"Taxi 2": PARĘ SŁÓW WPROWADZENIA, CZYLI „TAXI 1”
LUC BESSON: „Pomysł na ten film, jak to zwykle bywa, był zupełnie prosty. Stałem w korku, wciśnięty w tylne siedzenie taksówki i nerwowo spoglądałem na zegarek, którego wskazówki jakby zastygły. I nagle pojawiła się myśl: ‘Gdyby taksówkarz potrafił zamienić auto w rakietę i wydostać mnie stąd, zapłaciłbym mu fortunę!’ I jest pomysł. O niczym innym nie mogłem już myśleć. Jaki by był ten samochód? Jakiego koloru? Kto prowadziłby? Jaki klient? Jaka trasa?”
Pomysł pozostawał w stanie hibernacji, dopóki Besson nie spotkał Gerarda Piresa, reżysera i maniaka samochodowego. Pires przez piętnaście lat zajmował się reklamą i miał ochotę wrócić do pełnego metrażu. Któż lepiej nadawałby się do tej roli? Besson znał sposób kręcenia Piresa i wiedział, że sprosta szybkiemu tempu filmu.
Michele Halberstad i Laurent Petin, producenci, wybrali scenariusz „TAXI 1” spośród trzech innych scenariuszy, które dostarczył im Besson. Było więc już wszystko: scenariusz, reżyser, producenci, brakowało tylko aktorów... I tu pojawiły się trudności. Prawie wszyscy znani młodzi aktorzy odmówili, uważając, że proponowane im role są za małe. Dzięki temu jednak zaistnieli na ekranie nowi aktorzy - Samy Naceri i Frederic Diefenthal.
Rozpoczęły się zdjęcia. Wszystko szło doskonale. Nie wzięto jednak pod uwagę natury Piresa... Człowiek ten złamał w wypadkach motoryzacyjnych chyba każdą kość po kilka razy. Tym razem jednak spadł z konia i złamał rękę w trzech miejscach. Trzeba więc było szukać innego reżysera, który mógłby go zastąpić. Został nim Gérard Krawczyk. Codziennie odwiedzał Piresa w szpitalu, by się z nim skonsultować. Pięć tygodni później bez słowa ustąpił zdrowemu już Piresowi miejsca.