: „Angel Dust”, „Organ”, „Cure”, „Hypnosis” oraz The Ring – Krąg. Filmy te jednak dalekie są od posługiwania się stereotypami i trudno przewidzieć, jak potoczy się ich akcja. Jak to często bywa w japońskiej sztuce, zachodnie wpływy są przyjmowane, a następnie mutują tworząc sztukę bogatą, tajemniczą i niewątpliwie bardzo japońską.

Zainspirowany serią bestsellerowych powieści i programem telewizyjnym horror The Ring – Krąg wygrał w Japonii konkurencję z hollywoodzkimi produkcjami, stając się kinowym przebojem. Od dziś będzie go można oglądać na ekranach kin w Wielkiej Brytanii. Planowana jest także realizacja amerykańskiego remake’u filmu. Japońskie kino grozy jest w szczytowej formie. Jego bogactwo i różnorodność są zaskakujące, a filmy takie jak „Gemini” Shiny’i Tsukamoto (kolejna adaptacja powieści Rampo), „Spiral” Higuchinsky'ego oraz „Audition” Takashi Miike'go wytyczają nowe granice gatunku. Miejmy nadzieję, że czyniąc to samo, The Ring – Krąg rozbudzi w końcu na Zachodzie zainteresowanie tą kopalnią skarbów jaką są japońskie filmy grozy.

Pete Tombs, The Guardian, 18 sierpnia 2000

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: The Ring - Krąg
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy